W połowie drugiej tercji Carter woła o krążek na linii czerwonej, waląc ostrzem kija o lód. Rusza jak błyskawica, okręca się wokół obrońcy, pochyla się na jednej nodze, zamachuje i puszcza krążek w ruch. Opadam szczęką, gdy krążek przelatuje obok głowy bramkarza, którego łapacz podnosi się ułamek sekundy za późno. Rozlega się syrena, a ciepłe miejsce między moimi udami jest już mokre.
To znaczy –
















