logo

FicSpire

Kiedy jego idealna maska pękła, ja się obudziłam.

Kiedy jego idealna maska pękła, ja się obudziłam.

Autor: Seraphina Moreau

Rozdział 6 Dopadła tego mężczyznę jak burza
Autor: Seraphina Moreau
25 lis 2025
Zacharias zatrzymał się za nią i zatrąbił. Raz. Drugi raz. Trzeci raz. Anneliese nawet się nie obejrzała. Szła dalej, z opuszczoną głową, jej kroki były szybkie i miarowe, jakby przed czymś uciekała. Gwałtownie zahamował i wysiadł. Dogonił ją w kilku susach. – Wsiadaj do samochodu. – Robi mi się niedobrze w samochodzie. Mam ochotę zwymiotować. Chcę iść pieszo. Anneliese szła dalej, wymachując energicznie rękami, jakby próbowała strząsnąć z siebie każde imię i każdą twarz z tamtego domu. Bycie workiem treningowym rodziny ją wykończyło. Spojrzenia, które Zacharias i Selina wymienili podczas kolacji, nadal przyprawiały Anneliese o mdłości. Te szybkie spojrzenia, ciche wiadomości przekazywane między nimi – wszyscy przy tym stole to widzieli. Nikt nic nie powiedział. Jak ludzie mogą mówić o odpuszczaniu, jakby to było takie proste? Jakby można było po prostu wyłączyć wszystko, co się czuje? Powtarzała sobie, żeby była silna. Powtarzała sobie, żeby iść dalej, ale jej serce wlokło się za nią jak zmęczone zwierzę, zbyt przerażone, by puścić umierającą rzecz. Próbowała. Walczyła o uzdrowienie, ale dlaczego on nie może jej po prostu zostawić w spokoju? – Puść mnie! Nie dotykaj mnie! – krzyknęła, wyrywając ramię. Jednak zanim zdążyła się cofnąć, jej stopy oderwały się od ziemi. Zacharias podniósł ją bez słowa. Zaniósł ją do samochodu, wepchnął na siedzenie pasażera, zapiął pasy i zatrzasnął drzwi. W środku wszystko ucichło, słychać było tylko ich ciężkie oddechy. – Anne, co ty w ogóle robisz? Jego głos w końcu przerwał ciszę. Anneliese nie odpowiedziała. Odwróciła twarz w stronę okna i wpatrywała się na zewnątrz. Jego palce zacisnęły się na kierownicy. Jego kostki wystąpiły. Jego szczęka się napięła. Nie zadrgnęła. Zacharias zerwał krawat, złapał ją za nadgarstek i przyciągnął bliżej. – Anneliese! Odwróciła głowę. Zatkało go. Jej twarz zbladła. Jej skóra wyglądała na cienką jak papier w miękkim świetle. Jej oczy były szerokie i ciemne, ale zamglone łzami, których nie puściła. Krawędzie jej rzęs były czerwone. Jej policzki miały delikatny rumieniec, jakby za chwilę miała się załamać. I z jakiegoś powodu Zacharias poczuł, że już to zrobiła. Coś ścisnęło go w piersi. Cała jego twarz zmieniła się pod wpływem poczucia winy. Anneliese próbowała się wyrwać. – Puść mnie! Co ja robię? Jestem zraniona. Całe moje ciało boli i nie mogę się nawet zdenerwować? Spojrzała prosto na niego. – Zacharias, zadaj sobie pytanie – czy w ogóle ci na mnie jeszcze zależy? Wyraz w jego oczach się zmienił. Jego poczucie winy przerodziło się w desperację. Wyciągnął rękę i potarł ją po plecach. – Przepraszam, kochanie. Tak bardzo przepraszam. To moja wina. Nie wiedziałem, że zupa jest taka gorąca. Pozwól, że zobaczę to oparzenie, dobrze? – Sięgnął do dołu jej koszuli. Odsunęła jego rękę. Nie warknął. Jego głos pozostał łagodny. – Okej. Okej. Jedziemy do szpitala. Nachylił się, żeby pocałować ją w czoło. Odwróciła głowę i pocałunek chybił. Lekko potargał ją po włosach i uruchomił silnik. Nie przejechali daleko, zanim jego telefon zaczął dzwonić raz za razem. Zignorował pierwsze połączenie, potem drugie. Po trzecim włożył słuchawkę do ucha i odebrał. Wyraz jego twarzy zmienił się w mgnieniu oka. Zniknęło zmartwienie, zastąpił je uprzejmy, napięty uśmiech. – Mam nagły wypadek w pracy. Możesz tu na chwilę wyjść? Anneliese nic nie powiedziała. Otworzyła drzwi i wysiadła. Potem zatrzasnęła je za sobą. – Zaraz Jackie po ciebie przyjedzie. Poczekaj tutaj, dobrze? – powiedział przez okno. Nie odpowiedziała. Stała na wietrze z opuszczonymi rękami, jej sukienka delikatnie powiewała. Jej twarz wyglądała jak spokojna tafla szkła. Zacharias wpatrywał się w nią. Coś w nim zadrżało. Wyglądała, jakby już jej nie było. Zawahał się, ale krzyk Coral wypełnił jego umysł. Przypomniał sobie o wypadku, o którym wspomniała. Przypomniał sobie, jak Anneliese podążała za nim, odkąd miała dziewięć lat. Przypomniał sobie ją w wieku osiemnastu lat, odchodzącą od Whitesów tylko po to, by zamieszkać z nim w tej wilgotnej piwnicy. Przypomniał sobie, jak bardzo go kiedyś kochała. Wcisnął gaz i odjechał. Kochała go. Zawsze będzie jego światem. Kiedyś jej to wynagrodzi. Anneliese stała tam, gdzie ją zostawił i patrzyła, jak luksusowy samochód znika na drodze przed nią. Jej usta wygięły się w cienki uśmiech. Zacharias, nikt nie stoi w miejscu na zawsze, pomyślała. Myślisz, że chwila „prawdziwej miłości” może zatrzymać kogoś na zawsze? Posiadłość Whitesów znajdowała się wysoko na zamkniętym osiedlu zbudowanym na wzgórzach. Powietrze było nieruchome. Droga była czysta. Nie było widać taksówek. Zadzwoniła do Jessiki, a potem zaczęła schodzić sama w dół. Kiedy skręciła za róg, zobaczyła troje dzieci zebranych pod wysokim drzewem, skaczących i krzyczących. Jeden z nich, chłopiec nie starszy niż dziesięć lat, był w połowie pnia. – Hej! To niebezpieczne! Zejdź stamtąd! Drzewo stało tuż obok brzegu sztucznego jeziora. Chłopiec stracił równowagę i ześlizgnął się na bok, przechylając się w stronę zbocza w pobliżu wody. Anneliese ruszyła biegiem. Jej stopy uderzyły mocno o ziemię. Musiała do niego dotrzeć na czas. – Nie, musimy się wspiąć! Nasz dron utknął w drzewie! Czy możesz nam pomóc go zdjąć? Mała dziewczynka z dwoma sprężystymi kitkami uczepiła się rękawa Anneliese, jej głos był pełen naglącej potrzeby. Nie mogła mieć więcej niż pięć lat. Wyglądała jak kłębek śniegu z ogromnymi mrugającymi oczami, które lśniły z troski. Anneliese przykucnęła i delikatnie poklepała ją po głowie. – Nie jestem dobra we wspinaniu się na drzewa, kochanie. Dziewczynka nadęła policzki i zmarszczyła brwi. Anneliese wskazała na kontroler, który trzymała w rękach. – Ale jestem naprawdę dobra w lataniu dronami. Może mi go podasz i spróbuję go sprowadzić na dół? Chłopcy zgromadzili się wokół, ich głosy nakładały się na siebie. – Nie ma mowy! Utknął! Nigdy go nie wyciągniesz! – Pff, latam dronami, zanim jeszcze wyszedłeś z przedszkola. Próbowałem już sto razy. Jeśli nie umiesz się wspinać, to odsuń się i przestań pogarszać sytuację. Chłopiec na drzewie zadarł brodę i uśmiechnął się z zadowoleniem. Anneliese zaśmiała się cicho. – Dobrze, zróbmy układ. Jeśli nie uda mi się go zdjąć, kupię wam nowego. Ale jeśli mi się uda, musicie krzyknąć, bardzo głośno: "Pani jest najlepsza!" Zgoda? – Zgoda! Będziesz tego żałować! Lemon, daj jej kontroler! – Nie, to ty zaraz odszczekasz. Patrz na to. Anneliese rzuciła okiem na drona, namierzyła jego pozycję i poruszyła drążkiem sterującym bez wahania. Chłopiec prychnął, założył ręce i czekał, aż uderzy w gałąź. Ale jego zadowolony wyraz twarzy zniknął w mgnieniu oka. Dron, który był mocno zaklinowany w gałęziach jak robak w słoiku, nagle ożył. Drgnął raz, a potem przeleciał przez liście z czystym przełamaniem, przecinając szczeliny jak srebrna strzała. Wystrzelił z drzewa z ostrym przechyleniem, wznosząc się szybko, gdy wzbił się w otwarte niebo. – Wow! – Lata! – Naprawdę jej się udało! Anneliese cofnęła się i poprowadziła drona płynnymi lotami nurkowymi i zakrętami, ścigając go tuż nad powierzchnią jeziora, zanim ponownie podciągnęła go w kierunku chmur. Dzieci wiwatowały za nią, klaszcząc i krzycząc, jakby miały miejsca w pierwszym rzędzie na pokazie lotniczym. Anneliese odchyliła głowę do tyłu i patrzyła, jak szybuje. Z każdym okrążeniem coś ciężkiego w jej wnętrzu stawało się lżejsze. Cofnęła się ponownie, jej uśmiech był swobodny i szeroki, jej usta rozchylone, gdy wiatr dotknął jej twarzy. Potem na coś wpadła. Nie było zimne jak ściana. Było ciepłe. I oddychało. Odwróciła się szybko, zaskoczona, a ciepły oddech musnął jej ucho. To nie była ściana. To był mężczyzna. Panika sprawiła, że się odwróciła, ale straciła równowagę i przechyliła się do tyłu. Wpadła prosto na niego, odrzucając ich oboje o krok. Jego plecy uderzyły o kamienny mur za nimi. Anneliese sięgnęła po cokolwiek, żeby nie upaść. Jej palce chwyciły jego krawat i mocno go pociągnęły. Zamarlili w tej pozycji, ciała blisko siebie, jej ręka nadal zaciskała się na jedwabnym węźle na jego piersi. Spojrzała w górę i zobaczyła ostrą linię jego szczęki, bladą skórę otoczoną kołnierzykiem świeżej białej koszuli. Jego jabłko Adama lekko się przesunęło. Mały pieprzyk tuż pod nim poruszał się wraz z ruchem, subtelny, ale rozpraszający. Głęboki dźwięk zabrzmiał z jego piersi. Anneliese zamrugała, zdając sobie sprawę, że nadal trzyma go za krawat i praktycznie wbiła go w jego szyję. Cienka czerwona linia zaznaczała krawędź jego kołnierzyka. Puściła go szybko i cofnęła się o krok. Potem rozległy się krzyki dzieci. – Rozbija się! Spada! Jej serce podskoczyło. Dron! Spojrzała w dół na kontroler, jej palce zamarły. Nie miała pojęcia, jakiej komendy użyć. Spojrzała w górę, mrużąc oczy przez gałęzie… Wtedy ciepła dłoń przesunęła się po jej dłoni. Jego palce owinęły się wokół jej palców i delikatnie nacisnęły na drążek. Dron zaczął kręcić się w dół, wirując w kierunku wierzchołków drzew. Ale tuż przed uderzeniem gwałtownie się skręcił i ponownie wzniósł, ocierając się o gałęzie czystym ruchem. Kończyny zadrżały i złote kwiaty spadły deszczem, trzepocząc się w powietrzu jak złote płatki śniegu. Światła zapaliły się wokół nich, jedno po drugim, zalewając podwórze miękkim bursztynem. W gasnącym świetle i zapachu zmiażdżonych płatków Anneliese podniosła wzrok i spotkała jego oczy. Były głębokie i nieruchome, ciemne jak ocean w nocy.

Najnowszy rozdział

novel.totalChaptersTitle: 99

Może Ci Się Również Spodobać

Odkryj więcej niesamowitych historii

Lista Rozdziałów

Wszystkie Rozdziały

99 rozdziałów dostępnych

Ustawienia Czytania

Rozmiar Czcionki

16px
Obecny Rozmiar

Motyw

Wysokość Wiersza

Grubość Czcionki

Rozdział 6 Dopadła tego mężczyznę jak burza – Kiedy jego idealna maska pękła, ja się obudziłam. | Czytaj powieści online na FicSpire