"Bicze dla odrzuconej!"
"Bicze dla odrzuconej!"
"Bicze dla odrzuconej!"
Okrzyki były głośne, zdecydowanie zbyt głośne, a mimo to, Ralphine słyszała łamiące się serce ponad tym całym chaosem. Wilki zebrały się, by zobaczyć, jak jest biczowana i karana za 'brak szacunku' dla Bety.
Alfa obserwował, Beta to zapoczątkował, wilki rozkoszowały się widokiem; a ona, ona tylko modliła się, by jej serce nie pękło i nie zabiło jej od intensywności bólu. To było trochę za wiele, nawet dla niej.
"Ralphine Belyaeva, za brak szacunku dla Bety watahy, otrzymasz sto uderzeń biczem na gołe plecy. Znasz zasady, jeśli dotkniesz pleców, zaczniemy od nowa, a to będzie twoja wina. Rozumiesz?" Powiedział Alfa Rykar do Ralphine, która została związana.
"Tak, Alfo, rozumiem," powiedziała, a alfa uznał to za akceptację, ponieważ dał znak wojownikom, aby rozpoczęli chłostę. Została pochylona, z rękami i nogami związanymi razem. Była zgarbiona i wyglądała jak ogromna fasolka, ale taka, która była zdana na łaskę całej watahy.
Było czterech wojowników, każdy wyznaczony do zadania dwudziestu pięciu uderzeń. Mieli ją bić jednocześnie, na co Ralphine była w pewnym sensie gotowa. Wiedziała, że jej wilk nie będzie w stanie jej wyleczyć z powodu złamanego serca, ale co innego mogła zrobić? Była zdana na ich łaskę, jak zawsze.
"Alfo, czy powinniśmy ją chłostać jednocześnie? Czy to nie będzie za dużo dla jej kruchego ciała?" Zapytał jeden z wojowników, co przyciągnęło uwagę Dreschera. Nie myślał o niczym innym niż o tym, że zainicjował coś, czego nie powinien.
Już żałował, a jednak dla swojej reputacji, co do której nie był nawet pewien, jak długo potrwa, był gotów wymierzyć tak okrutną karę komuś, kto na to zasługiwał. Wyglądało na to, że ma wątpliwości, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, usłyszał, jak bicze uderzają w skórę jego partnerki.
"Ona jest silniejsza ode mnie, ja bym już dawno krzyczała," powiedziała jedna z dziewcząt w tłumie, kiedy wojownicy byli przy czterdziestym uderzeniu, a Ralphine nadal była zgarbiona i nie wydawała żadnego dźwięku. Było prawie tak, jakby była niema.
Jednak znała konsekwencje i wiedziała, że każda reakcja z jej strony spowoduje kolejne bicie. I w ciszy przyjęła sto uderzeń, tak okrutne bicie, że pozostawiło jej plecy z ranami i głębokimi śladami.
Cały ten czas po cichu płakała, nawet nie kwiląc, i po raz pierwszy Beta Drescher się przestraszył.
"Czy wszystko z nią w porządku?" Zapytał Beta Drescher, gdy wojownicy skończyli, a tłum się rozszedł.
Widział, że jego mała partnerka nadal jest związana, a krew sączy się z jej ran. Wiatr też nie był dla niej łaskawy, ponieważ pył dostawał się do jej ran. Och, ale to będzie bolesny prysznic dla Ralphine, jeśli kiedykolwiek uda jej się stamtąd wydostać. Na szczęście została wychłostana w miejscu, które ludzie rzadko odwiedzają.
"Będzie dobrze. Chodź, bracie. Mam kilka dziewczyn, które chciałbym ci przedstawić, teraz, kiedy znowu jesteś kawalerem," powiedział Alfa Rykar, a Drescher spojrzał między swojego najlepszego przyjaciela a partnerkę, którą odrzucił.
"Jasne, chodźmy," powiedział Drescher, po czym odszedł z jej bratem, zostawiając swoją partnerkę skuloną, pokrytą własną krwią i bez nikogo, kto mógłby jej pomóc.
Kiedy wszyscy odeszli, Ralphine uznała, że nadszedł czas, aby wstać, ale usłyszała kroki zbliżające się w jej stronę, więc nie wstała. Zamiast tego czekała, aby zobaczyć, co ma się z nią stać. Co dziwne, osoba, która przyszła, rozwiązała ją i okryła szalem.
Nie zdążyła zobaczyć twarzy tej osoby, ale wiedziała, że to dziewczyna, z powodu tego, jak delikatnie została rozwiązana i jak starannie została okryta. Było tak, jakby była kimś, kto nienawidzi widzieć ludzi w bólu, ale nie ma mocy, aby to powstrzymać.
"Wreszcie trochę spokoju," wyszeptała Ralphine smutno do siebie. Kiedy wszyscy odeszli, Ralphine pozwoliła ciemności pochłonąć ją, gdy próbowała się wyleczyć. Być może to był jedyny sposób na ucieczkę od bólu, ale czy ustąpi, zanim się obudzi?
Kilka godzin później Ralphine nadal leżała tam, gdzie ją zostawiono, nadal okryta, mimo że nastała już noc. Była sama w ciemności, bez nikogo, kto mógłby jej pomóc wstać lub nawet martwić się o jej miejsce pobytu.
Jej rodzice prawdopodobnie nadal byli w kopalniach, pracując po godzinach, aby mogli zjeść trochę jedzenia. To było trudne życie dla niej i jej rodziny i nie było to nic nowego dla nikogo, kto ich znał.
"Kurwa, muszę wstać," westchnęła Ralphine po przekonaniu siebie, żeby zostać trochę dłużej. Nie chciała martwić rodziców, wracając późno do domu, ale jednocześnie nie chciała ich martwić, wracając pobita i posiniaczona. Niektóre uderzenia trafiły w jej twarz, pozostawiając brzydkie ślady.
Jej ręce również były w takim samym stanie, a biorąc pod uwagę, że była chłostana jednocześnie, wiedziała, że muszą być części jej ciała, które są bardzo zranione. Nie czuła swojego ciała i chciała wiedzieć, czy to dobrze, czy też musi zacząć planować ze swoim zdrowiem psychicznym. Nie mogła już tego znieść.
"Jeszcze kilka kroków, Ralphine," powiedziała, gdy udało jej się wstać, a jej walka o wstanie była tak oczywista dzięki całemu odrętwiałemu ciału.
Próbowała wstać więcej niż raz i za każdym razem rezultat był taki sam. Upadała z powrotem na ziemię, a jej spuchnięte ciało uderzało o ziemię i jeszcze bardziej uciskało rany. Jeśli tak wyglądały tortury, to musiała być najbardziej pechową partnerką dzisiejszego wieczoru.
Ten, który powinien ją chronić, zranił ją najbardziej. Zostawił ją w tak okrutnym stanie i nie było nic, co mogłoby usprawiedliwić to, co Drescher jej zrobił. Westchnąwszy, Ralphine okryła się szalem, który wcześniej otrzymała, i wróciła do domu.
"Przynajmniej ktoś jest szczęśliwy," wyszeptała Ralphine, słysząc wiwaty wilków Koslov. Prawdopodobnie znowu świętowali tydzień godowy. To coś, co trwało dwa tygodnie, a to był ostatni tydzień.
Może pod koniec tego tygodnia wyzdrowieje i wróci do swoich obowiązków jako osoba, która przetrwała w watasze, prawda? Cóż, nawet ona wiedziała, że zajmie jej to trochę czasu, zanim otrząśnie się i wróci do miejsca, w którym pierwotnie była.
Teraz była wyrzutkiem i cała wataha o tym wiedziała. Alfa, który mógł się za nią wstawić, jako za członka swojej watahy, zostawił ją na łasce Dreschera za przestępstwo, którego nawet nie popełniła.
"Znaleźli ludzi, którzy zaatakowali królestwo Lycanów."
"Wreszcie ktoś poniesie karę za to, co stało się z Halcyonem. Nie możemy pozwolić, by Lycanie nas ścigali. Nie przeżylibyśmy tego."
"To po prostu niefortunne. Współczuję im. Wyobraź sobie, że sprzeciwiasz się Lycanom i jesteś tak poszukiwany przez wszystkich. Co gorsza, atak się nie udał. Ktokolwiek to próbował, jest po prostu szalony. Albo nie kocha swojego życia."
"Cóż, to noc godowa, a stawka jest ustalona; być może zostaną tam spaleni, aby służyć jako lekcja dla watahy i rebeliantów, którzy myślą, że sprowadzanie kłopotów na watahę jest w porządku."
W drodze do domu szeptała o tym, co się wydarzy dzisiaj wieczorem. Krążyły szepty o ataku na królestwo Lycanów miesiąc temu. To była najgorsza porażka i atak tak żałosny na Lycanów.
Oczywiście, Lycanie nigdy nie zginęli w ataku, ale był to nieuzasadniony atak i ktoś musiał zostać za to pociągnięty do odpowiedzialności.
Ralphine zawsze pragnęła, aby zapanował pokój, ale po tym ataku zdała sobie sprawę, że potrzeba będzie wiele, aby Lycanie i wilki znowu sobie zaufali. A może to był idealny etap dla wilków, aby się zrehabilitować, prawda?
"Przepraszam, proszę," powiedziała Ralphine do wilków, które jej ustąpiły, nawet nie zawracając sobie nią głowy, wszyscy byli skupieni na zdrajcach, którzy zostaną ukarani.
Nikt jeszcze nie wiedział, kim oni są, a Ralphine, widząc, że jest zbyt zmęczona i zraniona, by nawet skupić się na tym, co dzieje się w watasze, poszła do domu. I tak usłyszy o tym jutro.
Jej jedynym życzeniem w tej chwili było, aby jej rodzice spali, ponieważ wtedy łatwiej byłoby jej pójść spać, nie zadając jej tylu pytań.
"Wreszcie," westchnęła Ralphine, kiedy dotarła do swojego domu i stwierdziła, że jej rodziców nie ma w domu. Modliła się o to od momentu, gdy wywlokła się z miejsca chłosty i szczerze mówiąc, odetchnęła z ulgą, że ich tu nie było.
Więc opadła na swoje ulubione miejsce, biorąc oddech, ponieważ przeszła długą drogę, a jej ciało nadal krwawiło. Ból był tak intensywny, że powodował u niej migreny, ale przecież nie mogła pójść do szpitala bez pytania, co się z nią stało. Zajmie się tym jutro.
Jednak zanim Ralphine zamknęła oczy, aby trochę odpocząć, zanim zdążyła się dobrze ułożyć, usłyszała dźwięki, które na zawsze będą ją prześladować.
"Belyaevowie stali za atakiem?" Powiedział ktoś, a Ralphine poczuła, jak cała krew odpływa z jej twarzy.
Co do cholery się właśnie stało?
















