Dotarłam na miejsce kilka minut przed dziewiątą, powoli wlokąc nogi po brudnym chodniku drogi. Zmuszałam się, by iść do chaty, jak cierpliwie wskazywała ciotka Kaila, nie wiedząc, że zeszłonocny deszcz zamienił wszystko w błoto. Spadłe liście stanowiły swego rodzaju bezpieczne przejście, gdy w końcu weszłam na maleńkie schody przed chatą i zapukałam.
Adrian otworzył drzwi. Po jego minie widziałam,
















