Oczy Anneliese otworzyły się gwałtownie. Całe jej ciało zastygło. Nie mogła w to uwierzyć.
Spędził noc z inną kobietą. Potem wrócił do domu i próbował z nią spać, jakby nic się nie stało.
Czy Koralia nie wystarczała jego apetytowi?
Zamarła na sekundę, oszołomiona. Potem poczuła, jak jego usta przywierają do jej ust.
Były ciepłe i miękkie. Jego oddech był znajomy. Powinien był coś znaczyć, ale nie znaczył. Żadnego żaru. Żadnego przyciągania. Tylko pustka.
"Złaź ze mnie! Puść mnie!"
Szamotała się pod nim, próbowała go odepchnąć. Kiedy się nie poruszył, wbiła zęby w jego wargę z całej siły.
Metaliczny zapach krwi unosił się w pokoju, gdy Zacharias w końcu podniósł głowę.
"Anneliese... odpychasz mnie?"
Jego głos zadrżał gniewem i niedowierzaniem. Wpatrywał się prosto w nią, oczy burzliwe i oskarżycielskie, podczas gdy jego dłoń zaciskała się mocno na jej ramieniu.
Potem jego wzrok opadł i chwycił ją za nadgarstek. "Gdzie jest twoja obrączka?"
Zauważył.
Anneliese próbowała wyswobodzić rękę. "Ja... zgubiłam ją przez przypadek."
"Zgubiłaś ją? Gdzie?"
Zacharias jej nie wierzył. Coś było nie tak. Zastanawiał się, czy czegoś się nie dowiedziała.
Od dni była nieobecna, a ten pierścionek nigdy nie opuszczał jej palca, nawet we śnie, a teraz jej dłoń była naga, z jedynie bladym śladem po pierścionku.
Anneliese spotkała się z jego wzrokiem i poczuła, jak ściska ją żołądek. "Mówiłam ci, zgubiłam go. Gdybym wiedziała gdzie, to by się nie zgubił. Ranisz mnie..."
Jego palce wbiły się w nią. Jej długie włosy rozsypały się po poduszce jak splątana masa.
Jej oczy, już jasne, zaczęły się zamazywać, gdy zebrały się w nich łzy. Rzęsy jej się posklejały, policzki zaczerwieniły się z bólu i strachu. A potem łzy się wylały.
Spojrzała na niego szerokimi, wypełnionymi łzami oczami, krucha i przestraszona.
Wyglądała jak kwiat zmaltretowany deszczem - piękny, bezradny i łamiący się.
Zacharias pomyślał, że płacze z powodu pierścionka, co tylko sprawiło, że zapragnął jej jeszcze bardziej.
Żar w nim wzrósł, gęsty i nieustępliwy.
"Anne... Kochanie, pozwól mi się tobą zaopiekować. Tylko raz, dobrze?"
Jego włosy były potargane, usta spuchnięte od jej ugryzienia. Jego oczy, zazwyczaj tak spokojne, były pełne głodu i potrzeby.
Nawet teraz, z tym rozcięciem na wardze, wyglądał niemal nierealnie. Zbyt idealny. Zbyt wypolerowany. Rana tylko uczyniła go bardziej niebezpiecznym.
Anneliese widziała w nim pożądanie, ale czuła tylko obrzydzenie. Strach pełzał po jej żyłach jak lód.
Jej wzrok powędrował ku jego piersi. W ich walce jego koszula rozpięła się, a kołnierzyk zwisał teraz luźno.
Tam, na jego skórze, widniał ślad szminki. Były słabe, ale oczywiste.
Wstrzymała oddech.
Jej żołądek się skręcił.
Chciała krzyczeć, wypluć mu prawdę w twarz. Chciała pobiec do kuchni, chwycić tasak i odciąć mu to żałosne ścierwo.
Potem przekroiłaby je na pół. Jedną część oddała Koralii, a drugą wysłała Selinie.
Był obrzydliwy.
Ale znała Zachariasa zbyt dobrze. Był obsesyjny, nieustępliwy. Gdyby skonfrontowała się z nim teraz, uparłby się. Nie puściłby jej.
Więc zamiast tego pozwoliła, by ból się wylał.
"Ranisz mnie! Moje oparzenie wciąż piecze! Ty bezduszny draniu! Moje ciało nawet się nie zagoiło, a ty próbujesz mnie zapłodnić tylko po to, żeby to stracić?"
Jej głos załamał się i zadrżał, gdy łzy spływały.
Anneliese nigdy nie była osobą, która łatwo płacze. Wychowała się w sierocińcu. Jej rodzice adopcyjni zmarli młodo. Sama opiekowała się chorą babcią. Nauczyła się znosić ból, nie dając mu się poznać.
Tak, nawet przed nim.
Nawet przy nim prawie nigdy nie opuszczała gardy.
Zacharias wciąż pamiętał dzień, w którym została przewieziona na operację, gdy miała osiemnaście lat. Siedział przy jej łóżku, ściskając jej zimną dłoń, z oczami płonącymi na czerwono.
Kiedy się obudziła, obdarzyła go tym krzywym uśmiechem.
"Zacharias, płaczesz? Spójrz, nic mi nie jest. Nadal mogę się śmiać."
Czasami nienawidził tego, jak silna była. Nigdy nie opierała się na nim tak, jak on tego chciał. Nigdy go nie potrzebowała tak, jak on jej potrzebował.
Chciał pozbawić ją tej siły. Chciał, żeby była mała, zależna, krucha - jego.
Ale teraz, widząc ją tak płaczącą, coś w nim pękło.
Szybko z niej zszedł i usiadł na skraju łóżka. Poczucie winy wbiło się głęboko w jego pierś.
Wyciągnął rękę i otarł jej policzki, jego ręce były teraz delikatne.
"Anne, nie płacz. To moja wina. Nie powinienem cię skrzywdzić. Uderz mnie, jeśli to pomoże, dobrze?"
Wziął jej rękę i uniósł ją w swoją stronę.
Jednak Anneliese cofnęła rękę. "Nie dotykaj mnie. Wyjdź. Nie chcę cię widzieć."
Zacharias zamarł. Nie chciał wychodzić. Chciał ją przytulić, naprawić to.
Ale wyglądała na złamaną. A najgorsze - nawet nie chciała się na nim wyżyć.
To ciche odrzucenie uderzyło mocniej niż cokolwiek innego.
Puścił ją i powoli wstał.
"Dobrze. Wyśpij się. Zostanę dziś w pokoju gościnnym. Znajdę pierścionek. Nie denerwuj się."
…
Gdy Zacharias wychodził, schylił się i podniósł spodnie od piżamy, które zostały zerwane z Anneliese poprzedniej nocy.
Nie zostawił ich. Zabrał je ze sobą.
Zawsze jasno wyrażał swoje pragnienie, ale owijał je czułością, maskując jako miłość.
Anneliese myślała, że to słodkie. Sprawiało, że czuła się pożądana. Bezpieczna.
Teraz ją to obrzydzało.
Wstała z łóżka, wytarła twarz i zatoczyła się do łazienki.
Chwyciła szczoteczkę do zębów i szorowała, aż dziąsła ją piekły, a usta były obolałe. Smak pasty do zębów nie pomagał. Nic nie pomagało.
Kiedy w końcu wróciła do łóżka, owinęła koc wokół ciała jak zbroję i leżała tam bez ruchu.
…
Zanim wstała następnego ranka, Zachariasa już nie było.
Na dole Zoey powitała ją ciepłym uśmiechem i miską czarnej ziołowej mikstury. "Dzień dobry, pani. Oto pani lekarstwo. Właśnie skończyłam je gotować. Niech trochę ostygnie, a potem wypije pani po śniadaniu."
Anneliese spojrzała na miskę. Zazwyczaj wmuszała ją w siebie, zatykając nos. Ale dziś sam jej zapach sprawiał, że żołądek jej się skręcał. Gorycz zdawała się wypływać z jej wnętrzności, wypełniając jej gardło i ściskając jej klatkę piersiową.
"Zostaw to" - powiedziała.
"Pan sam przygotował dziś śniadanie. Zostawił nawet dla pani notatkę. Bardzo się o panią troszczy..."
"Potrzebuję, żebyś mi coś kupiła" - przerwała Anneliese, wręczając jej trochę gotówki. Nie chciała słyszeć ani słowa więcej.
Właśnie wtedy przybyła Jessica. Jedzenie już było. Równie dobrze mogły je zjeść. Wyrzucanie go wydawało się przyznaniem się do porażki. Więc Anneliese pociągnęła Jessicę do stołu i zjadła z nią śniadanie. Potem wylała całą miskę lekarstwa do zlewu i wyszła.
W samochodzie osunęła się na siedzenie.
Jessica zerknęła na nią. "Ciężka noc?"
Anneliese prawie nie spała. Każde skrzypnięcie desek podłogowych sprawiało, że wzdrygała się. Wciąż wyobrażała sobie, jak Zacharias wyważa drzwi. Jej myśli zamieniły się w ciężką mgłę, wypełnioną wspomnieniami, których nie mogła się pozbyć.
Pokręciła głową. Nie chciała rozmawiać.
Jessica to uszanowała. "Odpocznij. Obudzę cię, jak dojedziemy."
Anneliese oparła się na bok i w ciągu kilku minut zasnęła.
Spędziły poranek w Sinoria Postal Services, załatwiając formalności związane ze zmianą adresu.
Wszystko poszło gładko.
Kiedy wyszły, było to oficjalne. Nie była już mieszkanką posiadłości White.
Jej nowy adres to mieszkanie, które zostawiła jej babcia.
Jessica objęła ją ramieniem i uśmiechnęła się szeroko. "W końcu jesteś wolna. Niech ta banda ślepych głupców nadal wielbi tę fałszywą sukę. Pewnego dnia wszyscy zadławią się tą zgniłą wiśnią."
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. "No chodź. Czas świętować. Duży posiłek. Ja stawiam."
Właśnie wsiadły do samochodu, gdy zadzwonił telefon Anneliese.
Otworzyła wiadomość z nieznanego numeru - to było zdjęcie.
Obraz przedstawiał słabo oświetlone wnętrze samochodu. Kobieta siedziała okrakiem na kolanach mężczyzny, a jej obcisła spódnica była podciągnięta do połowy ud.
Jego dłoń była wsunięta pod materiał. Ciemna plama zakwitła na jego spodniach.
A na jego palcu serdecznym znajdowała się znajoma złota obrączka.
Potem nadeszła kolejna wiadomość - "Jest niesamowity. Dwa palce i się trzęsę".
Anneliese wpatrywała się w ekran. Jej żołądek podskoczył.
Ta dłoń - ta, która była zagrzebana między nogami kogoś innego - przygotowała jej dziś rano śniadanie.
Otworzyła gwałtownie drzwi samochodu, zakryła usta i pobiegła w stronę kosza na śmieci.
Jessica pobiegła za nią, klepiąc ją po plecach. "Annie? Wszystko w porządku?"
Anneliese wytarła usta i wymamrotała: "Śniadanie... Zacharias je zrobił."
Jessica zatrzymała się. Jej wyraz twarzy się zmienił. Potem zakryła usta dłonią, pochyliła się i zwymiotowała obok niej.
…
Nie rozmawiały przez dziesięć minut. Kiedy wróciły do samochodu, Jessica trzasnęła drzwiami i usiadła z powrotem, wściekła.
"Kim jest ta tandetna kochanka? Myśli, że bycie tą drugą kobietą to jakaś nagroda? Jej mama musiała ją urodzić w częściach i zapomniała wypchnąć mózg. Jak ktoś może być tak dumny z bycia tanią?"
Anneliese milczała. Ale teraz była spokojna. Skupiona.
Zapisała zdjęcie i zrobiła zrzut ekranu wiadomości.
"Te, które pomogłaś mi zrobić wcześniej? Nie wystarczą w sądzie, ale to wystarczy. Powinnam jej podziękować."
Otworzyła swoje wiadomości i szybko napisała.
"Wow. Jest tak dobry, że straciłaś kontrolę nad pęcherzem i funkcjami mózgu w tym samym czasie. Wiem, że to ty, Koralio. Bluestar Cafe. Za godzinę. Jeśli się nie pojawisz, sama wyślę to Zachariasowi."
















