Jenkins
Jeszcze nieco oszołomiona po rozmowie z Zeldrikiem, ruszam do kuchni. Wszyscy jedzą śniadanie i obserwują mnie z ciekawością – i, jak mi się zdaje, z odrobiną strachu – kiedy wchodzę. Muszę się trzymać. Będę to wszystko przetwarzać po trochu, ale jeśli pozwolę, by mnie to sparaliżowało, będzie gorzej niż gdybym nic nie czuła.
Biorę głęboki wdech przez nos i unoszę brodę.
– Dzień dobry – wi
















