"Właśnie zdałam sobie sprawę, że w naszym pokoju nie ma w ogóle okien. Jest tu duszno i ponuro, boję się, że się udusisz."
Co ważniejsze, samej Wandzie to się nie podobało; tylko udawała, że robi to dla jego dobra. Gburowaty i uszczypliwy, był niezmiernie nieprzyjemny.
Oczywiście, Joshua nie był na tyle głupi, żeby wierzyć, że ona robi to dla niego. "Wyobrażam sobie, że jeśli mój stan zdrowia się pogorszy, może ci być trudno wytłumaczyć to mojemu dziadkowi."
"Jak uważasz." Zamiast się kłócić, spróbowała innej taktyki, "Widok na zewnątrz jest taki piękny, szkoda by było go nie móc podziwiać."
To go natychmiast rozwścieczyło. "Mówisz o krajobrazie do niewidomego człowieka? Drwisz sobie ze mnie?"
Szybko spróbowała go uspokoić, "Nawet jeśli nie możesz go zobaczyć, nadal możesz go poczuć."
Wiosną śpiewają ptaki i w powietrzu unosi się cudowny zapach kwiatów. Latem cykady ćwierkają w czasie delikatnego deszczu. Jesienią delikatne wiatry gwiżdżą w drzewach. Zimą padające płatki śniegu zasłaniają blask słońca. Nie używasz oczu, żeby to poczuć – po prostu musisz otworzyć okno. Czyż nie mam racji?"
Jakby rozumiejąc jej argument, Joshua odwrócił się w jej stronę, a jego oczy odnalazły jej wzrok. "Chcesz, żeby w tym pokoju były okna? To nie jest niemożliwa prośba."
Twarz Wandy rozjaśniła się radością. "Czyli się zgadzasz?"
Słysząc radość w jej głosie, Joshua w milczeniu pomyślał, że nie powinna się jeszcze tak ekscytować. "Moja opinia jest bez znaczenia – liczy się tylko zgoda tamtej kobiety."
"Której kobiety?"
"Jeanne Garland."
…Jego matki?
***
Jedząc śniadanie na dole, Wanda od czasu do czasu zerkała na kobietę w średnim wieku, która z gracją jadła na końcu stołu. Nie wiedziała, że jej spojrzenia już jakiś czas temu zwróciły uwagę tamtej kobiety.
"Co jest, Wando? Czy chcesz o czymś porozmawiać z Mamą?"
"Mamo, chodzi o to…" Skoro Jeanne zapytała, Wanda ostrożnie zaproponowała zamontowanie okna w pokoju.
Kiedy Jeanne zorientowała się, o co Wanda prosi, uśmiech zamarł jej na twarzy. "Wando, kochanie, to sprawa, którą powinniście rozstrzygnąć między sobą."
Zaskoczona, Wanda zastanawiała się, czy to oznacza, że Jeanne nie ma nic przeciwko.
Właśnie wtedy mały chłopiec siedzący obok Jeanne z zadowoleniem beknął, upuścił pałeczki na stół i oświadczył: "Mamo, już jestem najedzony."
Jeanne odwróciła się, żeby poprawić mu mundur szkolny, mówiąc, żeby wrócił do domu po szkole.
Z jakiegoś powodu Wanda nagle pomyślała o Josu, zupełnie samotnym w ciemności tego pokoju. Był najstarszym synem rodziny Lee, a jednak prawdopodobnie nie otrzymywał tego rodzaju uczucia od Jeanne.
To przywołało na myśl niektóre inne plotki, które słyszała o Jeanne, która nie była biologiczną matką Josuy, ale drugą żoną jego ojca, po tym, jak pierwsza zmarła na chorobę.
Później Jeanne dała rodzinie jeszcze dwóch synów i córkę, zdobywając jeszcze większą przychylność ojca Josuy. Mówiono, że mężczyzna kochał swoich dwóch nowych synów bardziej niż swojego najstarszego.
Josu nigdy im tego nie wybaczył, więc po osiągnięciu dorosłości doprowadził do upadku swojego ojca i dopilnował, żeby najstarszy syn Jeanne miał połamane nogi. Przez kilka lat kierował imperium korporacyjnym rodziny Lee, zanim dwa lata temu uległ wypadkowi samochodowemu i stracił wszystko.
Kiedy po raz pierwszy usłyszała te szepty, nie była pewna, czy może w nie uwierzyć. Teraz, w świetle tego, co do tej pory widziała, być może było w nich trochę prawdy.
Cokolwiek. Dziś jest dzień wypłaty. Jeśli sama będzie musiała się tym zająć, niech tak będzie.
Wandzie zajęło tylko chwilę, żeby ustalić szczegóły. "Jeśli tak jest, Mamo, czy mogę zamówić budowlańców na sobotę?"
Słysząc to, starsza pani odwróciła się, żeby przyjrzeć się młodszej kobiecie. Czy ona udaje głupią?
Gdyby Jeanne chciała, żeby Josu miał okna w swoim pokoju, już by je miał. Za kogo ta dziewczyna się uważa, żeby podejmować taką decyzję sama?
















