Rozjaśniona blondynka w czerwieni działała na Neila jak płachta na byka. A może to po prostu ta konkretna blondynka w czerwieni?
Sposób, w jaki poruszała się po parkiecie, wabiąc go, by za nią podążał. I tak właśnie zrobił, jakby rzuciła na niego urok, zaklęcie, od którego nie mógł się uwolnić. To nie było w jego stylu, to on zwykle zaczynał flirt i kusił kobiety, by go goniły. A jednak stał tam, podążając za najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widział, jak szczeniak.
Taniec z jakąś kobietą w klubie nocnym nie był dla niego niczym nowym. Wcześnie przekonał się, obserwując ciąg żon i rozwodów jego ojca, że małżeństwo jest dla głupców. Większości kobiet i tak chodzi tylko o pieniądze, nie ma sensu tracić czasu na budowanie z którąkolwiek sensownego związku.
Pamiętał, jak płakała jego matka po wręczeniu ojcu papierów rozwodowych. Neil miał wtedy zaledwie osiem lat. Jego ojciec zachowywał się, jakby to po nim spływało, z ulgą, że nie musi już jej znosić. A ona naprawdę go kochała i pomagała mu zbudować jego firmę, która stawała się imperium. Poprosiła tylko o jeden z domów, które kupili razem przed rozwodem, i nic więcej. Nie chciała, żeby zrujnował jej reputację kłamstwami o tym, że jest chciwa na pieniądze. Miała na to zbyt wiele dumy, a dumę przekazała Neilowi, co często wpędzało go w kłopoty.
Neil przypomniał sobie, jak odebrała go z domu ojca i, widząc byłego męża obnoszącego się ze swoją nową nimfomanką, powiedziała Neilowi, co myśli o świętym małżeństwie.
„Nigdy się nie żeń, Neil. Małżeństwo jest dla frajerów. Dla głupich ludzi, którzy wierzą w takie rzeczy jak romans i miłość”.
Nosił tę radę ze sobą przez resztę życia. Nigdy nie zwracał się do ojca po rady dotyczące związków. Chociaż był młody, gdy obserwował, jak ojciec wprowadza i wyprowadza kobiety z domu, nie był głupi. Wiedział, że jego ojciec nie jest dobry dla kobiet, wykorzystuje je tylko do znudzenia, a potem odrzuca jak wczorajsze śmieci.
Raz jednak dał Neilowi nieproszony kawałek mądrości. To było zaraz po tym, jak zarobił swój pierwszy miliard dolarów i wyrzucił żonę numer dwa na bruk. Powiedziała sędziemu, że przyzwyczaiła się do stylu życia, na który on jej pozwalał przez ostatnie pięć lat, i że poświęciła cały swój czas i energię na pomoc ojcu w biznesie i „wychowywanie” mnie, że nie miała czasu na pracę nad żadnym z własnych pomysłów biznesowych. Sędzia się zgodził i odeszła z fajnymi dziesięcioma milionami z pieniędzy jego ojca.
W dniu, w którym sfinalizowano rozwód, jego ojciec zabrał ich do Vegas i wyprowadził Neila na miasto, wykorzystując swoje pieniądze, by wpuścić czternastoletniego Neila do miejsc, do których nie należał. Po tym, jak obaj byli już dość pijani, jego ojciec zwrócił się do niego.
„Neil”, powiedział, kładąc rękę na jego ramieniu, „te kobiety cię przeżują i wyplują, jeśli im na to pozwolisz. Jeśli kiedykolwiek okażesz się na tyle głupi, żeby się ożenić, upewnij się, że masz intercyzę”.
To było szesnaście lat temu. Teraz Neil miał trzydzieści lat i miał za sobą tylko jeden poważny związek. Julia.
Zamknął oczy, gdy muzyka stała się tłem dla jego myśli. Julia była inna niż ktokolwiek, kogo kiedykolwiek spotkał. Pamiętał, jak dosłownie na nią wpadł na kampusie Cornell. Spóźnił się na zajęcia i nie był to pierwszy raz. Właściwie to usłyszał, że jest tam na ostatniej prostej. Wykorzystywał pieniądze ojca jako kulę, by otwierać drzwi i wyciągać go z wielu sytuacji, ale to nie działało w Cornell.
Nie zwracał uwagi na to, dokąd idzie, i wpadł prosto na Julię, która bez wahania go zwyzywała. Był urzeczony. Po tym, jak wyjaśnił jej sytuację, przeprosiła za przekleństwa, a nawet pomogła mu dotrzeć na zajęcia, mówiąc profesorowi, że to jej wina, że się spóźnił. Od tego czasu byli nierozłączni.
Problem polegał na tym, że Neil nie chciał się zobowiązywać. Mimo że spędzali razem większość czasu, gdy nie spali, nie mógł się zmusić do powiedzenia, że są parą. Wodził ją za nos przez następne cztery lata, nazywając ją swoją „przyjaciółką”, przesypiając się z wieloma przypadkowymi kobietami, nigdy nie poświęcając czasu, by okazać Julii jakiekolwiek uznanie. I pewnego dnia znudziła się jego bzdurami i odeszła, nigdy się nie oglądając.
Nie żeby nigdy nie naciskała go, czy kiedykolwiek będą razem. Nie żeby nigdy nie poświęciła czasu na robienie specjalnych rzeczy, takich jak upieczenie mu ciasta na urodziny lub kupienie jakiejś uroczej drobnostki, o której pomyślała, że mu się spodoba, kiedy była na zakupach, tylko po to, by pokazać mu, że o nim myśli. Ale Neil nigdy tak naprawdę tego nie odwzajemniał. I myślał, że po prostu zostanie na zawsze, dopóki on może kiedyś nie będzie gotowy się ustatkować.
Ale ten dzień nigdy nie nadszedł. Nigdy nie dostał szansy, by pokazać Julii, jak bardzo mu na niej zależy. A jej odejście mocno go dotknęło. Musiał chodzić na terapię, żeby zrozumieć, co się stało i gdzie popełnił błąd. Ale zamiast zdać sobie sprawę, że jest idiotą, który musi traktować kobiety z większym szacunkiem, to, czego nauczył się podczas tych sesji na kozetce doktora McMahona, to fakt, że po prostu nie nadaje się do miłości. Romans i głupie pierdoły takie jak te po prostu nie były tym, kim jest. Był Townsleyem. Biznesmenem na wskroś.
Więc zamiast próbować znaleźć kogoś, z kim mógłby się ustatkować, po prostu kontynuował z przypadkowymi kobietami. Tylko trochę mu to przeszkadzało, kiedy nie było nikogo, z kim mógłby się przytulić w nocy. Ale zawsze mógł komuś zapłacić za przytulanie, jeśli tego potrzebował, nieważne jak żałośnie to brzmiało. Po ukończeniu studiów postanowił zakopać się głęboko i rozkręcić swój biznes. Nie ma co płakać nad tym, co mogło być. To dlatego zaszedł tak daleko w krótkim czasie. Jako jeden z najmłodszych miliarderów w historii zdecydowanie nie żałował swojej decyzji.
Często śmiał się ze swoją asystentką i najlepszym przyjacielem, Dominikiem, gdzie byliby, gdyby cały dzień gonili za ogonami, martwili się o zabieranie kobiet na wystawne kolacje, zamiast prowadzić biznes. Żartowali, że nigdy nie pozwolą sobie na zakochanie, bo inaczej skończą w Klubie B i B.
„Klub Złamanych i Zgorzkniałych. Jak raz do niego dołączysz, nigdy go nie opuścisz”, to motto, którym żartobliwie się kierowali. Zwłaszcza gdy Neil musiał pomóc Domowi przetrwać jego trudne rozstanie. Wiedzieli, że związki, małżeństwo i dzieci to nie jest nic, na co muszą czekać. Obaj mają całą przenikliwość biznesową, ale nie mają romantycznej bystrości. Więc po poskładaniu swoich złamanych serc, przysięgli żyć życiem playboya i tak już jest od tamtej pory.
Dominic pomógł Neilowi rozwinąć jego firmę, Visionetworks, w to, czym jest dzisiaj. Bycie młodym i głupim w świecie korporacji pomogło im, ponieważ nie wahali się zawierać ryzykownych transakcji biznesowych. Uzbrojeni w ten właśnie brak strachu i dobrą dawkę dumy swojej matki, Neil i Dom wchodzili do firm, które sprawiały, że mężczyźni dwa razy starsi od nich trzęśli się w butach. A po sfinalizowaniu ryzykownych transakcji, siadali z tyłu, śmiali się i zgarniali miliony zysków.
To nastawienie niewiele się zmieniło na przestrzeni lat, a tych dwóch zyskało miano Dynamicznego Duetu w kręgach biznesowych. Dominic miał ostre oko; wiedział, gdzie znaleźć najlepsze firmy we właściwym czasie, zapewniając Neilowi idealną okazję do wejścia i przejęcia ich.
Ale ostatnie wydarzenia sprawiły, że Neil pomyślał, że może powinni trochę zwolnić.
Dominic nigdy by się na to nie zgodził. Kiedy wyglądało na to, że gówno zaraz uderzy w wentylator, Dom robił wszystko, co mógł, żeby uspokoić Neila. Nie uważał, że to taka wielka sprawa. Słowa z rozmowy, którą odbył z Dominikiem kilka tygodni temu, wdarły się do jego myśli.
„Każdy popełnia błędy, prawda? Poza tym, po tygodniu lub dwóch, ta sprawa po prostu ucichnie i nikt nawet nie będzie pamiętał, stary. Wyluzuj, to zostanie załatwione bez problemu, od tego mamy Frankiego, prawda?”
Tylko że sprawa nie „ucichła”, i nieważne, co robił ich najlepszy prawnik, problem tylko narastał, aż nie można go było dłużej ignorować. Neil zaczął czuć nadciągającą burzę na horyzoncie, więc zrobił to, co zrobiłby każdy biznesmen z odrobiną rozsądku. Spanikował i uciekł z podkulonym ogonem między nogami. Więc oto był w nowym mieście, z dumą w Nowym Jorku, i miał nadzieję, że nie będą go śledzić wiadomości, i że kupił sobie trochę czasu na zastanowienie się, co robić.
Dlatego nie powinien tu teraz być, zwłaszcza na parkiecie w jakimś przypadkowym barze. Wysiadł z prywatnego odrzutowca zaledwie dwie godziny temu, a lot z Nowego Jorku do San Francisco nie jest krótki. Na szczęście nikt jeszcze nie wiedział, że tu jest. Mógł sobie tylko wyobrazić nagłówki.
„Miliarder Kawaler, Nathaniel Townsley, Prowadzi Nocne Życie w Złotym Mieście Pośród Skandalu Plymetrix”.
Potrząsnął głową na tę myśl i wypił gin z tonikiem, który zaniósł na parkiet. Który to już, numer trzy? Cztery? Kilka wypił też w samolocie. Może dlatego nie dbał. Na początku sprzeciwiał się myśli o wyjściu, ale Dominic nalegał. Ostatnio byli tak spięci, uwikłani w zeznania i kancelarie adwokackie, obaj potrzebowali tej przerwy. Poza tym, są w nowym mieście, szukając nowego początku, równie dobrze mogą wejść z hukiem.
Garnitur Prady i krawat to nie jest normalnie to, co by założył do takiego miejsca. Nie żeby nie było eleganckie czy coś, po prostu wolałby nie obnosić się ze swoją stroną biznesową, nie dawać znać o miliardach na swoim koncie bankowym. Ale Dominic był nieugięty, żeby wyciągnąć go z pokoju hotelowego, jak tylko jego bagaż wylądował, i zanim zdążył wślizgnąć się w piżamę i odpuścić na noc. A teraz powinien dać Domowi medal honorowy. Albo przynajmniej kupić drinka z wdzięczności.
Gdy gin przedzierał się przez jego żyły i rozgrzewał skórę, światła migotały, muzyka dudniła, a jego ciało poruszało się w rytm, nie mógł powstrzymać się od wdzięczności, że ten drań wyciągnął go dziś wieczorem. W końcu by wyszli, miał tylko trzydzieści lat i jego krew wciąż krążyła, zawsze był gotów na dobrą zabawę. Ale tak jak się czuł, gdy koła samolotu pocałowały chodnik, ten wieczór minąłby z jego ciałem przytulonym do materaca Serta zamiast do tej blond piękności.
Marie.
Jej dzikie niebieskie oczy rywalizowały z jego własnymi i kradła spojrzenia, gdy ocierała biodrami o jego miednicę. Próbował zachować spokój, ale alkohol krążący w jego naczyniach groził przemienieniem go w dziką bestię. I chciał Marie. Wszystko w niej krzyczało, że jest dla niego idealna.
Jej długie blond fale opadały na ramiona, błagając Neila, by splecił palce z pasmami i pociągnął. Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami i pomyślał, że popełnił błąd, dopóki kącik jej pulchnych ust nie uniósł się w seksownym uśmieszku. Puścił jej włosy i przejechał dłońmi po każdym krągłym miejscu jej ciała. Była smukła, ale jej ciało wciąż szczyciło się tym kobiecym kształtem. I w tej chwili nie pragnął niczego bardziej, jak owinąć się wokół niej tak ciasno, jak ta czerwona sukienka, którą miała na sobie.
Nachylił się do jej szyi, a jej słodki zapach pieścił jego nozdrza. Był tak odurzający, jak trunek, który pochłaniał. Zbliżył usta do jej ucha i przygotował się, by powiedzieć coś słodkiego, coś, co powie jej, jak piękna mu się wydaje, coś, co zrobi na niej wrażenie.
„Pachniesz niesamowicie”, wyszło mu, i skrzywił się na swoją tandetność. Odchyliła głowę do tyłu w chichocie, gdy jej ciało kołysało się w rytm muzyki, a głupota jego słów szybko zniknęła w rytmie muzyki. Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Była zdecydowanie najpiękniejszą kobietą w tym pokoju. Zauważył ją, jak tylko weszli, obserwował, jak odrzuca zaloty zboczeńców przy barze, analizował ją, gdy wypijała whisky. Planował podejść do niej w pewnym momencie wieczoru, ale dziwnie, onieśmieliła go. To było zaskakujące.
Kobiety normalnie nie przerażały Neila. Jeśli jego wygląd i muskularna sylwetka nie były dla nich wystarczająco atrakcyjne, jego głębokie kieszenie zdecydowanie były. Nigdy nie miał problemów z podejściem i rozmową z płcią przeciwną, przychodziło mu to tak naturalnie, jak picie wody. Ale w Marie było coś, czego nie mógł uchwycić. Znał ją tylko przez te kilka chwil na tym przypadkowym parkiecie w San Francisco, ale jej dotyk go elektryzował. Jej beztroski duch i pewność siebie były seksowne; musiał dowiedzieć się o niej więcej. Fakt, że to ona do niego podeszła, jeszcze bardziej podsycił jego pożądanie.
Gdy piosenka się skończyła, owinął palce wokół miękkiej skóry jej nadgarstka, prowadząc ją z parkietu. Podeszli do baru i Neil skinął na barmana. Szybko napełniła im drinki, które Marie wypiła jednym haustem. Neil prawie się zakrztusił swoim łykiem. Obserwował, jak trzasnęła szklanym kieliszkiem o blat baru i oblizała kącik ust. Zaśmiał się i uniósł brwi.
„Próbujesz zapomnieć o swoim byłym?” powiedział, podnosząc głos ponad muzykę. Uśmiech Marie zniknął, a jej oczy uciekły od jego. Co to było? Wstyd? Ból? Neil nie był pewien, ale zdecydowanie dotknął nerwu, którego nie zamierzał dotknąć. Podniosła rękę po kolejny kieliszek i nawet barman zawahał się, zanim złapał butelkę whisky i nalał kolejny kieliszek.
Cholera, Neil, dałeś czadu.
Musiał coś powiedzieć, żeby się poprawić. Wpatrywała się w szklankę na barze, a Neil dotknął jej ramienia. Kiedy jej oczy spotkały się z jego oczami, jego serce zaczęło walić o ścianę jego klatki piersiowej. Mogła go w tej chwili obrazić, spoliczkować… cholera, cokolwiek, a to nie powstrzymałoby ciepła buzującego w jego żołądku. Uniósł resztę swojego drinka i skinął w stronę jej szklanki.
„Na zdrowie”, powiedział, a zabrzmiało to bardziej jak pytanie niż stwierdzenie. Ten seksowny uśmieszek pojawił się na jednej stronie jej ust.
„Nie wiem. Czy Sędzia McOsądzacz zaraz mnie skarci za kolejnego?” powiedziała, a błysk w jej oku powiedział Neilowi, że wie dokładnie, co robi. Nie mógł powstrzymać się od pokazania wszystkich swoich przednich zębów i odchylił głowę do tyłu ze śmiechu. Seksowna i cwaniara? Zdecydowanie znalazł zwycięzcę.
Kiedy skończył się śmiać, nic nie powiedział, tylko ponownie uniósł szklankę w jej stronę. Jej oczy przeskanowały jego twarz, jakby w tej chwili kwestionowała swoją decyzję. Jej oczy nigdy nie odrywały się od jego, owinęła ręce wokół swojej szklanki i uniosła ją, by się z nim spotkać. Gdy stuknęli się i poruszyli, by przełknąć swój drink, ich oczy pozostały wpatrzone w siebie. Neil nie mógł powstrzymać uśmiechu. Ta kobieta to kłopoty, ale nie złe kłopoty. Tego typu kłopoty, w których mógłby się zanurzyć na długi czas.
Potrząsnął głową, by pozbyć się tej myśli. Alkohol musiał zamglić jego osąd. Nie ma mowy, żeby mógł cokolwiek czuć do tej kobiety, którą właśnie poznał, w barze, ni mniej, ni więcej. Ale jakkolwiek banalnie to brzmiało, było w niej coś, czego nie mógł puścić. Coś, co sprawiało, że chciał poznać wszystko o niej, każdy zakątek jej ciała i umysłu.
Próbował z tym walczyć, gdy wypijali kolejnego drinka. Nawet gdy Marie przyłożyła dłoń do jego piersi, owinęła ją wokół jego krawata i wyciągnęła go z powrotem na parkiet. Nawet gdy pytał ją o swój pokój hotelowy. I nawet gdy się zgodziła, i wsiedli do czekającego na niego town cara. Duchy, które trawiły jego komórki mózgowe, nie mogły nawet powstrzymać Neila od wiedzy, że ta kobieta będzie czymś więcej niż tylko głupim romansem. Ale nie to się teraz liczyło. Teraz musiał zabrać ją z powrotem do swojego pokoju hotelowego.
















