Pierwszy Rozdział
Dzwonek do drzwi wyrwał Bailey z zamyślenia. Rodzice nigdy nie pukali przed wejściem, więc to musiał być…
Uśmiech rozjaśnił jej twarz, gdy odłożyła talerz, który szorowała, i pośpiesznie wytarła ręce o lnianą ściereczkę. Motyle trzepotały jej w brzuchu, gdy otworzyła drzwi, ukazując jej chłopaka nonszalancko opartego o próg. Na jego twarzy pojawił się swobodny uśmiech, a światło werandy podkreślało jego ciemnoblond włosy.
Luke Turner. Syn Alfy, jego muskularne ciało odpowiadało roli jego potencjalnego przyszłego tytułu. Jego głębokie, brązowe oczy wodziły po niej, oceniając jej nieco potargany wygląd. Bailey, nieco zakłopotana, schowała się za drzwiami pod jego spojrzeniem, jej ciemnobursztynowe włosy spięte w kok, w połączeniu z luźnym T-shirtem i zwiewnymi szortami.
Na jej ustach pojawił się nieśmiały uśmiech. "Nie wiedziałam, że masz zamiar przyjść."
Jego uśmiech poszerzył się, ukazując rząd białych zębów, w których ledwie rysował się ślad po kłach, którymi mogły się stać. "Pomyślałem, że spotkanie twoich rodziców może się przedłużyć i że będziesz chciała trochę towarzystwa."
Bailey uśmiechnęła się serdecznie i otworzyła szerzej drzwi, zapraszając go do środka. Kolejna późna noc dla jej rodziców, którzy pomagali w pilnej sprawie ich watahy, która zawsze przeciągała się do późna. Pewnym krokiem oderwał się od ściany i wszedł do domu, jakby znał układ pomieszczeń jak własną kieszeń. Bailey uświadomiła sobie, że na tym etapie ich związku prawdopodobnie tak było.
Ostatnie spojrzenie na pustą ulicę upewniło ją, że rodzice jeszcze nie wracają do domu. Zamknęła i zamknęła drzwi na klucz. Wioska od lat była spokojna, ale rodzice zawsze przypominali jej, żeby zamykała dom. W czasach nastoletnich wystarczająco się nacierpiała za zapominanie o tym, że ten szybki manewr stał się pamięcią mięśniową.
Gdy tylko Bailey odwróciła się od drzwi, Luke chwycił jej twarz w kształcie serca w dłonie, przykładając swoje usta do jej. Wyciągnęła się na palcach, by dopasować się do jego pasji, po czym odsunęła się. Czuła jego usta wciąż na swoich.
Luke objął ją ramieniem, prowadząc Bailey do jej ciasnej sypialni. Było w niej tylko tyle miejsca, żeby zmieścić łóżko, szafkę nocną i komodę, na której stał mały telewizor. Luke puścił Bailey, żeby rozłożyć się na łóżku, wkładając swoje zgrubiałe dłonie za głowę i zajmując już większość łóżka.
Uniósł brew, widząc, że Bailey waha się w drzwiach. "Myślałem, że moglibyśmy obejrzeć film." Jego oczy powędrowały w stronę telewizora, a potem poklepał wolne miejsce na łóżku obok siebie, zapraszając ją do przyłączenia się.
Bailey rozważała ten pomysł w myślach, zastanawiając się, co zrobiliby jej rodzice, gdyby ich znaleźli samych w jej pokoju. Ale była już dorosła, a Luke'a lubili. Uśmiechnęła się więc i skinęła głową. Uchyliła drzwi, żeby usłyszeć, czy nie wracają rodzice, i dołączyła do niego na łóżku, trzymając się z rezerwą swojej strony. Spierali się, jaki film obejrzeć, i ostatecznie wygrał wybór Luke'a. Bailey zacisnęła usta, ale nie sprzeciwiła się filmowi akcji, który już obejrzała tysiąc razy.
Po podjęciu ostatecznej decyzji Luke zsunął się z łóżka, żeby włożyć płytę DVD do starszego telewizora. Zamknął drzwi i wyłączył światło, jedyne światło w pokoju pochodziło z przyćmionego blasku filmu.
Bailey lekko usiadła. "Chcesz, żebym zrobiła popcorn?"
"Mmm, wciąż jestem najedzony po kolacji," odpowiedział Luke z przebiegłym uśmiechem i wrócił na łóżko.
Siedzieli oddzielnie tylko przez chwilę, aż Luke zapytał: "Dlaczego jesteś tak daleko?"
Zanim Bailey zdążyła odpowiedzieć, jego silne ramiona przyciągnęły ją do siebie i położyła głowę na jego mocnej klatce piersiowej. Czuła, jak bicie jej serca przyspiesza w miarę ich bliskości, a jego szorstka dłoń zaczęła zataczać kręgi na jej lędźwiach.
"Cieszysz się na swoje urodziny?" wyszeptał, przekręcając głowę w jej stronę.
"Jak mogłabym się nie cieszyć? Biorąc pod uwagę, ile wysiłku włożono w ich planowanie," podniosła na niego oczy, "i żeby zobaczyć, czy..."
Luke uniósł brew. "Czy jesteśmy sobie przeznaczeni?"
Policzki Bailey zapłonęły na to pytanie. "Tak, to... Mam nadzieję, że tak."
Jego oddech był gorący na jej, gdy przycisnął swoje usta do jej. "Wiesz, że jest inny sposób, w jaki moglibyśmy się dowiedzieć..."
Bailey zesztywniała i odsunęła się od jego pocałunku. "To stary mit. Jedyny sposób, żeby się dowiedzieć, to poczuć pociąg z więzi. Nie przez... robienie tego." Nie mogła wypowiedzieć tego słowa na głos. Nie, kiedy są już tak blisko, a pokój jest taki ciemny.
Odsunął się, żeby oglądać film, a ciche westchnienie ulgi przeszyło Bailey. Wiedziała, czego chciał, dlaczego przyszedł tutaj, kiedy nie było jej rodziców. Jego pożądanie jej zawsze było silne, ale jego niecierpliwość wzrosła.
Miała nadzieję, że może dziś wieczorem uda jej się go przekonać, dlaczego czekanie jest dla niej tak ważne. Wiedzieć, że są sobie przeznaczeni i powinni być razem, zanim staną się jednym. Doświadczenie, jak słyszała, jest magiczne. Nic - nikt - nie mógłby się z nim równać. Ale więź między nimi jeszcze nie przekształciła się w więź przeznaczenia.
Po kilku minutach Luke powiedział: "Za kilka dni kończysz 21 lat, już wiemy, że jesteśmy sobie przeznaczeni." Zamilkł. "Jaki jest sens czekania kilku dni?"
Bailey odsunęła głowę od jego klatki piersiowej, jej szmaragdowe oczy wpatrywały się w niego z uwagą. "Moi rodzice, oni wrócą lada moment. I mówiłam ci, że chcę poczekać." Wydawało się, że to rozmowa, którą odbyli już zbyt wiele razy.
Mętne, brązowe oczy Luke'a dorównywały jej intensywności. "Spotkanie przeciągnie się dziś wieczorem, więc nie musimy się o nich martwić." Całkowicie zignorował drugą część jej rozumowania.
Lekko zirytowana Bailey odpowiedziała: "Możemy po prostu obejrzeć film?" Wskazała zdecydowanie na ekran i odsunęła się od niego.
Luke wydał z siebie cichy chichot. "Ale to jest o wiele zabawniejsze." Jego usta musnęły jej szyję. Przesyłając dreszcze przez Bailey, ale nie te dobre.
Ułożył swoje ciało twarzą do jej, prawie na niej. Drapieżny uśmiech na jego ustach, jego wzrok nie odrywał się od jej ust. Włożył rękę w jej włosy, druga mocno trzymała ją w talii.
Bailey próbowała się spod niego wyswobodzić, ale jego silne ramiona trzymały ją tam, gdy nachylił się, żeby ją pocałować. Jego intensywność wzrosła, gdy wsunął swój język w jej, rozluźniając kok w jej włosach. Dłoń na jej biodrze powoli przesuwała się w górę, bawiąc się brzegiem jej koszulki.
Luke był starszy i być może to oznaczało, że oczekiwał więcej od ich związku. Byli razem wystarczająco długo, żeby to było normalne, ale wciąż coś ciągnęło Bailey. Chciała, żeby jej pierwszy raz był z jej przeznaczonym, a to może być Luke... ale jeśli nie.
Jej żołądek się skurczył i wiedziała, że tego z nim nie chce. Przynajmniej nie teraz i z tym, jak się wobec niej zachowywał. Naciskanie na nią, nawet pomimo jej sprzeciwów, może być znakiem, że nie rozumie jej prawdziwych potrzeb.
Oparła ręce o jego klatkę piersiową, próbując odsunąć go od siebie. Zamiast tego odebrał to jako sygnał do kontynuowania. Ręka, która grzebała jej we włosach, stała się bardziej agresywna, przytrzymując ją na miejscu.
"Proszę, Luke," błagała Bailey, "Przestań, nie chcę, nie dzisiaj wieczorem."
Wydał z siebie drapieżny warkot, a ona spróbowała się poruszyć ponownie, żeby się spod niego wydostać. Ale jego ręce i nogi owinęły się wokół niej, unieruchamiając ją z łatwością.
Uświadomiła sobie, że nie ma z tego wyjścia, chyba że jej rodzice wrócą do domu. Chociaż wydawało się pewny, że tak się nie stanie. Błagała ponownie: "Przestań, proszę."
Nie zrobił tego, używając jej słów jako dalszej amunicji, gdy jego ręka zatrzymała się u góry jej spodni. Jego usta na jej, nawet gdy trzymała usta zamknięte, zgrzytając zębami. Rozpiął swoje spodnie, a jego druga ręka powędrowała do brzegu jej szortów.
Jego ręce zamarły, gdy dzwonek do drzwi rozległ się echem w całym domu. Oczy Bailey rozszerzyły się na ten dźwięk i miała nadzieję, że to wystarczy, żeby Luke przestał, żeby zszedł z niej. Dzwonek rozległ się ponownie, a Bailey pilnie wyszeptała: "Powinnam zobaczyć, kto to jest."
Twarz Luke'a wykrzywiła się grymasem, ale nie protestował, gdy Bailey uwolniła się z jego uścisku i wybiegła z sypialni. Nie wiedziała, kto będzie po drugiej stronie drzwi, ale jest gotowa podziękować swojemu wybawcy.
Bailey była tak wdzięczna, że nie zadała sobie trudu sprawdzenia wizjera przed otwarciem drzwi na oścież. Wstrzymała oddech, patrząc na najprzystojniejszego mężczyznę, jakiego kiedykolwiek widziała. Jego stalowe, niebiesko-szare oczy, osłonięte nieco przez jego ciemne włosy do ramion, emanowały dzikością, której nie potrafiła do końca zrozumieć.
Wciąż bez tchu, zmarszczyła brwi na widok nieznajomego. "Czy mogę panu pomóc? Czy pan się nie pomylił? - Zerknęła w stronę sypialni, z której wyszedł Luke, z zapiętymi teraz spodniami. Jego usta wykrzywiły się lekko na widok innego mężczyzny, który mu przeszkodził.
Oczy nieznajomego zignorowały go, skupiając się na Bailey. Poczuła się bezbronna pod jego przedłużającym się spojrzeniem, jakby to, co prawie się wydarzyło, było wypisane na jej twarzy - jej potargane ubranie.
Zaczęła od nowa: "Przepraszam pana? Czy mogę panu w czymś pomóc?"
Twarda twarz nieznajomego złagodniała w uprzejmym uśmiechu. "Witaj Bailey, szukam twojego taty."






