Alfred wsiadł do samochodu Christiana i usiadł obok Lei. Christianowi i innym wydawało się, że Alfred i Lea to zupełnie obcy sobie ludzie, którzy dopiero co się poznali. Alfred spojrzał na nią, głęboko zaniepokojony ranami na jej twarzy, odczuwając jednocześnie przypływ złości. – Masz dość głębokie rany. Powinniśmy jechać do szpitala? – zapytał Alfred.
Słysząc słowa Alfreda, Christian również zauważył powagę jej obrażeń. Choć rany były pokryte strupami, były głębokie i dość alarmujące.
– Powinniśmy cię zawieźć do szpitala – powiedział Christian, nie chcąc, by jej piękna twarz została oszpecona bliznami. – Jedźmy do Szpitala Fraley'a. To najlepszy szpital w Vaporleon City.
– Nie, nie pójdę! – Lea natychmiast zaprotestowała, a jej oczy wypełniła panika. – Nie chcę iść do żadnego szpitala pod Grupą Fraley'a! To terytorium Matyldy. Pójście tam byłoby jak wejście w pułapkę.
– Zabieram cię tam, bo się o ciebie martwię! – powiedział Christian surowo.
Dzisiejsza uroczystość urodzinowa Christiana została zrujnowana, jego najbardziej obiecujący spadkobierca upokorzony, a reputacja jego rodziny nadszarpnięta. Pomimo tego wszystkiego nadal troszczył się o Leę i uważał, że powinna być wdzięczna.
– Jeśli naprawdę się o mnie martwisz, to mnie tam nie wysyłaj. Nie pójdę do szpitala. – Lea wolała, żeby jej twarz została zrujnowana.
Widząc, że ich kłótnia donikąd nie prowadzi, Alfred zaproponował: – Jedźmy do szpitala naszej rodziny.
– Dobrze, pójdę – Lea zgodziła się natychmiast, lekceważąc opinię Christiana.
– Ty... – Christian, widząc jej upór, nie miał innego wyjścia, jak się zgodzić.
Pół godziny później samochód zatrzymał się przed szpitalem w centrum miasta, należącym do Grupy Andrews, Oddziałem Szpitala Świętego Andrzeja w Vaporleon City.
Eddie wszystko już załatwił. Lea została zabrana bezpośrednio do gabinetu specjalisty, w towarzystwie Alfreda i Christiana. Gdy dotarli do drzwi, nagle zemdlała.
– Lea! Lea! – Christian był przerażony. Pomimo wszystkiego nadal się o nią martwił.
– Panie Berry, proszę się nie martwić. Pan Andrews tu jest. Wszystko będzie dobrze – uspokoił Christiana Jeffrey, spoglądając na Alfreda.
Christian uspokoił się i powiedział: – Liczę na ciebie, Alfredzie.
Alfred skinął głową, załatwił najlepszych lekarzy i patrzył, jak Leę wwożą na wózku do sali operacyjnej. Dopiero wtedy udał się do gabinetu dyrektora.
W gabinecie dyrektora, sześćdziesięcioletni dyrektor, Karol Wessen, wyglądał na zdenerwowanego. Widząc wchodzącego Alfreda, szybko podszedł. – Pan Andrews?
Trzy lata temu Fraley Medical opracowało inteligentne urządzenia medyczne i nowe leki. Grupa Andrews dostrzegła nową możliwość biznesową i założyła tutaj oddział, który miał skupić się na badaniach nad inteligentnymi urządzeniami medycznymi. Jednak w ciągu ostatnich trzech lat postęp był powolny i pozostali daleko w tyle za Fraley Medical, przepalając pieniądze bez większych efektów. Oddział miał zostać zamknięty. Grupa Andrews wysłała kogoś, aby zajął się tą sytuacją.
Karol nie spodziewał się, że przyjedzie sam Alfred. To było jego pierwsze spotkanie z nim.
– Tak – Alfred potwierdził skinieniem głowy.
– Panie Andrews, co powinniśmy zrobić z przyszłością szpitala? – zapytał Karol, odczuwając mieszankę emocji. Jako zapalony badacz medyczny, projekty były jak dzieło jego życia. Jednak z biznesowego punktu widzenia rozumiał, że badania są niezrównoważone. Nie chciał rezygnować z tych projektów, dlatego bardzo martwił się o ich kontynuację.
– Najpierw idź do laboratorium na kilka testów. Jutro będę miał dla ciebie więcej informacji – powiedział Alfred.
Karol spojrzał na Alfreda, odczuwając przypływ nadziei. – Rozumiem, panie Andrews.
Godzinę później Leę wywieziono z sali operacyjnej i umieszczono w pokoju VIP.
– Doktorze, jak się czuje moja wnuczka? Dlaczego zemdlała? – Christian zatrzymał lekarza, aby zapytać.
Karol zaprowadził go do prywatnego gabinetu. – Przeprowadziliśmy dokładne badanie panny Lei i stwierdziliśmy, że jej ciało jest pokryte obrażeniami, z wieloma złamaniami. – Podał wyniki badań, które miały ponad dziesięć stron.
Christian przeglądał raport, drżąc. Obrażenia obejmowały wszystko od palców u stóp po głowę, z wieloma złamaniami i różnymi ranami, niektóre tak świeże jak z ostatniego miesiąca, inne sięgające czasów, gdy miała zaledwie trzy miesiące.
Powierzył ją Matyldzie, gdy miała zaledwie miesiąc. Matylda obiecała się nią dobrze zaopiekować, ale gdy tylko dostała Leę, zaczęło się znęcanie.
– Matylda jest taka okrutna! – Christian, który nigdy nie żywił żadnej niechęci do Matyldy, nie mógł powstrzymać się od przekleństwa. Był zahartowanym w boju żołnierzem, który gardził tak nikczemnymi czynami.
– Oprócz tych obrażeń fizycznych – kontynuował Karol – wykryliśmy w ciele panny Lei substancję, która wydaje się być lekiem wzmacniającym geny, znanym jako serum genowe. – Nawet Karol wydawał się być wzburzony, a jego oddech przyspieszył.
– Serum genowe to substancja opracowana przez tajną organizację w Krefanie, mająca na celu poprawę i optymalizację ludzkich genów. Jednak nie jest to coś, co normalny ludzki organizm może wytrzymać. Międzynarodowa policja rozbiła kilka dużych spraw związanych z serum genowym. Spośród setek osób, które zażyły ten lek, prawie nikt nie przeżywa, a ci, którzy przeżyją, rzadko żyją dłużej niż dwadzieścia lat. Fakt, że panna Lea przeżyła, jest niczym innym jak cudem.
Christian stał zamrożony, przerażony. Oznaczało to, że Matylda nie tylko znęcała się nad Leą, ale także wstrzyknęła jej to niebezpieczne serum genowe. Zaczął poważnie rozważać, że Lea rzeczywiście mogła rozwinąć sztuczny mózg.
Oszołomiony Christian wyszedł z gabinetu i usiadł na ławce w korytarzu, czując się zbyt przytłoczony, by nawet odwiedzić Leę.
*****
W pokoju VIP Alfred spojrzał zaczepnie na Leę leżącą na łóżku i powiedział: – Przestań udawać. Wstawaj.
Lea otworzyła oczy i zobaczyła Alfreda stojącego przy jej łóżku. W swoim poprzednim życiu prawie z nim nie rozmawiała. Nigdy nie spędzała z nim czasu, gdy był tak młody. Pamiętała go jako zawsze spokojnego, eleganckiego i powściągliwego. Ale teraz uśmiechał się, z odrobiną łotrowskiego charakteru.
W tej chwili katastrofa jeszcze nie dotknęła Lei i był to piękny czas.
Usiadła i powiedziała: – Przepraszam, nie chciałam cię wykorzystać.
– Co powiedziałaś? – Alfred usiadł na skraju łóżka, pochylając się tak blisko, że czuła jego oddech na twarzy.
Jej uszy zaczerwieniły się i spuściła wzrok, aby uniknąć jego spojrzenia. – Przepraszam.
– Lea. – Podniósł jej podbródek, zmuszając ją do spojrzenia mu w oczy.
– Hmm? – W jej oczach było trochę zamieszania.
– W dworze, co mi powiedziałaś? – zapytał Alfred.
Jej źrenice rozszerzyły się, a jej oczy zawirowały emocjami. – Alfredzie, czy mnie lubisz?
Obejrzał ją. – Chyba tak.
Jej oczy zaczęły łzawić. Zastanawiała się, czy on już ją lubił w tym momencie jej poprzedniego życia.
– Nie ma potrzeby się tak ekscytować. Nie powiedziałem, że cię bardzo lubię. – Choć brzmiał obojętnie, jego oczy były pełne uczucia.
– Co ci się we mnie podoba? – zapytała Lea.
W swoim poprzednim życiu była morderczynią. W tym życiu dopiero się poznali. Nie rozumiała, dlaczego chce, żeby była jego dziewczyną.
Jego wzrok powoli przesuwał się od jej oczu w dół, ogarniając każdy szczegół. – Jesteś ładna i inteligentna. Wiem o tobie prawie wszystko.
Lea nie spodziewała się tak prostych powodów jego uczuć.
Gdy była pogrążona w myślach, odgarnął kosmyk włosów z jej czoła. Następnie odchylił się do tyłu, prezentując swoją sylwetkę. – Więc, czy mnie lubisz?
Nie mogła powstrzymać uśmiechu. – Tak.
Patrząc na Alfreda, była pełna szczęścia. W swoim poprzednim życiu już się w nim zakochała, a w tym życiu kochanie go stało się drugą naturą.
















