logo

FicSpire

Uleczyć albo zabić szefa mafii

Uleczyć albo zabić szefa mafii

Autor: Vivian_G

Rozdział 6
Autor: Vivian_G
10 sie 2025
Jenkins Opatruję ranę Beniego czystym gazikiem, kiedy znowu słyszę strzały. Zatrzymuję się na sekundę, po czym kontynuuję. – Spokojnie, to tylko ćwiczenia. – Spokojnie – odpowiadam, zaczynając owijać bandaż wokół jego brzucha. Przez ostatnie dwa dni nie przestaję słyszeć strzelaniny i wywnioskowałam, że gdzieś w pobliżu mają miejsce, gdzie ćwiczą strzelanie. Mam tylko nadzieję, że ich celem nie są żywe istoty. Strzały mi nie przeszkadzają. Żyłam z tym dźwiękiem całe życie – to jak muzyka dla moich uszu. To pocieszające. – Więc mogę już wstać? Czuję się o wiele lepiej. Pomagam mu się położyć i podaję antybiotyk i środki przeciwbólowe, po czym wyrzucam lateksowe rękawiczki. – Zostałeś postrzelony zaledwie dwa dni temu, dzieciaku. Przynajmniej przez kolejny tydzień musisz uważać. – Możesz przestać nazywać mnie "dzieciakiem" albo "chłopcem"? Nie jestem dzieckiem. Tłumię uśmiech na widok jego zaciśniętych warg. Dąsa się jak małe dziecko, ale próbuje udawać nieustraszonego mężczyznę. Bardzo typowe dla młodych facetów, zwłaszcza w takich środowiskach. W mojej głowie pojawia się wspomnienie jeszcze młodszego chłopca, który celował do mnie z pistoletu. Potrząsam głową, zmuszając się do skupienia na teraźniejszości i pozostawienia przeszłości za sobą. – Dobrze, Beni, ale na razie nie możesz ruszać się z tego łóżka. Zaczynam zbierać zużyte materiały medyczne, podczas gdy on w milczeniu mi się przygląda. Nagle odchrząkuje, a ja unoszę brew w jego stronę. – Nigdy ci nie podziękowałem za uratowanie mi życia. – Twój brat już się tym zajął – mamroczę sarkastycznie. – Zeldric? Mam nadzieję, że dobrze cię traktuje. Nie jest taki zły, jak się wydaje. Po prostu stara się dbać o swoich. – Jasne, na pewno. Jest po prostu wystarczająco egoistyczny i arogancki, żeby zmuszać "swoich" do tatuowania sobie Z na ciele. – Gestykuluję w stronę jego nagiej klatki piersiowej i przewracam oczami. Zauważyłam też, że Oscar ma taki na wewnętrznej stronie nadgarstka, choć znacznie mniejszy, a Gambo na szyi. – Myślisz, że on nas zmusza, żebyśmy to sobie robili? – Uśmiecha się i kręci głową. – To nasz wybór. Symbol szacunku i lojalności wobec naszego przywódcy. To nie ma nic wspólnego z egotyzmem, Jenkins. Wzruszam ramionami. Szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie to. Jedyne, na czym mi zależy, to wydostać się z tego cholernego miejsca, zanim stracę rozum. Znalazłam potencjalną drogę ucieczki. Z mojego pokoju mam dostęp do balkonu, który widziałam z zewnątrz w noc, kiedy mnie tu przyprowadzili. Wczoraj wyszłam na zewnątrz i zdałam sobie sprawę, że jeśli się wystarczająco postaram, mogę wylądować na piętrze poniżej – dokładnie tam, gdzie jest basen. Istnieje też bardzo realna szansa, że źle obliczę i skończę z mózgiem rozbryzganym po betonie, albo co gorsza, źle wyląduję i szklana krawędź basenu przetnie mnie na pół. Przypuszczam, że to ryzyko, które będę musiała podjąć, bo jak już tam dotrę, to tylko kilka metrów do ziemi. Żegnam się z Benim i kiedy mam już wyjść z sypialni, drzwi się otwierają, a w nich staje mężczyzna, którego nie rozpoznaję. Krzywię się na jego widok. Blond włosy, krótka broda, grube oprawki okularów, beżowa koszulka polo zapięta pod samą szyję i spodnie khaki. Wygląda jak nauczyciel ze szkoły podstawowej. Jedyną rzeczą, która zdradza, że jest jednym z ludzi Zeldrica, jest tatuaż pokrywający jego ramiona aż do nadgarstków. – Poproszono mnie, żebym po ciebie przyszedł – informuje mnie z nieśmiałym uśmiechem. Kiwa głową w stronę Beniego na powitanie, po czym ponownie zwraca na mnie uwagę. – Jak się czuje? – Dobrze. Rana nie jest zainfekowana i goi się prawidłowo. Za tydzień będzie mógł zacząć wracać do normalnych aktywności, choć powinien unikać nadmiernego wysiłku. – Świetnie. Idzie ze mną korytarzem, zamykając za sobą drzwi, po czym wyciąga w moją stronę rękę. – Nie zostaliśmy przedstawieni. Jestem Lagos. – Co za imiona… – mamroczę pod nosem, przewracając oczami. Widząc, że nie zamierzam uścisnąć jego dłoni, opuszcza ją ze wzruszeniem ramion. – Większość z nich to pseudonimy albo nazwiska. Nazywam się Arturo Lagos, ale wszyscy mówią do mnie Lagos. Gambo to Felipe Gamboa, a Oscar… no cóż, on jest po prostu Oscarem. – A Zeldric? – pytam z uśmieszkiem. Lagos przygląda mi się przez kilka sekund, po czym kręci głową. – Jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć o naszym szefie, będziesz musiała go o to zapytać. Wykorzystaj na to dzisiejszą kolację. Jesteś zaproszona do wspólnego stołu. Marszczę brwi i kręcę głową. – Chyba podziękuję. Wolę zostać w swojej celi. – To nie jest propozycja, Jenkins. Zeldric chce, żebyś do nas dołączyła. Załatwiłem, żeby w twoim pokoju zostawiono ubrania. Masz być gotowa za godzinę. – A jeśli odmówię? Wzdycha, zdejmuje okulary, czyści je i zakłada z powrotem. Zauważam jego oczy – mają uderzający odcień błękitu. Czy w tej organizacji nie ma ani jednego brzydkiego, łysego albo otyłego mężczyzny? Zastanawiam się, czy rekrutują ich z agencji modelek. – Dam ci radę, o którą nie prosiłaś – nie doprowadzaj Zeldrica do granic jego cierpliwości. Ma tendencję do łatwego tracenia panowania nad sobą, a nie chcesz być celem jego frustracji, kiedy to się stanie. – Dzięki, ale myślę, że sobie poradzę. Co on zamierza zrobić, zabić mnie? Zaufaj mi, wielu już próbowało przede mną i nie skończyło się to dla nich dobrze. Przez chwilę obserwuje mnie w milczeniu, po czym wzdycha. – Chodź, odprowadzę cię do pokoju. Zeldric Nie mogę powstrzymać się od spoglądania na nią kątem oka. Wygląda oszałamiająco w sukience, którą dla niej zamówiłem. Jest czarna, z cienkimi ramiączkami i rozcięciem, które biegnie od podłogi aż do połowy uda. Krótkie spojrzenie na jej nogę, zanim usiadła, pozostawiło mnie z bólem w kroczu, którego wciąż nie mogę się pozbyć. Atmosfera podczas kolacji jest napięta. Zwykłych żartów i obelg między moimi ludźmi nigdzie nie słychać. Wszyscy zachowują ostrożność, jedząc w milczeniu. Czują się nieswojo z obecnością Jenkins. Ta jadalnia, w moim prywatnym skrzydle domu, jest dostępna tylko dla moich najbardziej zaufanych ludzi – tych, których uważam za rodzinę: Lagos, Oscar, Gambo, Luna i oczywiście Beni, który wciąż dochodzi do siebie po ranie postrzałowej. Jedyna kobieta w grupie jest najbardziej ożywiona. Luna ciągle dotyka mojego ramienia i szepcze mi do ucha. Wiem, że próbuje zaznaczyć swoją obecność przed Jenkins, ale jej plan wydaje się nie działać, ponieważ moja nowa obsesja ledwo podnosi głowę znad talerza. Ma apetyt – to dobry znak. Ale pozostaje całkowicie apatyczna, jak robot. Je, od czasu do czasu bierze kilka łyków wody i dalej je. Zastanawiam się, czy ona zawsze taka jest, czy tak jak inni czuje się nieswojo z tą sytuacją. Prostuje plecy i wbija wzrok w punkt na ścianie bezpośrednio przed sobą. – Czy mogę już iść? – pyta. Skupiam uwagę na jej twarzy. Żadnych emocji, nic. – Nie chcesz deseru? Jej oczy koloru miodu spotykają się z moimi, a ona zaciska usta. – Nic mi nie jest – syczy. Utrzymuję jej spojrzenie. Rzuca mi wyzwanie, prowokuje mnie, a Bóg wie, że nigdy nie wycofuję się z wyzwania. Będzie moja – musi być. – Dobrze. Jak sobie – Zanim zdążę dokończyć zdanie, ona już wstaje i idzie korytarzem w kierunku pokoi. Gambo rusza, żeby wstać i pójść za nią, żeby mieć ją na oku, ale go powstrzymuję. Jesteśmy na trzecim piętrze. Nie ma szans, żeby stąd wyszła, nie zostając zauważoną. Może nie jest złym pomysłem, żeby jej trochę zaufać i zobaczyć, co się stanie.

Najnowszy rozdział

novel.totalChaptersTitle: 99

Może Ci Się Również Spodobać

Odkryj więcej niesamowitych historii

Lista Rozdziałów

Wszystkie Rozdziały

99 rozdziałów dostępnych

Ustawienia Czytania

Rozmiar Czcionki

16px
Obecny Rozmiar

Motyw

Wysokość Wiersza

Grubość Czcionki

Rozdział 6 – Uleczyć albo zabić szefa mafii | Czytaj powieści online na FicSpire