"Co?"
Wszyscy spojrzeli w kierunku, który wskazała gosposia, i zobaczyli węża, który wpatrywał się w nich i syczał.
Wąż nie przypominał żadnego, jakiego kiedykolwiek widziały gosposie. Miał dużą głowę i rozszerzył szyję, jakby był gotów do ataku.
Wszyscy byli przerażeni i w panice zaczęli się cofać.
"Szybko! Uciekajcie!" krzyczały gosposie, zbiorowo uciekając z pokoju.
Właśnie wtedy do pokoju Shandie w końcu przybyli Henrick i Cindy.
Widząc węża, który wciąż się wił i syczał, Henrick również się wycofał, bojąc się, że zostanie ukąszony.
Twarz Cindy zzieleniała, gdy drżącym głosem zapytała: "Co się dzieje? Dlaczego tu jest wąż? Na co wszyscy czekają? Niech ktoś go zabije!"
Gosposie wymieniły pełne obaw spojrzenia, żadna nie chciała się zgłosić, by zabić węża.
Pozwolenie komukolwiek z nich na zajęcie się jadowitą kobrą byłoby równoznaczne z wysłaniem ich na śmierć. Nikt nie zamierzał podejmować takiego ryzyka.
Janet, która nie spieszyła się z wejściem na górę, była teraz sparaliżowana strachem.
<i>Czy to nie ten wąż, którego wypuściłam w pokoju Arielle? Co on tu robi?</i>
Nawet noszenie pudełka z kobrą wcześniej wystarczyło, by nogi Janet zrobiły się jak z waty. Teraz jeszcze bardziej bała się zbliżyć, ponieważ wiedziała, jak jadowita jest kobra.
Janet wiedziała, że Shandie umrze, jeśli w ciągu godziny nie otrzyma antytoksyny. Jednak to była coś, co musiała zachować dla siebie, bez względu na to, jak bardzo ją to bolało.
Widząc, że nikt nie jest skłonny podjąć żadnych działań, Cindy pociągnęła Henricka i rozpaczliwie zawołała: "Kochanie! Zabij tego węża!"
Henrick, podobnie jak inni, nie odważył się zbliżyć do węża.
Jednak musiał też wziąć pod uwagę swoją dumę jako mężczyzna w tym domu.
Gdyby się rozeszło, że nie potrafił uratować córki przed wężem, straciłby cały szacunek, jaki miał.
<i>Cholera, te bezużyteczne, tchórzliwe gosposie! I Cindy też! Gdyby nie one, nie byłbym w takim dylemacie!</i>
Henrick zacisnął zęby i zagryzł wargi. Właśnie miał wystąpić z miotłą w ręku, gdy w korytarzu rozległ się głos. "Tato, jest późno. Co tu wszyscy robią?"
Henrick odwrócił się i zobaczył senną Arielle w piżamie. Wyglądało na to, że hałas ją obudził.
"W pokoju jest wąż. Twoja siostra zemdlała po ukąszeniu. Muszę ją uratować..." odpowiedział Henrick z wahaniem.
"Nie ma mowy!" wykrzyknęła Arielle, teraz już w pełni obudzona. "Tato, to zbyt niebezpieczne! Nie możesz tam wchodzić!"
Krew Cindy zawrzała po usłyszeniu tych słów. Bez chwili zastanowienia podniosła rękę i wymierzyła policzek Arielle.
Biorąc pod uwagę jej refleks, to był policzek, którego Arielle mogła z łatwością uniknąć, z wyjątkiem tego, że w ostatniej sekundzie się na to nie zdecydowała.
<i>Plask!</i> Dźwięk był głośny i wyraźny, gdy policzek wylądował prosto na policzku Arielle.
Jasny i delikatny policzek Arielle natychmiast spuchł, z wyraźnie odciśniętym śladem dłoni Cindy.
"Ty suko! Chcesz, żeby twoja siostra umarła, prawda? Zniknij mi z oczu, ty złośliwa jędzo! Alfred! Wyrzuć ją natychmiast!" ryknęła Cindy.
Prośba Cindy postawiła Alfreda w trudnej sytuacji. Niezależnie od tego, czy zrobi to, co kazała, czy nie, ryzykował rozgniewaniem Cindy lub Henricka. Niepewny, jak postąpić, zwrócił się do Henricka, aby zaobserwować jego reakcję.
Łzy zaczęły spływać po twarzy Arielle. Zanim Henrick zdążył cokolwiek powiedzieć, zawołała: "Tato, martwię się tylko o twoje bezpieczeństwo. W końcu jesteś głową rodziny. Co byśmy zrobili, gdyby ci się coś stało? Dopiero co cię odnalazłam, tato. Nie mogę cię stracić!"
Słowa Arielle, tak szczere i serdeczne, poruszyły serce Henricka.
<i>Ona ma rację. Jako głowa rodziny, od mojego przetrwania zależy przetrwanie wszystkich! Gdyby mi się coś stało, im też nie byłoby łatwo.</i>
<i>Oczywiście, tylko moja ukochana córka zna mnie najlepiej i potrafi się ze mną wczuć. Niech ich wszystkich szlag trafi!</i>
Z tą myślą Henrick zmarszczył brwi i spojrzał gniewnie na Cindy.
"Dlaczego ją uderzyłaś? Ona się tylko martwi o moje bezpieczeństwo!" zbeształ ją.
"Ale ona wyraźnie chce, żeby Shannie..."
"Ciociu Cindy!" nagle przerwała Arielle. "Jeśli chcesz tak o mnie myśleć, będę musiała udowodnić czynami, że nie życzę mojej siostrze żadnej krzywdy!"
Arielle chwyciła wtedy miotłę od Henricka i ruszyła w stronę węża. Nie było w niej prawie żadnego strachu ani wahania.
Zaniepokojone gosposie krzyknęły: "Uważaj, panno Arielle! Ten wąż jest jadowity!"
Twarz Henricka zmarszczyła się z troski. W porównaniu z Shandie, Arielle była dla niego cenniejsza i nie mógł ryzykować jej utraty.
"Arielle, nie idź!" błagał Henrick, próbując ją powstrzymać. Jednak Arielle zignorowała go i kontynuowała marsz w stronę węża.
Widząc zbliżającą się Arielle, kobra stała się jeszcze bardziej sprowokowana i rzuciła się w jej stronę.
Arielle udawała, że ma trudności z uniknięciem ataku węża, po czym szybko odwróciła się, by uderzyć ogon węża miotłą.
Nietrudno było zauważyć, że kobra stała się jeszcze bardziej wściekła, zwłaszcza gdy jej syk stał się również głośniejszy i bardziej groźny.
Wszyscy inni byli teraz tak przerażeni, że mogli tylko stać i obserwować z daleka, pozostawiając Arielle samą w pokoju do walki z kobrą.
W ich oczach Arielle była bez wątpienia najodważniejszą wojowniczką ze wszystkich wojowników.
Po długiej i żmudnej walce Arielle w końcu złapała węża, przez cały czas udając, że zrobiła to z wielkim trudem.
"Dajcie mi nożyczki albo nóż!"
"Mam tu nóż!" krzyknęła jedna z odważniejszych gospodyń, podeszła do Arielle i podała jej nóż do obierania.
Arielle przyłożyła nóż do głowy węża i zamknęła oczy. Mimo że wyglądała na przestraszoną i obrzydzoną, w końcu dokonała czynu.
Po odcięciu głowy kobra w końcu przestała się wić.
"Kochanie, wszystko w porządku?" zapytał niespokojnie Henrick, podbiegając do niej.
Arielle była na skraju płaczu, jej nerwy jeszcze się nie uspokoiły. Kiedy zobaczyła Henricka, natychmiast rzuciła się w jego ramiona.
"Tato! Tak się bałam..."
"Już, już. Wszystko w porządku, kochanie. Wąż nie żyje!"
"Dopóki jest tata, nie będę się bała. Ale, tato, nie martw się teraz o mnie. Najpierw musisz wysłać Shandie do szpitala!" powiedziała Arielle z determinacją.
Serce Henricka stopniało na te słowa.
<i>Moja córka jest nie tylko odważna, ale i troskliwa! Naprawdę jest moim największym darem!</i>
Kiedy zauważył ślad dłoni wciąż na policzku Arielle, twarz Henricka wykrzywiła się ze wściekłości, gdy spojrzał gniewnie na Cindy. "Popatrz, co zrobiłaś! Ona ryzykowała życiem, by chronić Shandie! A ty nadal oskarżasz ją o chęć skrzywdzenia Shandie?"
"J-ja..." wyjąkała Cindy.
"Jeśli nie potrafisz odróżnić dobra od zła, nie sądzę, żebyś była kompetentna do zajmowania się sprawami domowymi. Od teraz sam będę zarządzał wszystkimi finansami!"
Twarz Cindy natychmiast straciła wszelkie kolory. "Kochanie, proszę, ja tylko..."
Zanim zdążyła się wytłumaczyć, Henrick jej przerwał: "Zamknij się! Nie chcę od ciebie nic więcej słyszeć! Chcę, żebyś została w swoim pokoju i się zastanowiła. I nie wychodź, dopóki nie zrozumiesz, co źle zrobiłaś!"
Właśnie wtedy wbiegła jedna z gospodyń i zameldowała: "Panie Southall, przyjechała karetka."
















