Stał wysoki, opierając jedno ramię o ścianę, głowę lekko pochyloną.
Blask za nim muskał krawędź jego twarzy, pozostawiając resztę w cieniu. Nie musiał mówić, by go poczuć. Jego obecność wypełniała przestrzeń, ciężka i ostra, jak coś niebezpiecznego owiniętego w jedwab.
Anneliese stała zamarła, zbyt oszołomiona, by zareagować.
Wyłączył drona, puścił jej dłoń i uniósł brew.
Jego głos był niski i spokojny, z nutą ironicznego rozbawienia.
– Czekasz, aż powiem... "Panno, jest pani najlepsza?", zanim mnie puścisz?
Jego oddech muskał jej skórę, ciepły i bliski.
Anneliese otrząsnęła się. Jej palce wciąż były zaplątane w jego krawat.
Odskoczyła, spuściła wzrok i wpatrywała się w ziemię, z płonącymi policzkami.
Na szczęście dzieciaki wróciły i otoczyły Anneliese jak stado podekscytowanych szczeniąt.
– Panno, to było niesamowite!
– Może pani pokazać, jak zrobić ten obrót?
– Chcę nim latać bardzo nisko nad jeziorem, tak jak pani. To było super!
– Panno, jest pani najlepszym pilotem na świecie!
Anneliese prawie jęknęła. Czy naprawdę musiały ciągle wołać do niej "panno"?
Gdzie podziała się ta uprzejmość wcześniej, kiedy przekrzykiwały się nawzajem?
Uśmiechnęła się szybko i próbowała otrząsnąć się z niezręczności. – Robi się już ciemno. Powinniście wracać do domu, dzieciaki.
…
W samą porę w oddali pojawili się rodzice, wołając swoje dzieci. Grupa rozbiegła się we wszystkie strony jak spłoszone kaczuszki.
Kiedy się odwróciła, zauważyła małą dziewczynkę z wcześniej, mocno trzymającą się nogi wysokiego mężczyzny. Wciąż wpatrywała się w Anneliese, z szeroko otwartymi oczami pełnymi ciekawości.
Ich spojrzenia się spotkały, a dziewczynka uśmiechnęła się nieśmiało, pokazując ząbki.
– Panno, uratowała pani Śnieżnego Orła. Jak mam pani podziękować?
Jej cichy, słodki głos ogrzał serce Anneliese.
Anneliese pochyliła się z łagodnym uśmiechem.
– Czyli twój dron ma imię? Śnieżny Orzeł? To całkiem fajne. I nie musisz mi dziękować. Twój tata też jest bardzo zdolny. Założę się, że sam by go sprowadził na dół beze mnie.
Spojrzała na mężczyznę obok, przypominając sobie wcześniejsze zderzenie.
– Bardzo mi przykro z powodu tego, co się stało. Nie widziałam pana tam i wpadłam na pana.
Wstyd uderzył z całą mocą.
Nawet nie podniosła głowy. Jej oczy utkwiły w pogniecionym krawacie mężczyzny, tym, za który pociągnęła.
Na jego białej koszuli widniała teraz ciemna plama po zupie, którą wylała.
Bałagan odznaczał się na tle czystego materiału. Jego krawat wyglądał na całkowicie zniszczony.
Poczuła skurcz w żołądku. Wydała z siebie suchy śmiech, wyjęła telefon i wyciągnęła go.
– Mogę prosić o pana dane kontaktowe?
Nie sięgnął po niego. Jedną rękę trzymał w kieszeni spodni, drugą lekko oparł na ramieniu dziewczynki. – Hm?
Anneliese natychmiast zdała sobie sprawę, jak to musiało zabrzmieć. Machnęła ręką. – Nie, nie, nie o to chodzi. Po prostu czuję się źle, że zniszczyłam panu koszulę. Jeśli da mi pan swoje dane, wyślę panu nową.
Próbując być uprzejmą, podniosła wzrok, by spotkać się z jego oczami – i zamarła.
Jego rysy były ostre i wyraźne. Mocne brwi, wysoki grzbiet nosa i duże oczy, głęboko osadzone, o wyrazistym charakterze.
Nawet gdy jego wzrok był spuszczony, powietrze wokół niego wydawało się ciężkie, jakby dźwigał ciężar, nie wypowiadając słowa.
Jej serce dziwnie zadrżało. Zrzuciła to na karb poczucia winy.
– Uczył się pan pilotowania dronów profesjonalnie?
Nie skomentował koszuli. Nawet nie spojrzał na jej telefon. To pytanie było wszystkim, co go interesowało.
Anneliese zrobiła o wiele więcej niż tylko się nauczyła.
Studiowała projektowanie samolotów. Mogła rozebrać drona na części i złożyć go z powrotem z zamkniętymi oczami.
To był kiedyś jej świat. Jej marzenie. Coś, z czego zrezygnowała, ale teraz chciała to odzyskać.
Miała dopiero dwadzieścia dwa lata. Wciąż miała czas.
Coś zapłonęło w jej oczach. Uśmiechnęła się delikatnie.
– Trochę studiowałam. W każdym razie, co do koszuli…
– Nic się nie stało. Pomagała pani dziewczynce.
Jego głos był spokojny, ręka wciąż schowana w kieszeni.
Anneliese przestała naciskać. Źle się czuła, nalegając, zwłaszcza że mężczyzna najwyraźniej miał rodzinę.
Oferowanie wymiany jego koszuli wydało się teraz przesadą.
Lekko się ukłoniła, a następnie sięgnęła do torby i wyjęła zapakowanego cukierka. Podała go dziewczynce.
– Dziękuję, że pozwoliłaś mi pomóc. Proszę, mały smakołyk dla ciebie.
Twarz dziewczynki rozjaśniła się. – Dziękuję, panno.
Anneliese szybko jej pomachała i odwróciła się, by zejść ze wzgórza, ale po kilku krokach zatrzymała się i spojrzała z powrotem na mężczyznę.
– Nie chcę być wścibska, ale nawet przy dobrej ochronie, jaka tu jest, prawdopodobnie najlepiej nie zostawiać małych dzieci bez opieki w pobliżu wody.
Myśl o tym, że wspinają się na drzewa tak blisko jeziora, wciąż ją niepokoiła.
Powiedziała to łagodnie, a następnie odwróciła się i odeszła, nie czekając na odpowiedź.
Za sobą usłyszała jego głos, niski i spokojny.
– Nie zbliżaj się więcej do wody. Jasne? – Dotknął dziewczynkę palcem w czoło, a ona cicho zachichotała.
Mała dziewczynka zakryła czoło, a jej okrągła twarz zmarszczyła się w grymasie. – To naprawdę bolało, Jonathan!
Jonathan pochylił się i podniósł ją jednym ramieniem, jakby to było nic.
– Jonathan. Lemon przechyliła głowę i spojrzała na niego. – Ta ładna pani pomyślała, że jesteś moim tatą. Dlaczego jej nie powiedziałeś prawdy?
– Dlaczego miałbym się tłumaczyć komuś, kogo nawet nie znam?
– Ale ona jest taka ładna i miła, i super fajna! Gdybyś jej tylko powiedział, może dodał na WhatsApp, nie byłbyś już singlem! Wtedy Penelope przestałaby cię codziennie nazywać beznadziejnym!
Nadęła policzki. – Powiem Penelope! Przegapiłeś wielką szansę. Nie traktujesz poważnie znalezienia żony. To problem z twoim nastawieniem!
Jonathan cicho się roześmiał. Nawet w wieku czterech lat Lemon już bawiła się w swatkę.
– Jak mnie nazywasz?
– Staruszku.
– A jak nazywasz ją?
– Ładna pani.
– Między nami jest cała przepaść pokoleniowa. To nie brzmi dobrze, prawda?
Oczy Lemon zrobiły się szerokie.
– Czekaj… naprawdę? – Coś jej nie pasowało, ale nie mogła zrozumieć co. Wydała z siebie cichy pomruk. – Ale ona jest taka, taka ładna! Chcę wyglądać tak jak ona, kiedy dorosnę…
Jonathan nie odpowiedział. Odwrócił głowę i spojrzał w dół górskiego szlaku.
Kobiety już nie było. Jej sylwetka zniknęła w miękkim, żółtym blasku latarni ulicznych. Jej figura była smukła i pełna gracji, odległa, ale uderzająca. Było w niej coś znajomego.
…
Po odebraniu dowodu osobistego Anneliese poczuła się wyjątkowo dobrze. Poszła wcześnie spać i rzeczywiście udało jej się przespać całą noc.
Jednak coś zaszeleściło w ciemności i poruszyła się. Zimny dotyk przesunął się po jej brzuchu, wyrywając ją w połowie ze snu.
Otworzyła oczy i zobaczyła ciemną postać skuloną obok jej łóżka. Jedno kolano oparte na materacu. Pochylał się nad nią z jedną ręką na jej brzuchu.
Jej piżama była podciągnięta, a zimne powietrze uderzyło w jej nagą skórę. Po jej brzuchu rozeszła się gęsia skórka.
Jej klatka piersiowa się ścisnęła.
– Hej! – Krzyknęła i kopnęła z całej siły.
Jej stopa trafiła go prosto w bok, a jego ciało runęło na podłogę z ostrym hukiem.
– Anneliese! Oszalałaś?
Zacharias jęknął, trzymając się za żebra w miejscu, w którym uderzył o podłogę. Jego głos był niski i gniewny.
Anneliese poderwała się i włączyła lampkę nocną.
Widok jego rozciągniętego obok łóżka sprawił, że jej twarz wykrzywiła się w gniewie.
– Oszalałeś? Co ty, do cholery, robisz, skradając się po moim pokoju w środku nocy?
Jej serce waliło jak młotem. Czy wykupił jakąś gigantyczną polisę na życie na jej nazwisko?
Zacharias wstał powoli i spojrzał na nią z góry. Jego szczęka była zaciśnięta, oczy zimne, a całe jego ciało emanowało chłodem, który przenikał skórę.
– Smarowałem cię maścią na oparzenia.
Czekał. Czekał, aż zda sobie sprawę, że próbuje jej pomóc. Czekał, aż poczuje się winna. Myślał, że usiądzie i rzuci mu się w ramiona, jak to robiła kiedyś, wyszepcze coś cichego i wdzięcznego.
Kiedyś łatwo ją było zadowolić. Wystarczyło odrobinę troski.
Ale Anneliese przewróciła oczami i odwróciła się plecami. Naciągnęła koc na głowę i zamknęła oczy.
Maść?
Prawie się roześmiała.
Minęło co najmniej pięć lub sześć godzin od momentu, kiedy się poparzyła. Nawet gdyby jej skóra była z gumy, byłaby już zniszczona.
Zacharias stał zamarły obok łóżka, wpatrując się w jej zakrytą postać. Nie poruszała się. Nie dąsała się. Nie droczyła się z nim.
Skończyła. Jego klatka piersiowa ścisnęła się z frustracji. Iskra paniki zmieszała się z gniewem.
Wgramolił się z powrotem na łóżko, okrakiem na nią i szarpnął koc. Jego dłoń zacisnęła się na jej nadgarstku.
– Nie gniewaj się, kochanie. Przysięgam, to był nagły wypadek w pracy. Nie chciałem cię wystawić. Kazałem Jackie zabrać cię do szpitala. Dlaczego poszłaś sama i wyłączyłaś telefon? Szalałem, próbując się z tobą skontaktować.
Anneliese nic nie powiedziała od razu. Po prostu trzymała oczy zamknięte i czekała, aż skończy mówić.
Potem je otworzyła. Jej głos był spokojny. Jej spojrzenie było obojętne. – Dziękuję, że się martwiłeś. I że ci zależało. Rozumiem twoją troskę. Teraz mogę wrócić do spania?
To było właściwe do powiedzenia. Było uprzejme, ale coś w tym brzmiało jak policzek.
Zacharias wpatrywał się w nią, czując się, jakby ktoś pociął jego wnętrzności szkłem. Nie miał już niczego, czego mógłby się chwycić.
Jego głos opadł niżej. – Czujesz się już lepiej, prawda? Nadrobimy naszą noc poślubną. Chcę cię. Nie chcę dłużej czekać.
Pochylił się i pocałował ją, nie dając jej szansy na odpowiedź.
















