Opadam na plecy. Leżę tak na ziemi przez minutę. Trawa jest ostra, naznaczając mnie zielenią i ziemią. Biorę szybki oddech.
Obecność za mną zaczyna dawać o sobie znać. Słyszę ciche warczenie. Moje uszy nastrzygły się z ciekawości, ale stwierdziłam, że ziemia jest teraz bardziej interesująca.
Zauważam stopę, wielkości ogromnego wilka po każdej stronie mojej głowy. Opada na czworaka, warcząc ostrzegawczo. Ostrzega mnie. Mówi mi, żebym uważała.
Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, było przekleństwo.
Z bijącym sercem przeszukałam las w poszukiwaniu jakiegokolwiek znaku ucieczki. Jakiejkolwiek broni, której mogłabym użyć. Jestem boleśnie świadoma dźwięków zbliżającej się bestii za mną.
Nic tu nie ma. Są tylko opadłe liście, cegły i patyki.
Podążyłam za linią wzroku. Ślady moich stóp znikają we mgle. Znowu zaklnęłam. Nie zajęło mi dużo czasu, żeby zdać sobie sprawę, że i tak muszę się odwrócić.
Nie tracąc czasu, zamykam oczy i odwracam się. Czułam jego oddech na mnie, mokry i zimny. Wiedząc, że nie mogę już tego dłużej unikać, otworzyłam oczy i zobaczyłam bestię nade mną. Jest złośliwa.
Miałam rację. Jest trzy razy większa niż normalny wilk.
Miał prawie półtora do dwóch metrów wzrostu na czterech łapach.
A potem, on wącha.
Bestia mnie wącha, jakby próbowała wyczuć mój zapach. Ale nie mogłam nawet poruszyć palcami. Widzę, jak jego pysk opada na mnie, drapiąc moją skórę tuż pod policzkiem.
Zamarłam.
Bestia warczy mi prosto w twarz. Ryczy w niebo. Niedługo potem słyszę odpowiedzi.
Wataha, zdałam sobie sprawę.
On ma watahę.
On ma watahę, bo wilk jego rozmiarów nie może być samicą.
Uderzyłam się w czoło. Moje ręce chwytają trawę pode mną. Nagle wilk uwalnia mnie ze swojego więzienia. Odchodzi kilka kroków do tyłu, nie zostawiając mnie jednak jeszcze samej.
Gęsta mgła otaczająca nas rozpuszcza się w nicość. Bestia zatacza się kilka kroków do tyłu. Przemienia się. Korzysta z transformacyjnej energii drzemiącej w samym rdzeniu jego istoty. Moja matka zawsze mi mówiła, że to spowoduje, że kości będą trzaskać i wyskakiwać z panewek. Mówiła, że mięśnie i więzadła się przekształcą, zmieniając kształty, odkrywając nowe formy ciała.
Futro cofa się w opaleniznę, przyciemniony odcień skóry. Jest prawie złoty. Kły wpadają z powrotem do jego szczęki, pojawia się nowy zestaw ludzkich zębów.
Był całkowicie człowiekiem, kiedy w końcu odzyskałam rozum.
Ma prawie dwa metry wzrostu. Jego najbardziej wyraziste cechy to rozległe brwi, idealnie pasujące do marszczenia się. Jego oczy są płowe, pełne wyrachowanej dzikości. Każdy centymetr jego ciała jest wypełniony twardymi, wybrzuszonymi mięśniami. Jest duży.
Większy niż większość przeciętnych wilkołaków.
– Nigdy więcej ode mnie nie uciekaj.
Groźba w tych krótkich słowach jest jasna. To zwięzłe stwierdzenie. Coś, czemu nie należy się sprzeciwiać. Kiwam potulnie głową, starając się wyglądać na uległą i posłuszną, jak to tylko możliwe.
Jego głos wywołuje dreszcze na moim kręgosłupie. Dziwne, ale po usłyszeniu jego głosu ogarnia mnie poczucie spokoju. Delikatnie klepie mnie po głowie.
Mógłby być alfą.
Nie, myślę, że on jest alfą.
– Jak masz na imię? – pyta.
– Nora.
– Nora. – Jest coś dziwnego w sposobie, w jaki wymawia moje imię. Sposób, w jaki to powiedział, jakby to było jego. Jakby moje imię zostało stworzone tylko dla niego.
Należało do niego. Czuję, jakbym uwolniła się od podniecenia, stresu i straty, które mnie torturowały przez ostatnie kilka dni.
To tak różne od tego, jak wygląda.
– To ja – powiedziałam. – Przepraszam, jeśli przekroczyłam twoje terytorium. Nie wiedziałam, że jest tu wataha. Nie zrobię tego więcej.
W duchu skrzyżowałam palce. Tym razem nie ma ucieczki, pomyślałam z goryczą. Wczoraj miałam szczęście uniknąć rzezi mojej rodziny. Teraz będzie miał mnóstwo czasu, żeby mnie rozerwać, jeśli zechce.
– Co powiedziałem? – wydał odgłos frustracji.
Chcąc jak najszybciej zakończyć tę rozmowę, przestałam próbować uciekać i po prostu się z tym pogodziłam. – Nigdy więcej od ciebie nie uciekać – wymamrotałam.
Podzieliliśmy się chwilą napiętej ciszy. Patrzę na niego z góry. On naprawdę jest oszałamiający.
Jak przemoc w swoim własnym pięknie.
– Czego ode mnie chcesz? – pytam niepewnie. Jestem zafascynowana, ale nie chcę tu być na tyle długo, żeby wiedzieć, do czego jest zdolny. – Jeśli potrzebujesz kary, to błagam cię, panie, nie miałam innego zamiaru, jak tylko błąkanie się po lesie. Nie miałam zamiaru przekraczać twojego terytorium. Nie chcę wyrządzić żadnej szkody.
– Hunter. – Przetacza językiem. Szybko zauważam, że ten mężczyzna ma lekki akcent. Jaki, nie mam pojęcia. Sposób, w jaki wymawia słowa, jest jak powiew świeżego powietrza. Nie mam pojęcia, dlaczego tak na mnie wpływa, ale mam ochotę słyszeć, jak mówi więcej.
– Hunter?
Wygląda prawie na zachwyconego. Jakby wspomnienie jego imienia było prezentem samym w sobie. Kiwa głową. Jego szczęki zaciskają się. Wyraz, który przemknął po jego twarzy, był niewytłumaczalny. – Zgadza się.
Jestem tak pochłonięta przez niego, że nie dosłyszałam, co powiedział.
– Co? – mrugnęłam.
– Co tu robisz, Noro? – pyta ponownie.
– Ja… szukałam tylko mojej ciotki – zająknęłam się przed nim. Strach jeszcze nie opuścił mojego ciała. Nieważne, jak bardzo jest hipnotyzujący, nadal stanowi dla mnie zagrożenie.
Uśmiecha się. Nie ten miły. Zachowuje się, jakbym kłamała. Jak dziecko złapane na mówieniu oczywistych kłamstw. – Chcesz mi powiedzieć, że nie masz o nas pojęcia, w ogóle?
Kiwam głową.
Jest w kropce. Przechyla głowę w lewo, myśląc o czymś.
– Dlaczego tu jesteś, Noro? – To pytanie pozostawiło mnie w zawieszeniu. Nie wiem, czy on mnie pyta, czy to pytanie retoryczne.
W jednej sekundzie stałam sama naprzeciwko niego. W następnej sekundzie zostałam już chwycona za nadgarstek, pociągnięta na bok i osłonięta jego ciałem. Usłyszałam warknięcie zbyt późno, żeby zdać sobie sprawę. Ochronił mnie przed atakiem wilka. Jego ciało mnie osłania, prawie połyka mnie w całości, biorąc pod uwagę, jak duży jest w porównaniu ze mną.
Zamknęłam oczy. Czułam przypływ jego mocy.
Otworzyłam oczy w samą porę, żeby zobaczyć, jak Hunter złapał jednego z największych wilkołaków za szyję.
Gołą ludzką ręką.
Chrząka i ściska jego szyję. Wilk skomle. Odrzuca wilka, jakby nic nie znaczył. Hunter przyciąga mnie do swojego boku i chwyta mnie za szyję. Myślałam, że to ja jestem następna. Myślałam, że dołączę do tego wilka, odrzucona jak nic.
Zamknęłam oczy, mając nadzieję, że cios szybko się skończy.
Ale poczułam, jak jego palce muskają moją szyję, dotykając mnie delikatnie. Jego palce były szorstkie na mojej skórze.
Jego kciuk muska tuż pod moją brodą. – Nic ci nie jest? – pyta. Jego głos jest ciężki od czegoś, czego nie rozpoznaję.
Mogłam tylko pokiwać głową.
Czujemy ruchy w tym samym czasie. Na chwilę na jego twarzy pojawia się zaniepokojenie. Jego ramię mnie łapie, a drugie trzyma wilka za szczękę.
– Spokój! – jego rozkaz rozbrzmiewa w lesie. Czułam moc w tym jednym słowie. Wilk skomle. Próbuje uwolnić się z uścisku. Ale podczas gdy on nadal osłania mnie jednym ramieniem, zbliża swoją twarz do niebezpiecznie wyglądających kłów.
– Spokój.
To już nie rozkaz, ale groźba.
Wilk się wycofuje. W jednej sekundzie dzikie zwierzę wykonuje uległy gest i odsuwa się od nas.
Zanim w jakikolwiek sposób zdołałam coś wykrztusić, oboje usłyszeliśmy dźwięk przemieszczającej się watahy. Kilka uderzeń uderza o ziemię.
Ogarnia mnie panika. Jestem pośrodku watahy, biegnącej w moją stronę.
Ale, spokojnie, Hunter chowa mnie za swoimi plecami. Warczy.
Nagle wszystkie wilki przestają się poruszać.
To fenomenalne, jak te może piętnaście do dwudziestu bestii zatrzymuje się na jeden widok człowieka.
Hunter nie traci czasu na słowa. Macha rękami. Wszystkie zmieniają się w swoje ludzkie formy. W milczeniu obserwuję, jak wszystkie trzaskają i rosną kości.
A potem, jeden po drugim, kłaniają głowy przed Hunterem.
On jest Alfą.
Jeden z ludzi na froncie odważnie zrobił krok. Obserwuje nas. Wygląda niepewnie. Miał zamiar iść dalej, ale Hunter go powstrzymał. – Hunt… – krzywi się. – Alfo. Myślę, że powinieneś trzymać się od niej z daleka. Nie wiemy, kim ona jest. Jakie ma złe zamiary wobec naszej watahy. Przekroczyła terytorium.
– Nie trzeba – powiedział Hunter. Jego usta utworzyły prostą linię. – Wycofaj się.
– Ale… – próbuje ponownie ten facet. Ale kiedy Hunter daje groźne ostrzeżenie, przestaje.
Nie jestem pewna, dlaczego myśli, że dziewczyna mojego wzrostu mogłaby stanowić zagrożenie dla jego watahy. Ale kiedy tylko odwracam głowę zza pleców Huntera, on się zatacza. Ten facet wącha powietrze. Wygląda na zaniepokojonego.
– Hunter – wypluwa. – Wiesz, kim ona jest.
Hunter chowa mnie jeszcze bardziej za swoimi plecami. – Spokój, bracie. Albo zmuszę cię do spokoju – grozi.
– Nie rozumiem – szepcze. – Ona… ona jest tą, której szukamy. Ona jest…
– SPOKÓJ! – ryczy Hunter.
Atmosfera staje się złowieszcza. Wzdrygnęłam się, ale zostałam za jego plecami. Czy on mnie chroni?
Dzielimy się chwilą ciszy. A potem, na jego twarzy pojawia się zrozumienie. Wygląda na oszołomionego. To sprawia, że lituje się nad Hunterem.
– Tego dnia, czy wiedziałeś, że ona tam jest? – pyta.
– Nie – ostrzega Hunter. – Przestań, Talon.
Talon mnie bada. To bezcelowy ruch, ponieważ w połowie zniknęłam za plecami Huntera, który ma ponad dwa metry wzrostu. – Ty byłeś tym, który sprawdzał na górze. Wiedziałeś.
Hunter warczy.
Zanim ktokolwiek z nich zdąży cokolwiek powiedzieć, nagle mgła wysyła wielką falę zapachu, która sprawia, że kręci mi się w głowie. Wszyscy, łącznie z Hunterem, kucają. Krzyczą z bólu. Niektórzy z nich cofnęli się i wiły, jakby zapach, który przynosi mgła, natychmiast ich torturował.
Hunter staje przede mną. Jego druga ręka nadal trzyma mnie mocno. Były jak opaska ze stali. Ale ktoś mnie odciąga. Hunter krzyczy ze złości. Próbuje mnie odzyskać, ale ten ktoś dmucha mu pyłem w i tak skurczoną twarz.
Szamocze się.
Uciekamy przed watahą.
Kiedy się zatrzymujemy, jesteśmy z powrotem w sklepie. Kaila wciąga mnie do środka i zamyka drzwi. Wywiesza wszelkiego rodzaju nieznane znaki, dziwne kwiaty i zapala kadzidło.
– Kaila! – wysapałam. – To ty. O rany, to ty. Dziękuję. Ja… nie wiedziałam, że jest tu wataha, nie wiedziałam też, o czym mówili. To było tak, jakby wiedzieli, kim jestem i…
– To dlatego, że wiedzą. – Kaila zamyka wszystkie okna i wyjmuje książkę.
– Co? Co masz na myśli, że wiedzą? – Zamilkłam.
– Wiedzą, bo tam byli. – Kaila otwiera stronę i pokazuje zdjęcie. Wataha Księżycowej Bestii. Moje usta pękają. – Tam byli tej nocy, kiedy zginęła twoja rodzina. To oni byli mordercami. Ten mężczyzna. Hunter Deathbone. Jest Alfą watahy, która zabiła całą twoją rodzinę.
















