KSIĄŻĘ EMERIEL
Następnego ranka, gdy tylko wyszedł na zewnątrz, zatrzymało go dwóch wojowników. – Król cię wzywa, mój książę – rzekł jeden z nich. – Twoja obecność jest potrzebna w sali sądowej.
Cholera. Ten głupi minister nie tracił czasu na donoszenie.
Emeriel ruszył w stronę sali. To tylko chłosta, nic mu się nie stanie.
Lecz, gdy szedł korytarzem w stronę drzwi, panowała upiorna cisza.
Coś było nie tak.
Z zewnątrz sala sądowa zawsze była hałaśliwa. Szmery, szepty, kłótnie były na porządku dziennym.
Jego niepokój wzrósł, gdy drzwi się otworzyły, a wszystkie oczy nie zwróciły się ku niemu z wyższością. Zamiast tego, wzrok wszystkich był utkwiony w centrum królewskiego dworu.
Oczy Emeriela podążyły za ich spojrzeniami.
Dwóch mężczyzn ubranych w białe szaty, z długimi, prostymi, sięgającymi do pasa czarnymi włosami stało, wyglądając niegroźnie.
Lecz dłuższe spojrzenie pozwoliło Emerielowi zauważyć mięśnie ledwo skrywane pod szatami, lekko spiczaste uszy i niezwykle nienaturalnie przystojne twarze, które były zupełnie nieczytelne.
Zamarł.
Urekai.
Ci wyglądali na kosztownych i arystokratycznych.
W gardle Emeriela zaschło. Nikt nie modli się o spotkanie Urekai twarzą w twarz.
– Co powiesz, Królu Orestusie? – odezwał się Urekai z długą blizną biegnącą przez policzek. Wyglądał najbardziej zastraszająco.
– Nie, to nie może się stać – zaprotestował Król Orestus, wyglądając na przerażonego i słabo to ukrywając.
Zmarszczka na twarzy Urekai z Blizną pogłębiła się. Najwyraźniej, to była istota, która nie przyjmowała odmowy.
– Mylisz się, jeśli myślisz, że dajemy ci wybór, ludzki królu – powiedział, robiąc groźny krok naprzód.
Ministrowie dworu jęknęli, cofając się na swoje miejsca.
– Spokojnie, Lordzie Vladyo – odezwał się drugi Urekai, jego głos był łagodniejszy. Błagał, zamiast rozkazywać.
Urekai z blizną, Lord Vladya, posłał królowi twarde spojrzenie, które sprawiłoby, że każdy człowiek zadrżałby. – To najmniejsze, co możesz zrobić, ludzki królu. Oddaj nam księżniczkę, a odejdziemy w spokoju.
– Jesteśmy gotowi za nią zapłacić – dodał drugi Urekai, sięgając do swojej szaty i wyciągając duży worek z monetami.
Strach ustąpił. Królewskie uszy nastawiły się z zainteresowaniem. – Pieniądze?
– Nie tylko pieniądze, są tam też złote monety – powiedział Urekai bez blizny.
Wszyscy jęknęli, w tym Emeriel. Złote monety były rzadkie i bardzo cenne.
Urekai kontynuował: – Wszystko, co musisz zrobić, to oddać księżniczkę, a ten worek jest twój.
Czekaj…
Księżniczkę?
Nie mogą mieć na myśli…
Wielkie wejście otworzyło się ponownie, gdy dwóch strażników wprowadziło Aekeirę na dwór.
Nie, nie, nie, nie moją siostrę.
Emeriel ruszył naprzód, ale strażnicy, którzy go eskortowali, zatrzymali go. Mocno przygryzł wargę, starając się nie zwracać na siebie uwagi, ale było to niezwykle trudne.
Z pewnością, to nie mogło być to, o czym myślał. To musiał być sen.
Nie było mowy, żeby Urekai byli tutaj, aby kupić jego siostrę jako niewolnicę…!
Dwóch strażników prowadzących Aekeirę na środek dworu zatrzymało się kilka stóp od Urekai.
Przerażenie na twarzy Aekeiry odzwierciedlało uczucia Emeriela.
– Więc, żeby było jasne – zaczął Król Orestus – Wszystko, co muszę zrobić, to sprzedać ją wam, a te wszystkie pieniądze są moje? Nie ma innych warunków? Nic więcej?
– Tak – odpowiedział Urekai bez blizny.
Lord Vladya ruszył naprzód, zmniejszając dystans między nim a Aekeirą, która teraz wyraźnie drżała.
Ujął twarz Aekeiry w dłonie, przechylając jej głowę na bok, aby lepiej się jej przyjrzeć. Wyglądał na całkowicie zniesmaczonego. – Będzie dobra.
Król Orestus podniósł młotek i uderzył nim mocno w biurko. – Sprzedane! Od tej chwili Księżniczka Aekeira należy do Urekai.
– CO!? – Krzyk wyrwał się z ust Emeriela, zanim zdążył go powstrzymać.
Pobiegł w kierunku środka sali sądowej i upadł na kolana. – Proszę, nie sprzedawajcie mojej siostry im. Nie Urekai! Proszę, Wasza Wysokość.
Król spojrzał na niego znudzonym wzrokiem. – To już nie w moich rękach, Emerielu.
To już nie w jego…
Emeriel nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. – Nie możesz do tego dopuścić. Ona też jest twoją bratanicą! Jak mogłeś to zrobić!?
Nie był dumny z tego, że jego głos przeszedł w wysoki ton dziewczyny, gdy praktycznie krzyczał. Ale nie dbał o to. – Wiesz, że czeka ją los gorszy od śmierci za wielką górą! Jak mogłeś zgodzić się ją im sprzedać?
– Jakby miał wybór – zadrwił Lord Vladya, jego głęboki baryton był pełen cynizmu.
Emeriel odwrócił się gwałtownie, aby się z nimi skonfrontować, a gniew pokrył jego twarz. Ale gdy wpatrywał się w te onieśmielające szare oczy, nie mógł zmusić się do poddania się swojej wściekłości.
Czytał w jednej z książek, że Urekai ma moc odebrania życia bez fizycznego kontaktu. To może być tylko plotka, ale z życiem jego siostry na szali, nie miał zamiaru testować tej teorii.
– Ja też pójdę. Gdzie idzie Aekeira, tam idę i ja – powiedział Emeriel, zadzierając defiantly brodę.
Aekeira gwałtownie odwróciła głowę w stronę Emeriela, jej oczy rozszerzyły się z przerażenia. – Nie! Co ty robisz, Em?
– Idę z tobą – oświadczył stanowczo Emeriel.
Lord Vladya uniósł idealnie ukształtowaną brew. – Nie. Nie potrzebujemy cię; potrzebujemy tylko twojej siostry.
Emeriel wstał. – Nie obchodzi mnie to. Weźcie i mnie. Jeśli mnie tu zostawicie, zawsze będę próbował do niej dotrzeć. Przejdę przez wielkie góry, jeśli będę musiał!
Lord Vladya zaśmiał się. W tym chłodnym dźwięku nie było humoru. – Bez obrzędu przejścia, wielka góra pochłonie cię w całości. Nigdy nie dotrzesz na drugą stronę.
– Zaryzykuję – przysiągł Emeriel.
– Nie! Mój brat nie idzie – wtrąciła Aekeira, po czym zwróciła błagalne oczy na Emeriela. – Nie rób tego, Em. Jestem już skazana. Nie chcę, żebyś spotkał ten sam los!
– Jeśli pójdziesz z nami, zostaniesz wzięty jako nasz niewolnik – oświadczył Lord Vladya, przygważdżając Emeriela spojrzeniem. – Urekai nie obchodzi, czy jesteś mężczyzną, czy kobietą; będziesz służył w każdy sposób, w jaki twój pan będzie chciał. Czy to w kopalniach, czy w piwnicy, na plecach, pochylony, czy na kolanach. Jeśli zgodzisz się być naszym niewolnikiem, twoja wolna wola kończy się dzisiaj.
Dreszcz przebiegł przez kręgosłup Emeriela.
– Czy wiesz, co to znaczy być niewolnikiem Urekai, mały człowieku? Jesteś całkiem ładnym chłopcem; nie zabraknie ci panów do obsługi.
Strach przesączył się przez jego rdzeń. Jeśli wszystko, co słyszał dorastając i czytał w książkach, było prawdą, bycie niewolnikiem Urekai było gorsze niż bycie niewolnikiem człowieka.
I moje marzenia…
Powinienem biec w innym kierunku…!
Ale wzmocnił swój kręgosłup. – Gdzie idzie moja siostra, tam idę i ja.
– Nie zgadzaliśmy się na dwóch niewolników – powiedział drugi Urekai.
– W takim razie jest to ustalone – kontynuował Lord Vladya, jakby nigdy się nie odezwał.
Sięgając do swojej szaty, Urekai z blizną wyciągnął kolejny worek z monetami, rzucając oba na podłogę w stronę króla. – Weźmiemy oboje.
– Sprzedane! – Król Orestus ponownie uderzył młotkiem.
















