PIERWSZE RAZY SĄ DO BANI
CARTER
Kiedy przysuwam się do niej, od jej ciała bije niesamowite ciepło. Przypisuję to temu rumieńcowi, który wciąż ma na twarzy – jedynemu znakowi, że zdaje sobie sprawę, jak blisko niej jestem.
Nie może nie wiedzieć, ale cholernie dobrze udaje, że nie ma pojęcia, że tu stoję, i że niby interesuje ją reklama w telewizji. To jedna z tych reklam TOZ-u z Sarą McLachlan i pierdyliardem uroczych szczeniaczków, i wygląda na to, że umiera, żeby przestać to oglądać. Jeden rzut oka na tę kruszynkę wystarczy, żeby przypiąć jej łatkę osoby, która płacze, oglądając takie rzeczy. Wiem, bo moja mama i siostra płaczą za każdym razem. W zeszłym roku moja siostra ukradła mi kartę kredytową i wpłaciła tysiąc pięćset dolców darowizny.
Z mrukiem siadam na stołku obok niej, a kiedy rozkładam nogi, moje udo ociera się o jej. Stara się jak diabli na to nie pozwolić, ale jej wzrok powoli opada na to połączenie, i myślę, że to niesamowite, że potrafi się rumienić jeszcze bardziej. Obserwuję, jak ten rubinowy żar rozlewa się po jej policzkach, gdy ponownie skupia się na telewizorze.
Nie wiem, w jaką grę gra, ale ja wchodzę w to. Mogę się na nią gapić przez cały cholerny dzień.
Opieram łokieć na barze i brodę na pięści, zamierzając studiować jej przepiękną twarz dłużej niż cokolwiek innego w życiu.
Długie, gęste rzęsy okalają ładne oczy, ciepłe i szerokie, jak filiżanka espresso. Delikatny pyłek piegów rozsypany jest po jej kościach policzkowych i w dół nosa, tak samo delikatny jak reszta jej, a jej wygięte usta, pomalowane wiśniową czerwienią i opadające w kącikach, ukazują idealne zmarszczenie brwi. Szkoda; wyglądałyby niesamowicie owinięte wokół mojego…
– Co?
Moje brwi unoszą się na jej kąśliwy ton, na ostre spojrzenie jej oczu, gdy patrzy na mnie spode łba.
Jej rzęsy drżą, gdy na chwilę zamyka oczy, i wypuszcza ciche westchnienie z ust, jakby potrzebowała chwili, żeby się ogarnąć.
– Przepraszam – przeprasza po chwili, wiercąc się na siedzeniu. – Nie chciałam być niegrzeczna. Czy mogę ci w czymś pomóc?
Podnoszę drink do ust. – Nie.
Odwraca się w moją stronę, odsuwając moje kolana swoimi. – Nie? Przyszedłeś tu, żeby się na mnie gapić?
– Mniej więcej. – Oceniam głębokie wycięcie jej koronkowej, czarnej bluzki, zauważając jej unoszącą się klatkę piersiową. Chryste, jest niesamowita. Arogancja narasta w mojej piersi, kiedy widzę, że ona też mnie sprawdza. – Mogę ci postawić drinka?
Podskakuje na siedzeniu, zbyt zagubiona w mojej ocenie, ale szybko się opamiętuje i lekko kręci głową. Myślę, że bardziej dla siebie niż dla mnie.
– Nie, dziękuję. – Przystawia piwo do ust i bierze kolejny długi łyk, język wysuwa się, żeby zliznąć kroplę bursztynowego płynu, która przylega do jej górnej wargi, gdy się odsuwa. – Już mam jednego.
– Jak skończysz, to wtedy. – Co nastąpi za około dziesięć sekund, sądząc po tym, jak szybko to wypija.
– Sama mogę sobie kupować drinki – warczy, zanim doda ciche: – Ale dziękuję – jakby to miało zatrzeć żądło jej tonu. Jej palce bębnią o drewno, gdy pije dalej, oczy błądzą po barze, jakbym miał zniknąć, jeśli na mnie nie patrzy, i nie jestem pewien dlaczego, ale uśmiecham się.
– Nie sugerowałem, że nie możesz. Po prostu chciałem powiedzieć, że chciałbym ci postawić i posiedzieć tu obok ciebie, podczas gdy go pijesz.
– No tak, ale już to robisz – zauważa, przechylając głowę na bok, gdy lustruje mnie z tak zdrową dawką podejrzliwości, że jestem gotów przyznać się do przestępstwa, którego nawet nie popełniłem.
Chichot wydostaje się z mojego gardła wraz ze słowem "kurwa". Chyba nie wie, kim jestem. – Skąd znasz Carę?
– Jest moją najlepszą przyjaciółką – odpowiada chłodno, jakby wolała być gdziekolwiek indziej, niż siedzieć tu i rozmawiać ze mną.
Ach, ta nieuchwytna najlepsza przyjaciółka. Teraz wiem, dlaczego Emmett kazał mi trzymać się z daleka.
Obraca się na stołku, skanując bar, szukając Cary, jak zgaduję. Jeśli nie, to po prostu stara się na mnie nie patrzeć. Gdziekolwiek, byle nie na mnie, sądząc po tym, jak jej oczy przesuwają się po moim ramieniu, wokół kształtu mojego ciała.
– Naprawdę? Szkoda, że nie poznaliśmy się wcześniej, co? Cara trzymała cię tylko dla siebie. – Podnoszę dwa palce do barmana, a następnie wskazuję na szklankę mojej nowej znajomej. – Jak masz na imię? – Jestem prawie pewien, że Cara już mi powiedziała, ale wtedy mnie to nie obchodziło. Teraz mnie to obchodzi.
Wypuszcza ostrożny wydech, gdy jej nowe piwo pojawia się przed nią. Wiem, że lubi piwo, więc naprawdę nie chce mi poświęcać czasu. To tylko sprawia, że pragnę tego bardziej.
– Nie musiałeś tego robić – mamrocze – ale dziękuję.
Opieram się pokusie, żeby się roześmiać, bo nie widzę, żeby to przysporzyło mi punktów. Ta wewnętrzna walka, którą toczy – utknęła gdzieś pomiędzy ugryzieniem mnie w głowę a byciem uprzejmą – jest zabawna do oglądania.
A ja wciąż czekam na jej imię, więc siedzę tu cicho, popijając piwo, bo na pewno powiem coś głupiego i wszystko spieprzę, jeśli otworzę usta w tej chwili. Powiedziano mi, że brakuje mi filtra, który ma większość zwykłych ludzi. Ale ja nie jestem zwykły; jestem Carter Beckett.
Kolejne westchnienie, jakby godziła się z faktem, że nie wstanę i nie odejdę tylko dlatego, że ona łatwo nie ustępuje. Nie chcę jej tego mówić, ale nigdy nie chciałem tak bardzo zostać na miejscu.
– Olivia. – Imię unosi się delikatnie w przestrzeni między nami, a ja cicho mruczę, gdy obracam je w głowie, wypróbowując je najpierw tam.
– Miło cię poznać, Olivio. Możesz mi podziękować za to piwo później, jeśli chcesz. – Puszczam jej oko i rozkładam szeroko nogi, robiąc się wygodnie.
Jej brązowe oczy opadają, śledząc ruch, i prycha śmiechem. Nie sądzę, żeby kiedykolwiek jakaś dziewczyna przede mną parsknęła. To jest dziwnie… ujmujące?
– Wolałabym zakopać całą twarz w górze śniegu na zewnątrz. – Kolejny łyk, zanim podnosi szklankę w podziękowaniu. – Zamierzam zatrzymać swój drink, po prostu dlatego, że wiem, że nie należy marnować dobrego piwa, a ty zaakceptujesz werbalne podziękowania, które ci złożyłam minutę temu.
Oooch, chyba ją lubię. Zabawa z ogniem jest zawsze fajna, a im więcej się bawię, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że Emmett miał – ośmielę się powiedzieć – rację. Wygląda na to, że czeka mnie sporo pracy. Jestem gotów na wyzwanie. Kurwa, minęło cholernie dużo czasu, odkąd musiałem się starać, żeby kogokolwiek zaciągnąć do łóżka. Nie chciałbym zmarnować wszystkich swoich talentów, a nie wyobrażam sobie nikogo bardziej godnego wysiłku niż ta zadziorna brunetka, która wciąż patrzy na mnie spode łba.
– Nie wiesz, kim jestem, prawda?
Ciemne oczy Olivii skanują moją twarz znad krawędzi szklanki. – Zaufaj mi – zaczyna powoli, z nutą rozbawienia w głosie, gdy pochyla się w moją stronę – wiem dokładnie, kim jesteś.
– A kim jestem, kochanie?
– Carter Beckett. – Nie jestem pewien, czy kiedykolwiek słyszałem te dwa imiona wypowiedziane tak prosto, i nie wiem, czy mam się obrazić, czy roześmiać z tego, jak odwraca się, by skupić uwagę z powrotem na telewizorze, jakby nie obchodziło jej, kim jestem. – Kapitan Vancouver Vipers. A to "kochanie" możesz sobie wsadzić w dupę.
















