GDY NADCHODZI ranek, ciotki Kaili znowu nigdzie nie ma. Tym razem zostawiła notatkę.
Nie chodź sama do lasu.
Napisane jest czerwonym atramentem, podejrzanie przypominającym krew. Wrzucam kartkę do kosza na śmieci i robię sobie filiżankę kawy. Ostatniej nocy nie wychodziłam z pokoju. Ignoruję moją skłóconą ciotkę, użalając się nad sobą.
Stanęłam w obliczu morderstwa mojej rodziny, ale nic nie zrobiłam. Nawet gdybym wiedziała, kim on jest, kim oni są, nadal wierzę, że nie byłabym w stanie nic zrobić.
Jestem tylko Nora Anarchy. Dziewczyna bez wilka.
Hunter Deathbone przeżułby mnie i wypluł z powrotem na ziemię, zjadłby mnie jak bestia i zwymiotował jak śmiecia.
Ciotka Kaila miała rację. Nie powinnam robić nic głupiego, ale mój umysł i ciało nie spoczną, dopóki czegoś nie zrobię.
Chwytam płaszcz, wyciągam scyzoryk mojego brata i wychodzę do lasu. Tuż przed tym, jak mogę wyjść za drzwi, znikąd pojawia się mężczyzna w moim wieku, trzymając dwa zakryte słoiki i koszyk pełen liści.
"O, cześć" – uśmiecha się. "Nie wiedziałem, że ktoś jest w domu. Kaila mi nie powiedziała".
"Wygląda na to, że ona nie mówi wielu rzeczy, które powinna" – moje słowa są gorzkie. "W czym mogę pomóc?"
"Jestem Adrian".
"Nora".
"Ja... uh, pracuję jako... uh, coś w rodzaju posłańca? Kurier, jak sądzę" – śmieje się Adrian. "Dostarczam to dla Kaili".
"Chłopiec na posyłki?" – sugeruję.
Uśmiecha się. "Tak, to prawda. Nora, prawda? Mieszkasz tutaj?"
"Tak, mieszkam z moją ciotką. Kailą".
"O" – głupio mruga. "Nigdy nie wiedziałem, że Kaila ma siostrzenicę".
"Ja też nie" – wyciągam rękę. "Więc?"
"Och, och, tak". Podaje mi wszystko, co miał. "Więc, chyba do zobaczenia? Zamierzasz przyjść na sabat?"
"Na co?"
"Sabat?"
"Masz na myśli grupę czarownic?"
"Tak" – śmieje się. Ale szybko przestaje, widząc moją minę. "Nie jesteś... jedną z nich?"
"Nie" – chwytam wszystkie rzeczy, które mi dostarczył, i uśmiecham się gorzko. "Jestem wilkołakiem".
Z tym trzaskam mu drzwiami przed nosem.
Mój spacer do lasu jest samotny. Prawie chciałabym, żeby Hunter po prostu pojawił się znikąd, przechadzając się jak gigantyczna bestia gotowa do ataku w każdej chwili. Moje kroki nie są tak pewne, jak bym chciała, ale jestem dumna, że przynajmniej mam odwagę wyjść i wrócić do lasu.
Po tym, co się wczoraj stało, stara Nora nie chciałaby już nigdy więcej spotkać Huntera.
Ale muszę coś zobaczyć. Muszę się upewnić.
Moje kroki zatrzymały się, gdy usłyszałam szelest liści za mną. Dryfujące wokół mnie powietrze zamarza.
Poczułam na nowo wilgotną ziemię, którą wyczułam, kiedy moja głowa złączyła się z glebą. Smród lasu, mokrej ziemi i brudu. Poczułam go, zanim mogłam go zobaczyć. Moja szyja mrowi z oczekiwania. Moje serce bije jak szalone, dudni jak walenie bębna. Moje palce zwinęły się do wewnątrz, drżąc z trwogi.
Moje serce ściska się z powodu uświadomienia sobie, że stoi tuż za mną, zabójca mojej rodziny.
Nieprzyjemne uczucie wywołane niedowierzaniem, że tak odważnie stoi przed jedyną ocalałą z rodziny, którą zmasakrował, jest zbyt silne. Prawie odwracam się i wyciągam scyzoryk, chociaż wiem, że prawdopodobnie tylko by go połaskotał. To byłaby najgłupsza rzecz, jaką mogłabym zrobić, i nawet ciotka Kaila byłaby zbyt zdezorientowana, żeby się złościć.
On się porusza. Mogę poczuć każdy jego ruch, jakbyśmy byli jednością. Prawie wydaje się, że dzielimy ciało, jeden oddech, jedną duszę. On znowu wącha powietrze, a ja drżę z oczekiwania. Nie wiem, co zrobi. Czy wie, że jestem córką rodziny, którą zamordował, czy nie. Czy wie, że ja wiem, czy nie.
Hunter Deathbone szepcze tuż nad karkiem mojej szyi. Musi opuszczać głowę, bo jest prawie dwa razy wyższy ode mnie. Jego słowa wywołują falę tysiąca mieszanych uczuć. I nienawidzę siebie tak bardzo za to, że jestem takim bałaganem w jego bliskim sąsiedztwie.
"Wiedziałem, że znowu cię tu zobaczę" – mamrocze tak cicho. Jego szepty są zimne.
Przełknęłam guzek w gardle. "Czekałeś na mnie?"
"Hmh" – mruczy. "Można tak powiedzieć".
"Dlaczego?" Czy czekał, żeby mnie wykończyć? Żeby zobaczyć jedyną ocalałą, której nie udało mu się wytępić?
"Chcę cię znowu zobaczyć" – to była jego odpowiedź.
Tym razem to ja głupio mrugam. Marszczę brwi. "Dlaczego?" – pytam ponownie.
"Teraz czuję ulgę" – wymamrotał.
"Dlaczego?" – pytam sfrustrowana. Miałam się już odwrócić, kiedy jego potężne ramiona owinęły się wokół mojej szyi i unieruchomiły mnie. Trzęsę się w miejscu. Moje nogi drżą od nagłego kontaktu fizycznego. Moje serce prawie wyskakuje ze skorupy. Pośpiesznie próbuję się od niego oderwać, ale jego żelazny uścisk utrudnia mi poruszanie się. Blokuje mnie na miejscu, jakby jego palce były łańcuchami na mnie.
I tego nienawidzę. Czuję obrzydzenie.
"Puść mnie!" – żądam. "Nie dotykaj mnie!"
Chrząka. "Przestań się ruszać" – Hunter naciska palcami, ale nie na tyle, żeby sprawić mi ból. "I przestań pytać dlaczego".
"Chcę wiedzieć, dlaczego na mnie czekałeś".
"Potrzebuję tylko zobaczyć dziewczynę, która ucieka ode mnie z czarownicą" – syknął słowo czarownica. "Skąd ją znasz? Dlaczego z nią jesteś?"
"Dlaczego musisz wiedzieć?"
"To nie twój problem".
"To jest mój problem, jeśli mnie o to pytasz" – szarpię się w miejscu. "I czy mógłbyś mnie wreszcie puścić!"
Warczy. "Przestań".
Natychmiast się zatrzymałam. "To jest nękanie".
Hunter Deathbone tylko chichocze. "Naprawdę?"
"Trzymasz mnie wbrew mojej woli".
"Dlaczego tu jesteś, Noro?" – pyta. Jego głos brzmi łagodnie i jest pełen ciekawości. "Dlaczego wróciłaś?"
"Nie wiem" – wypluwam.
Jego palce zacisnęły się, a zamiast strachu poczułam coś w rodzaju zniecierpliwienia. Nie rozumiem dlaczego. "Czy jesteś tu, żeby znowu się ze mną spotkać, Noro?"
I z bolesnym przeczuciem zdałam sobie sprawę, że tak, większa część mnie jest tutaj, żeby znowu go zobaczyć.
Puścił mnie i cofnął się o kilka kroków.
Nie mam pojęcia, co sprawia, że chcę wracać do tego głupiego lasu, żeby potencjalnie spotkać się z największym Alfą w okolicy i najbardziej brutalnym, według plotek. Ale tak, jakby nie tylko on był tak zagadkowo zaintrygowany mną, ja też jestem do niego zmuszona w sposób, którego jeszcze nie rozumiem. To jest urzekające. On jest urzekający. Jakby zmuszał mnie do interakcji z nim, te oczy.
Wbrew swojemu poprzedniemu działaniu, robi krok naprzód. "Czy musisz sprawiać, że powtarzam się w kółko, Noro?"
Czy musi ciągle powtarzać moje imię?
Nora.
To była taka błaha rzecz, moje imię. Tylko cztery losowe alfabetyczne słowa używane do wołania mnie. Jednak staje się czymś zupełnie innym, kiedy wychodzi z jego ust.
Wnosi nowe znaczenie do mojego przyziemnego imienia.
"To duży las. Czy znowu przekroczyłam twoje terytorium?" Wierzę, że nadal nie dotarłam do wnętrza lasu, jak poprzedniego dnia. Ale cóż, nie mam pojęcia, gdzie zaczyna się i kończy jego terytorium.
Jego oczy są kuszące, popychają mnie do zbliżenia się do nich, ale trwam na swoim miejscu. Zapieram się nogami. Hunter przekręcił głowę na bok, jakby coś słyszał. "Kogoś przyprowadziłaś?"
Nic nie słyszałam, ale jego super słuch nie-normalnej-wielkości-Alfy może. Wzruszam ramionami. "Przyszłam sama. Może to tylko przypadkowa osoba, która się zgubiła..."
"Nikt nie odważy się wejść głęboko do lasu".
"Ja to zrobiłam".
Hunter uśmiecha się, uśmiechem diabła. "I złapałem cię".
Jest coś w sposobie, w jaki powiedział złapał. Jakby teraz, kiedy w końcu mnie złapał, nigdy nie miał mnie puścić. Jakbym teraz do niego należała i nikt inny nie mógł mnie uratować. Dociera to do mojej duszy, wysyła dreszcze po moim kręgosłupie. Hunter jest inny niż sobie wyobrażałam. Wyobrażałam sobie, że złamie mi kark w momencie, gdy dobrowolnie zaoferuję się przed nim ponownie, żeby dokończyć to, co zrobił mojej rodzinie.
W kompletnym szoku Hunter nadal stoi naprzeciwko mnie, nic nie robiąc.
"Nikt wcześniej nie przeżył w tym lesie" – przyznaje. Duma wyślizguje się z jego języka, jakby to była dobra rzecz. Boję się, że mój brak logiki w końcu mnie zgubi. Powinnam zawrócić. Uciekać, ratując życie. Unikając tej katastrofy, która raz na zawsze zakończy dziedzictwo mojej rodziny. Zamiast tego chłonę odrobinę słońca, które prześlizguje się między wysokimi drzewami. Pali moją skórę, przypominając mi, że wciąż żyję.
"Co to ma znaczyć?"
"Ktoś się tu zakrada" – Hunter wskazuje brodą na tył mojej lodowatej szyi. "Ktoś odważył się za tobą podążać".
"Dlaczego to twój problem?"
Hunter ukrył swój boczny uśmiech. Wolałabym zobaczyć jego kły niż ten podstępny mały uśmiech, sposób, w jaki pokazuje swoją nieprzystojność i ujawnia zło. W powietrzu zachodzą zmiany. Coś w rodzaju dźwięku. Trzask gałązki. Skręcone skały. Szelest opadłych liści.
I w tej chwili Hunter porusza się tak szybko, że wiatr pędzi mi przez włosy.
W ciągu kilku sekund trzyma kogoś za szyję.
"Kim jesteś?" Jad. Czysty jad, gdy zaciska palce na szyi tej osoby. "Dlaczego za nią podążasz?"
Patrzyłam dzikimi oczami, jak postać przybiera kształt chłopca. Kogoś, kogo rozpoznałam na progu ciotki.
Adrian próbował mówić, ale tylko dusi się i kaszle. I pluje śliną.
"Dlaczego podążasz za Norą?" Hunter powtarza w ten sam sposób.
Adrian trzepocze się.
To tylko sprawia, że Hunter staje się bardziej dziki. Wącha powietrze.
Podnosząc brew, Hunter niebezpiecznie się zbliża, odcinając jedyne powietrze, jakie pozostało w ciele Adriana. "Co tu robisz, czarowniku?"
















