ŁÓŻKO > SEKS
CARTER
UPADEK międzynarodowych podróży zimowych to w stu procentach brutalny szok dla twojego systemu, kiedy wracasz do domu, do Kolumbii Brytyjskiej w połowie grudnia, po kilku dniach spędzonych na Florydzie i w Karolinie Północnej.
Ocieramy się o skrajne mrozy, lawirując wokół minus siedemnastu stopni Celsjusza. Pomimo tego, że jest to wysoce nietypowe dla zachodniego wybrzeża, to technicznie rzecz biorąc, nawet jeszcze nie jest zima. Mieszkam w North Vancouver, gdzie zwykle jest nieco bardziej jak typowa kanadyjska zima, ale nic takiego. Czuję się trochę jak zły omen, ale zazwyczaj wolę ignorować oczywiste znaki.
Mimo wszystko, jest zimno jak cholera, leczę kaca, spędziłem dziś pięć i pół godziny w samolocie, grając w tysiąca z moimi kolegami z drużyny i przegrałem każdą cholerną grę z wyjątkiem jednej. Dzisiaj jest jedna z tych rzadkich sobót, kiedy hokej nie istnieje dla naszej drużyny, a zamiast spędzić ją w domu w dresach, oglądając maraton Disneya i zajadając się pizzą XL, idę przez wietrzną noc na pieprzone przyjęcie urodzinowe-niespodziankę.
"Jestem wykończony, stary" - jęczę, wsuwając ręce trochę głębiej w kieszenie wełnianego płaszcza, idąc chodnikiem i naciągając szalik na brodę zębami.
"Kurwa, ja też," - przeciąga Garrett Andersen, mój prawoskrzydłowy, z akcentem ze wschodniego wybrzeża, który pojawia się, gdy jest zmęczony lub pijany. Teraz to pierwsze. "Prawie się wycofałem, ale pomyślałem, że lepiej nie." Chwyta się za krocze. "Lubię moje jaja tam, gdzie są, dziękuję bardzo."
Jego zmartwienie nie jest mi obce. Solenizantka groziła nam kastracją przy kilku okazjach za znacznie łagodniejsze przewinienia. Bycie po jej złej stronie to ostatnie miejsce, w którym chcę być w dwudzieste piąte urodziny Cary. Jest wystarczająco przerażająca, a teraz spóźniliśmy się na tę część, w której wyskakujesz i krzyczysz "Niespodzianka!" Liczę na to, że do tej pory wypiła już trzy drinki i jest wystarczająco zadowolona z błyszczącej różowej torby na prezenty zwisającej z mojego przedramienia, żeby zapomnieć, że jest na nas zła.
"A wszyscy wiemy, że nie przegapisz okazji, żeby zamoczyć kija," - dodaje Garrett, kiwając głową w stronę baru, do którego zmierzamy.
Zwykle nie, ale jestem cholernie zmęczony. Już zdecydowałem, że zwieję wcześniej, żeby wrócić do domu i spać w łóżku, za którym tęskniłem przez ostatnie cztery noce, bez ciepłego miejsca do zakopania kutasa. Perspektywa spania we własnym łóżku jest zbyt dobra, żeby ją przegapić. Nazwijcie mnie wariatem, ale żaden seks nie jest wart dobrego snu, kiedy naprawdę go potrzebujesz.
"Może będę dzisiaj grzeczny" - odpowiadam Garrettowi, a kącik moich ust unosi się, gdy przewraca oczami. "Mogę trzymać go w spodniach przez jedną noc."
Przebiega przede mną, przechodząc przez ulicę, gdy pojawia się przerwa w ruchu. "Wątpię!"
"Ups," - mruczę, kiedy przypadkowo wbijam mu łokieć w bok, przepychając się obok niego, sięgając do drzwi. Z uśmiechem trzymam je otwarte, gestykulując, żeby wszedł przede mną.
Bar wygląda tak, jak się spodziewałem: cholernie różowo i cholernie zatłoczony. Zwykle kwitnę w chaosie, co może tłumaczyć, dlaczego mój kręgosłup prostuje się na odgłos głośnego śmiechu i głośnej muzyki, ale chcę tylko zająć miejsce w rogu baru z moimi kolegami z drużyny i sączyć zimne piwo lub dwa.
Oprócz różu, jest też mnóstwo złota i kwiatów. Dzięki Bogu za najlepszą przyjaciółkę Cary, bo prawie mieliśmy dyżur dekoracyjny, dopóki Emmett nie powiedział nam, że ona się tym zajęła. Nie spotkałem jej, ale musi być dość odważna, żeby dobrowolnie podjąć się dekoracji imprezy, kiedy solenizantka prowadzi własną firmę zajmującą się planowaniem imprez. Rozczarowanie Cary nigdy nie jest czymś, za co chcę być odpowiedzialny; patrz wyżej wspomniane kastrowanie.
"Gare-Bear! Carter!"
Bezpośrednio po pisku, ciało rzuca się w moje ramiona, wybijając mi powietrze z płuc, gdy długie kończyny owijają się wokół mnie.
"Wszystkiego najlepszego, Care," - śpiewam, gdy rozbawiona solenizantka ześlizguje się po moim ciele, zanim zmiażdży Garretta w uścisku.
Cara lustruje małą różową torbę w moich rękach, podskakując na palcach w swoich wysokich obcasach. "Oooh, daj-daj!"
"A-a," - prycham, odsuwając od niej torbę. "Gdzie twoje maniery?"
Jej niebieskie oczy przewracają się, gdy wypina biodro. "Daj mi mój pieprzony prezent, proszę."
Parskam śmiechem, wciskając jej go w chciwe ręce. "Od Gare-Beara i ode mnie."
Puszczam oko do Garretta, bo jego niezadowolona mina, ściągnięte brwi i głębokie zmarszczenie brwi mówią mi to, co już wiem: jedynymi osobami, którym uchodzi na sucho ten przydomek, są jego młodsze siostry i Cara.
Cara nie traci czasu na rozrywanie torby, wyrzucając bibułę za ramię. Otwierając małe aksamitne pudełko w środku, piszczy. Wyciąga platynowy łańcuszek, wysadzany diamentami literę C zwisającą z niego i potrząsa nim mi przed twarzą. "Załóż mi go, załóż mi go!"
Obserwuję, jak wiruje, zgarniając swoje jedwabiste, sięgające do pasa złote loki z pleców na ramię. Moje brwi powoli wędrują w górę czoła, gdy moje oczy podążają za krzywizną jej kręgosłupa w dół do jej okrągłej dupy. Sukienka bez pleców. Niezłe.
Słuchaj, ona jest jedną z dziewczyn mojego najlepszego przyjaciela. Nigdy, przenigdy bym jej nie dotknął, ale jestem mężczyzną z dwoma oczami na twarzy. Mogę docenić dobrze wyglądającą kobietę bez pragnienia, by działać w tym kierunku.
Garrett wbija mi łokieć w żebra, sprawiając, że się garbię z jękiem. Wyrywa naszyjnik z wyciągniętej ręki Cary, zapinając go wokół jej szyi.
Ona wciąż piszczy, składając ręce razem, gdy podskakuje do przodu, dając nam buziaka w policzek. Zaplatając ramiona w nasze ramiona, prowadzi nas do baru.
"Będziecie się świetnie bawić, po prostu to wiem. Moi przyjaciele są niesamowici, zwłaszcza moja najlepsza przyjaciółka. Nie mogę się doczekać, aż ją poznacie!" Mierzy mnie wzrokiem, który mówi mi, żebym przestał pierdolić, zanim jeszcze zacznę. "Muszę, żebyś zachowywał się dzisiaj jak najlepiej."
Wznoszę ręce w powietrze. "Co to kurwa ma znaczyć?"
"Wiesz, co to znaczy. Nie próbuj żadnych śmiesznych numerów z Liv."
















