Oddzwonienie do Polly nie wystarczyło; nalegała, żeby Bailey odwiedziła ją po rozmowie.
Dlatego o piętnastej Bailey stała pod drzwiami Polly, pukając.
Puk, puk, puk…
Kostki Bailey uderzyły lekko o drzwi po raz drugi, z mniejszym entuzjazmem niż za pierwszym razem.
Po przybyciu była niespokojna i wyczekująca; ale teraz powoli wędrowała wzdłuż drewnianego ganku, mijając drzwi. Jej nerwy zaczęły
















