Harry
Weterynarz spojrzała na mnie i Winnie i skinęła, żebyśmy weszły. "Możecie przekroczyć próg."
Znowu zerknęłam na zegarek. Wiedziałam, że muszę zawieźć Winnie do szkoły, ale ona już ciągnęła mnie za rękę, żebyśmy mogły przyjrzeć się psu z bliska.
"Bardzo się cieszę, że mogę znaleźć temu małemu kumplowi dom dla was" - wyjaśniła mi weterynarz. "Mam kontakty ze schroniskami w całym mieście. Mogłyby znaleźć kogoś, kto chętnie by go przyjął."
"Ale my możemy go przyjąć" - zaprotestowała Winnie, a ja znowu się skrzywiłam. Chciałam jej powiedzieć, że po prostu nie możemy, ale nie miałam serca, żeby ją tak brutalnie zgasić. Weterynarz uśmiechnęła się do mnie współczująco.
"Może wyjdziesz i spotkasz się z którymś z kotów na zewnątrz?" - zaproponowała Winnie.
Winnie od razu skorzystała z okazji. Weterynarz znowu zwróciła się do mnie i pogładziła psa po głowie. Wydawało się, że uspokoił się już tylko dzięki jej obecności. Domyślałam się, że taki efekt musi wywierać na zwierzęta, wykonując swoją pracę.
"Jest wiele miejsc, do których możemy go zabrać, a ja współpracuję tylko ze schroniskami, które nie usypiają zwierząt" - wyjaśniła mi. "Wygląda na to, że jest w całkiem dobrej formie. Zatrzymamy go tutaj na noc, żeby upewnić się, że nie ma nic ukrytego, a potem możemy spróbować znaleźć mu gdzieś miejsce, jeśli jesteś pewna, że nie chcesz go zatrzymać."
"Jestem pewna" - odpowiedziałam, chociaż nie byłam. Nigdy nie miałam psa, dorastając, a zawsze chciałam mieć. Ten mały facet wbiegł w nasze życie, jakby wiedział, że przyda nam się trochę dodatkowej miłości, i była we mnie część, która po prostu chciała go złapać i powiedzieć mu, że może zostać. Ale ostatnio było wystarczająco dużo zmian i nie chciałam, żeby Winnie przywiązała się do psa tylko po to, żebyśmy musiały się go pozbyć, bo nie damy rady go ogarnąć na dłuższą metę.
"Jak uważasz, że będzie najlepiej" - powiedziała. "Dobrze zrobiłaś, przyprowadzając go tutaj. Wielu ludzi po prostu by go zignorowało i zrobiło z tego problem kogoś innego."
"Tak, nie sądzę, żeby moja siostrzenica mi na to pozwoliła" - odpowiedziałam.
Zaśmiała się, rozbawiona komentarzem. "Rozumiem to" - powiedziała. "Dzieci potrafią być czasami o wiele bardziej współczujące niż dorośli, wiesz?"
"Chyba tak" - powiedziałam. "Chociaż przez jej współczucie spóźniam się teraz do pracy."
"Zrobiłaś wszystko, co trzeba było zrobić" - powiedziała mi. "Możesz już stąd iść."
"Dzięki" - odpowiedziałam, a ona szybko wręczyła mi wizytówkę, zanim poszłam w kierunku drzwi.
"Zadzwoń do mnie, jeśli znajdziesz inne bezpańskie psy kręcące się pod tylnymi kołami twojego samochodu" - zaproponowała. "Przydałoby mi się więcej ludzi, którzy naprawdę przejmują się zwierzętami w tym mieście."
"Jasne" - obiecałam, a ona uśmiechnęła się do mnie, gdy szłam w kierunku drzwi. Spojrzałam na wizytówkę, którą mi dała. Raina Walters. To imię jakoś do niej pasowało, coś słodkiego i związanego z naturą.
"Hej, Winnie" - powiedziałam, gdy bawiła się z niektórymi kotami przy recepcji. "Musimy już iść, okej? Muszę cię zawieźć do szkoły."
"A co z psem?" - zapytała z nadzieją.
Pokręciłam głową. "Będzie mu lepiej, jak tu zostanie" - odpowiedziałam. "Ci ludzie wiedzą, co jest dla niego najlepsze."
Zrobiła imponującą minę, a ja tylko pokręciłam głową, zaśmiałam się i wzięłam ją za rękę, żeby zabrać ją z powrotem do samochodu. To mogło na mnie raz na jakiś czas zadziałać, ale zaczynałam rozumieć, jak próbuje mną manipulować, i wiedziałam, że pies nie sprawdzi się na dłuższą metę.
Mimo to udało jej się zachować milczenie, gdy jechaliśmy do szkoły, i nawet gdy weszliśmy do biura, żebym mogła wyjaśnić recepcjonistce, dlaczego się spóźniamy. W końcu przerwała milczenie, gdy zaczęłam mówić-
"Uratowaliśmy psa!" - wyjaśniła radośnie, z szerokim uśmiechem na twarzy.
Potargałam ją po włosach i wysłałam w drogę. Była wyraźnie zadowolona, że ma zabawną historię do opowiedzenia swoim rówieśnikom, gdy będzie dziś na zajęciach. To sprawi, że będzie gwiazdą placu zabaw, a tego właśnie potrzebowała, żeby oderwać się od tego wszystkiego.
Poszłam do pracy, zadowolona, że nie będę musiała się tłumaczyć. Nikogo tak naprawdę nie obchodziło, o której przyjdę do biura. Yara oczywiście mnie zgani, ale tylko dlatego, że nie było mnie w pobliżu, żeby przynieść jej kawę, którą zawsze pije o tej porze. A kiedy powiedziałam jej, dlaczego się tak spóźniłam, wiedziałam, że pomyśli, że to urocze i puści to w niepamięć.
Wyjęłam klucze z kieszeni i zacisnęłam palce na wizytówce, którą dała mi weterynarz, zanim wyszłam z jej gabinetu. Wyciągnęłam ją i spojrzałam na nią, z uśmiechem na twarzy. Wiedziałam, że nic z tego nie wyniknie, ale co z tego? Mogłam się cieszyć, że dostałam numer telefonu pięknej kobiety. Była słodka i seksowna i miała chyba najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałam w życiu.
A po tym porannym pośpiechu stwierdziłam, że zasługuję na małą przyjemność w postaci najmniejszego zauroczenia na świecie.
















