Kiedy Melody wróciła pospiesznie do szpitala, była dokładnie godzina 13:00. Sala konferencyjna była już pełna ludzi.
Tiffany powiedziała do niej cicho: „Niektórzy przyszli do szpitala, żeby narobić zamieszania. Rodzina pacjentki z łóżka nr 5 twierdzi, że ktoś z naszego oddziału celowo ujawnił informacje. Mówią, że ktoś powiedział mediom, a teraz chcą, żeby szpital im to wyjaśnił”.
Melody spojrzała przed siebie. Dyrektor szpitala i ordynator oddziału siedzieli pośrodku długiego stołu konferencyjnego. Obok nich siedziała blada kobieta w szpitalnym ubraniu.
Melody zamrugała i zdała sobie sprawę, że to ta sama pacjentka, na którą przypadkowo wpadła w gabinecie Jeremy’ego. Wtedy widziała ją tylko przelotnie i jej nie rozpoznała.
Podczas całego spotkania podkreślano, jak szpital chroni prywatność pacjentów. Podkreślano również, że skutki tego incydentu są poważne i że kierownictwo przeprowadzi dokładne dochodzenie. Zasugerowano, że ktokolwiek jest za to odpowiedzialny, powinien się zgłosić.
Następnie Tiffany wyciągnęła Melody na zewnątrz i potrząsnęła głową z irytacją. „Co za bzdury. Tylko kilka osób na dyżurce pielęgniarskiej widziało pacjentkę z łóżka nr 5. Powinni po prostu zbadać lekarzy i pielęgniarki, którzy faktycznie się nią opiekowali. To nie ma z nami nic wspólnego”.
Melody spojrzała w stronę sali konferencyjnej. Jeremy rozmawiał z dyrektorem szpitala, a pacjentka z łóżka nr 5 stała tuż obok niego.
Tiffany podążyła za jej wzrokiem i powiedziała: „No tak, dr Chesson jest jej lekarzem prowadzącym. Nie powiedział ci o tym?”
Melody zmarszczyła lekko brwi. „Nie ma mowy, żeby zdradził coś, co powinno być poufne”.
Spojrzała ponownie na Jeremy’ego. Stał wyprostowany w swoim białym kitlu, co dodawało mu aury cichej elegancji.
Melody rzuciła okiem na jego profil. Nie słyszała, co mówi, ale widziała jego poważny wyraz twarzy i lekkie zmarszczenie na brwi.
Zacisnęła usta. W jej oczach pojawił się cień zmartwienia.
Z powodu tej sprawy cały oddział był w ponurym nastroju. Nikt na dyżurce pielęgniarskiej nie odzywał się głośno. Wszyscy po prostu w milczeniu wykonywali swoją pracę.
Melody czekała w szpitalu, aż Jeremy skończy pracę. Jak tylko wyszedł z gabinetu, ruszyła za nim.
Jeremy rzucił jej szybkie spojrzenie. „Potrzebujesz czegoś?”
Melody ściszyła głos i zapytała: „Co dyrektor powiedział ci podczas spotkania? Wyglądałeś naprawdę poważnie”.
Jeremy przestał iść. Odwrócił się do Melody i spuścił wzrok, a w jego głębokim głosie pobrzmiewał dystans. „To nie ma z tobą nic wspólnego. Nie pytaj”.
Melody wstrzymała oddech. Spuściła głowę, próbując się wytłumaczyć. „Po prostu się o ciebie martwiłam”.
Zawahała się, a potem dodała: „Dopiero teraz się dowiedziałam, że jesteś lekarzem prowadzącym pani Langford”.
Jej głos brzmiał ostrożnie, jakby badała grunt.
Oczy Jeremy’ego pozostały spokojne, gdy na nią patrzył. Wyglądało na to, że o czymś myśli.
Melody poczuła nagły przypływ nerwów. Wiedziała, że Jeremy nie lubi, gdy zbytnio interesuje się jego sprawami. Zacisnęła usta i zaproponowała kolejne wyjaśnienie. „Po prostu myślę, że to poważna sprawa. Nasz oddział już na tym ucierpiał, a szpital na pewno przeprowadzi dochodzenie”.
Jeremy oderwał wzrok od Melody. Zatrzymał się na chwilę i powiedział odważnym tonem: „Zamiast martwić się o innych, martw się o siebie. Wpadłaś na panią Langford tamtego dnia w moim gabinecie”.
Melody zamarła. Na chwilę w jej głowie zrobiło się pusto. „Co?”
Twarz Jeremy’ego pozostała bez zmian. Spojrzał na nią i powiedział: „Bardzo niewiele osób wiedziało, że pani Langford została przyjęta. Ma też specjalistyczny zespół opieki. Poza nimi jesteś jedyną osobą, która na pewno ją widziała”.
Jego głos był zimny jak lód. „Dyrektor i ordynator będą chcieli z tobą później porozmawiać. Bądź gotowa”.
Zajęło Melody chwilę, zanim przetworzyła to, co powiedział. Otworzyła usta i powiedziała słabo: „Nawet nie rozpoznałam, że to pani Langford. To nie ma ze mną nic wspólnego”.
Ton Jeremy’ego pozostał obojętny. „Możesz to wyjaśnić dyrektorowi”.
















