– Wszystko w porządku, kociaku? – zapytał cicho Damian. Byłam pogrążona w myślach i nie zauważyłam, że rozmowa w tle ucichła, a on zauważył, że nie rzucam moich zwykłych sarkastycznych uwag. „Kociak” to przezwisko, którym mnie nazywał, gdy byliśmy mali, ponieważ, jak widać, miałam temperament i zadziorny charakter, które nie pasowały do moich rozmiarów. Dopiero w wieku czternastu lat zaczęłam szybko rosnąć, więc przezwisko przylgnęło.
– Tak, wszystko w porządku – westchnęłam.
– Będzie dobrze, cokolwiek się stanie, nigdy o tobie nie zapomnę – przesłał mi w myślach, nie chcąc, by inni usłyszeli. Odwróciłam głowę i posłałam mu smutny uśmiech. Zawsze to mówił, ale wiedziałam, że kiedy znajdzie swoją partnerkę, ona będzie jedyną osobą, o której będzie myślał, i nie będzie chciała, żebyśmy byli tak blisko, jak jesteśmy. Rozumiałam to, ale to nie znaczyło, że nie będzie bolało jak cholera. Nie wiesz, kim będzie twój partner, dopóki oboje nie skończycie osiemnastu lat, więc mimo że Damian ma dziewiętnaście, dowiemy się dopiero w przyszły piątek.
– JEEEESTEŚMY NA MIEJSCU! – wrzasnęła Holly, wyrywając Damiana i mnie z naszej rozmowy. Szybko znów się podekscytowałam.
Sześć sklepów później wyszłam w oszałamiającej jedwabnej, głęboko czerwonej sukni. Miała dekolt w kształcie serca i gorsetową górę, która opinała moje biodra i pośladki i kaskadowo opadała w dół. Miała wysokie rozcięcie, które idealnie eksponowało moje jędrne udo.
Słysząc westchnienia, podniosłam wzrok i wszyscy wpatrywali się we mnie z otwartymi ustami. Nie byłam głupia; wiedziałam, jak dobrze wyglądam i jak zrobić wrażenie. Ta sukienka to było samo wrażenie. Damian otrząsnął się pierwszy i wydał z siebie ciche warknięcie. Wszyscy natychmiast zamknęli usta i odwrócili głowy.
– Jasny gwint, Nina. Ta sukienka została stworzona dla ciebie – powiedziała Holly po tym, jak w końcu sama się wyłoniła. Miała na sobie krótką, satynową sukienkę w kolorze królewskiego błękitu, sięgającą do połowy uda. Wyglądała jak suknia bogini, ze sposobem, w jaki owijała się wokół niej raz za razem, dodając jej krągłości i długości nóg, oraz srebrnymi butami z odkrytymi palcami na obcasie.
– Dzięki – rozpromieniłam się. – Ty też wyglądasz wspaniale!
– Cóż, to zakrywa więcej, niż się spodziewałem – burknął Trevor, wciąż niezadowolony z tego, jak krótka była.
– Okej, chłopaki. Czas do kasy i znaleźć dla was smokingi! – powiedziałam.
Nagle usłyszałam głos Damiana w mojej głowie, kiedy się rozbierałam. – Kociaku, mam nadzieję, że nie jesteś zbyt przywiązana do tej sukienki, bo nawet jeśli nie jestem twoim partnerem, zedrę ją z ciebie w sobotę wieczorem.
Uśmiechnęłam się złośliwie. Moje policzki zrobiły się czerwone, a majtki natychmiast zrobiły się mokre. – A kto powiedział, że ci na to pozwolę? – droczyłam się.
– Podejdę do ciebie od tyłu, przycisnę cię do ściany i wezmę cię tutaj, kobieto – odpowiedział mi zaczepnie.
– Zaraz cały sklep będzie czuł moje podniecenie, chcesz tego? – wyszeptałam, próbując się opanować. Nie usłyszałam odpowiedzi, ale zachichotał.
– Chodźcie, chłopaki. Zacznijmy szukać tych smokingów – powiedział głośno Damian. – Pospieszcie się, dziewczyny. Będziemy po drugiej stronie sklepu!
– Dupek – przesłałam mu w myślach bez wysiłku.
Po przebraniu się Holly i ja znalazłyśmy chłopaków, którzy już skończyli, więc ruszyliśmy do domu. Zach, Holly i Trevor kłócili się z tyłu o to, kto jest lepszym tancerzem, a ja patrzyłam przez okno, zamyślona. Czułam, że moje życie zmieni się za tydzień i nie wiedziałam dlaczego. Po prostu miałam to złe przeczucie. Zawsze miałam talent do przewidywania. Na przykład, czy miało się stać coś złego, czy ktoś kłamał. Może byłam po prostu zsynchronizowana z naturą czy coś w tym stylu, ale czułam się bardziej spokojna, kiedy mogłam biegać lub przebywać w lesie. Może dlatego czułam to złowieszcze uczucie. Musiałam pójść na spacer do lasu wokół naszej watahy. W końcu dotarliśmy do domu i szybko powiedziałam ludziom, że jestem zmęczona i że idę spać.
Na szczęście moich rodziców jeszcze nie było w domu, więc ukryłam sukienkę i poszłam na spacer. Zaczynało się ściemniać i uwielbiałam tę porę dnia. Zmierzch był taki piękny z czerwienią i pomarańczami malującymi niebo. Był późny kwiecień i zaczynało się robić ciepło, ale i tak chciałam zabrać ze sobą kurtkę. Nie znosiłam marznąć, a zmierzch w kwietniu był jeszcze trochę chłodny. Około pół mili od mojego domu była mała łąka, którą uwielbiałam. Lubiłam się tam położyć i patrzeć w gwiazdy. Była tam mała przerwa w baldachimie, która pozwalała promieniom słońca lub księżyca zaglądać w dół. Mimo że gwiazdy jeszcze nie wyszły, i tak się tam położyłam i pozwoliłam moim myślom błądzić. Aż usłyszałam trzask gałązki i poczułam zapach kokosa i deszczówki. Damian.
– Wiedziałem, że coś jest z tobą nie tak.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
– Naprawdę? To tutaj uciekasz, kiedy jesteś czymś zestresowana, więc powiedz mi, kociaku.
Westchnęłam. Znał mnie zbyt dobrze. – Po prostu mam to przeczucie. Jakby w przyszłą sobotę miało się stać coś złego. Będzie tu jakieś pięćset osób z całej okolicy na balu. Coś się zmieni. Po prostu nie wiem, czy na lepsze.
Damian wiedział o moim „przeczuciu”. Wiele razy mój instynkt nigdy się nie mylił i uratował nas raz czy dwa. Położył się obok mnie i przez chwilę milczał. Gwiazdy już wyszły i były piękne.
– Zawsze cię lubiłem i podziwiałem. Byłabyś idealną Luną i byłbym dumny, że jestem twoim partnerem. Nawet jeśli nie jesteśmy partnerami, znajdziemy dobry balans. Będę zazdrosny o każdego twojego partnera, który nie jest mną, ale dopóki jesteś szczęśliwa…
– Oby to było takie proste – powiedziałam cicho. Wiedziałam, że rozmawialiśmy o tym wiele razy i też się obściskiwaliśmy, ale byłabym zrozpaczona, gdybyśmy nie byli partnerami. Potajemnie chciałam go na partnera, odkąd byliśmy mali.
– Czujesz, że wydarzy się coś jeszcze?
– Po prostu nie wiem.
– Kociaku…
















