Kharys zamarła, gdy w drzwiach pojawił się diabelnie przystojny mężczyzna o muskularnej budowie. Podczas gdy wszyscy inni patrzyli zdezorientowani, on miał oczy tylko dla niej.
Kharys poczuła, jak serce wali jej tak szybko, że przysięgłaby, że zaraz wyskoczy jej z piersi, gdy jego płonące oczy wbiły się w nią.
I jeszcze zanim jej wilczyca szepnęła potwierdzenie w jej umyśle, Kharys już wiedziała, że ten mężczyzna stojący przed nią jest jej przeznaczonym.
Ale był jeden mały problem: Kharys nie chciała partnera. Nigdy nie chciała i na pewno nie chciała partnera z Watahy Krwawego Wycia.
Tej samej Watahy Krwawego Wycia, która żyła według barbarzyńskich zasad, uważając swoje samice za słabe i naturalnie uległe, niezdolne do wielkich czynów.
Co gorsza, Kharys czuła dominującą aurę emanującą od tego samca, o wiele bardziej dominującą niż jej własna.
I tak Kharys wiedziała, że to nie byle jaki wilk z Krwawego Wycia, to Alfa Xandros Dragen z Krwawego Wycia… znany w nadprzyrodzonym świecie jako Demoniczny Alfa.
Tytuł, na który zasłużył swoją okrutnością i dzikością.
Nikt się nie poruszył, nikt nic nie powiedział, jakby czas się zatrzymał i wszyscy czekali, aż ktoś naciśnie przycisk odtwarzania.
Kharys przerwała zamrożoną atmosferę, robiąc powolny krok do tyłu, a płonące oczy Alfy Xandrosa śledziły jej ruch.
Jakby wiedział dokładnie, co Kharys zamierzała zrobić, z jego ust wyrwał się dziki warkot.
"Nawet się nie waż!" warknął Alfa Xandros, ale Kharys w najmniejszym stopniu nie obchodziło to, co on myślał.
Kharys wiedziała, jakim miejscem jest Wataha Krwawego Wycia, archaiczną i barbarzyńską watahą, która nadal przestrzegała starych zwyczajów.
Samice Krwawego Wycia były traktowane jak własność, dekoracje i ozdoby. Nie wolno im było angażować się w walkę ani nosić tytułów i pełnić funkcji przywódczych.
Nie wolno im było przewodzić, szkolić ani walczyć. Jedyne, co robiły, to rodzić spadkobierców, aby kontynuować linię swoich partnerów. Nie były traktowane jak wilczyce, tylko jak maszyny do rodzenia dzieci.
Jaki los ją czekał, gdyby wylądowała w takiej watahie? Nie mogłaby wypełniać swoich obowiązków wobec Świętego Zakonu Likanów i żyłaby w gorszej egzystencji niż więzień.
"Nie sądzę, że ucieczka przed naszym partnerem to dobry pomysł…" wilczyca Kharys w końcu przemówiła poprzez ich połączenie umysłowe.
"Masz lepszy pomysł? Jestem otwarta na propozycje" - pomyślała Kharys do swojej wilczycy, obserwując Alfę Xandrosa, wiedząc, że jego wilk jest tuż pod powierzchnią i w każdej chwili może skoczyć.
"Kharys, wiem, co myślisz. Nie rób tego. Poddaj się" - Alfa Regan pomyślał do Kharys poprzez połączenie w watahie, ponieważ również dobrze wiedział, że następny ruch Kharys będzie czymś drastycznym.
"Poddaj się?! Chyba sobie kpisz!" - Kharys ostro odpowiedziała.
"To się dobrze nie skończy…" - ostrzegł Alfa Regan i być może miał rację, ale Kharys nigdy się z tym nie pogodzi.
"Dla niego? Czy dla mnie?" - Kharys pomyślała do Alfy Regana, a jej oczy błysnęły śmiertelnym światłem.
"Jeśli uciekniesz, on będzie cię ścigał" - ostrzegła ją wilczyca Kharys, chociaż nie próbowała odwieść Kharys tak jak Alfa Regan. Wilk i człowiek byli tego samego zdania… nie chcieli partnera.
"Można to nazwać pościgiem tylko wtedy, gdy on może dogonić" - pomyślała Kharys, rzucając się do przodu. Nie było innego wyjścia niż drzwi, przy których stał Alfa Xandros.
Gdyby uciekła z powrotem do domu watahy, tylko jeszcze bardziej by się uwięziła.
Kharys przemieniła się w swoją gigantyczną wilczą postać w powietrzu, wpadając na Alfę Xandrosa i zrzucając go z drogi.
Bez chwili wahania Kharys wybiegła z domu watahy prosto do lasu.
Terytorium Czerwonego Półksiężyca było rozległe i nikt nie znał go lepiej niż Kharys. Było tam wiele kryjówek, w których mogła ukryć swój zapach i przeczekać to szaleństwo, aż Alfa Xandros wróci do jakiejś demonicznej jamy, z której się wyczołgał.
Łapy Kharys ledwo dotykały ziemi, gdy pędziła przez las z oszałamiającą prędkością, a jej masywne ciało było jedynie rozmytą srebrzystą szarością na wietrze.
Uszy Kharys zadrżały, gdy usłyszała ledwie słyszalny dźwięk biegnących stóp po leśnej glebie i wiedziała, że to Alfa Xandros biegnie za nią.
"On naprawdę mnie ściga w swojej ludzkiej postaci? Jaka arogancja! Zobaczę, jak ma nadzieję mnie dogonić!" - pomyślała ze złością Kharys.
Kharys biegła z pełną prędkością, mając nadzieję oddalić się na tyle, aby zgubić Alfę Xandrosa, a następnie zawrócić do jednej ze swoich kryjówek, gdzie przeczeka, aż wymyśli, co robić.
Jednak, jakkolwiek ciężko Kharys biegła, nadal słyszała dźwięk Alfy Xandrosa biegnącego tuż za nią.
Kharys parła jeszcze mocniej, wyczerpując każdy gram zachowanej prędkości, którą trzymała w zanadrzu, ale mimo to obecność Alfy Xandrosa była tuż za nią.
To było tak, jakby celowo drwił z Kharys, pozwalając jej wydać całą energię, podczas gdy on z łatwością dotrzymywał jej kroku w niewielkiej odległości za nią, będąc na nogach?!
Kharys nie mogła uwierzyć, że nie będzie w stanie uciec przed Alfą Xandrosem. Z łatwością mogła prześcignąć Betę Nigela, a nawet Alfę Regana, gdyby włożyła w to cały wysiłek.
Żaden z nich nie trenował tak ciężko jak ona, żaden z nich nie testował swoich granic tak jak Kharys każdego dnia, żaden z nich nie żył tylko po to, by stać się silniejszym, jak mogli ją pokonać?
Ale ten Alfa Xandros nadal był tuż za nią i Kharys wiedziała, że biegła już pół godziny. Powinna była go zgubić dawno temu. Jak on nadal dotrzymywał kroku?
"Stój, Srebrna! Albo…!" - groźne słowa Alfy Xandrosa dotarły do Kharys, brzmiąc tak blisko, jakby był zaledwie kilka kroków za nią.
Zwrócił się do niej na podstawie koloru futra Kharys i rozwścieczyło ją, że śmiał nazywać ją, jak mu się podobało.
Kharys nawet nie zauważyła, kiedy Alfa Xandros rzucił się do przodu, a siła uderzyła w nią i powaliła na ziemię.
Kharys gwałtownie się otrząsnęła, zrzucając go z pleców, gdy przemieniła się z powrotem w ludzką postać, a jej ubranie i maska pozostały nienaruszone.
Kharys rzuciła się na Alfę Xandrosa, wyciągając pazury, jednak on beztrosko usunął się na bok przed jej atakiem i złapał ją od tyłu, rzucając ją na ziemię.
Ręka Alfy Xandrosa zacisnęła się mocno na gardle Kharys, odcinając jej dopływ powietrza i wbijając jej głowę głębiej w ziemię, podczas gdy Kharys walczyła z jego uściskiem.
"Poddaj się!" - zażądał Alfa Xandros, aby Kharys przechyliła głowę na bok i odsłoniła mu szyję w geście poddania się, jak pokonany wojownik.
Oczy Kharys zapłonęły wściekłością, gdy gwałtownie szarpała się z jego żelaznym uściskiem, nawet gdy czuła, że robi jej się lekko w głowie, a przed oczami tańczą czarne plamy.
Kharys wciąż słabo walczyła, nawet gdy jej mięśnie stawały się ociężałe i traciła przytomność, ale aż do samego końca Kharys nigdy się nie poddała.
















