Nie zdążyłam przetworzyć tego, co się dzieje, gdy ręka Marmee wymierzyła Patowi solidnego kuksańca w tył głowy, tak że ten dosłownie opadł z hukiem na drewniany blat. Wzdrygnęłam się, czując jego ból. Jęknął głośno i wyraźnie, wydając z siebie przeszywający skowyt, który zatrząsłby lasem za oknem. No cóż, nie mogłam go winić. Marmee ma pięść jak młot. Nie bawiła się w ceregiele. I gdy tylko spojrz
















