Kiedy Wanda skończyła kąpiel i wyszła z łazienki, kątem oka sprawdziła, co robi Joshua. Leżał na łóżku z zamkniętymi oczami, najwyraźniej głęboko śpiąc.
Wreszcie – koniec z jego ciętym językiem.
Westchnęła z ulgą, przypominając sobie, że jutro musi iść do pracy. Czas spać.
Problem polegał na tym, że w Serenade City padał śnieg, a w pokoju nie było ogrzewania. Wanda przeszukała wszystkie szuflady… Ale jedyny dostępny koc był u Joshuy.
Miał okropny charakter i jadowity język, ale nie zamierzała kraść koca niewidomemu mężczyźnie. Po chwili namysłu wyjęła z walizki zimowy płaszcz i zwinęła się w kłębek na sofie, żeby zasnąć.
Jakiś czas później, gdy Wanda już mocno spała, mężczyzna na łóżku otworzył oczy.
Słabe światło lampki nocnej odbijało się w hipnotyzujących oczach Joshuy. W jego ciemnych tęczówkach nie było już śladu melancholijnego smutku, który widziała wcześniej.
Cicho wstał z łóżka i zmrużył oczy, patrząc na kobietę śpiącą na sofie.
Jego nowa żona miała drobną twarz z pięknymi, delikatnymi rysami. Niewielki fragment jej skóry, który widział, był nieskazitelny i jasny, promieniujący blaskiem młodej dziewczyny.
Spała niespokojnie, podkurczając nogi i mocno trzymając się płaszcza, żeby się ogrzać. Wyglądała, jakby strasznie marzła.
Nagle przeszył go ostry ból i znów pogrążył się w ciemności.
Wzrok w pewien sposób powrócił mu dzień wcześniej, choć tylko na bardzo krótkie chwile. Wystarczyło, żeby zobaczyć, jak ludzie wokół niego na niego patrzą.
W tej tragedii stracił nie tylko wzrok, ale także władzę nad korporacyjnym imperium rodziny Lee. Nawet kobieta, którą przez wiele lat kochał całym sercem, porzuciła go dla ramion jego rywala.
Stracił wszystko!
Ta nowa przybyszka to tylko kolejna uśmiechnięta twarz w tłumie – dlaczego miałby być dla niej miły?
***
Z powodu nowego, nieznanego otoczenia Wanda obudziła się, zanim zadzwonił budzik.
Spojrzała na Joshuę, który jeszcze spał, a następnie podkradła się do okna, żeby sprawdzić, czy na zewnątrz przestało padać. Odsunęła zasłonę i zamrugała ze zdziwieniem.
Wpatrywała się w ścianę.
Rozejrzała się z szokiem. W pokoju nie było ani jednego okna!
Gdyby naprawdę troszczyła się o Joshuę, już protestowałaby przeciwko tym warunkom życia. Nawet zdrowa osoba jak ona nie byłaby w stanie tego znieść, jak chory mężczyzna miałby wyzdrowieć w takim miejscu?
A może Joshua wybrał to piekło dla siebie, teraz, gdy już nic nie widzi?
Nieświadomie odwróciła się, żeby spojrzeć na Joshuę. Siedział prosto na łóżku, wpatrując się w nią oczami ciemnymi i niezgłębionymi jak bezgwiezdna noc.
Zadrżała, serce zaczęło jej walić. W końcu powiedziała: "Dzień dobry. Obudziłam cię?"
"A jak myślisz?" Odpowiedział bez emocji.
Nie sądziła, że tak lekko śpi; była cicha jak kot. "Przepraszam, postaram się być ostrożniejsza w przyszłości."
"Hm." Joshua odwrócił się od niej, nie zainteresowany rozmową.
Jednak po chwili Wanda odezwała się cicho: "Panie Joshuo, czy mogłabym z panem o czymś porozmawiać?"
Joshua uśmiechnął się do niej szyderczo. "Teraz pokazujesz swoje prawdziwe barwy. Chcesz mi przedstawić swoje warunki?"
Wanda potrząsnęła głową. "Niech pan nie ma złych myśli. Chciałam tylko zasugerować, żebyśmy zainstalowali zestaw okien na całą ścianę za panem – co pan o tym myśli?"
Wyraz twarzy Joshuy się zmienił. "Co powiedziałaś?"
















