Perry
Król odpycha się od framugi drzwi, spogląda na mnie i gestem zaprasza, żebym weszła do pokoju. Przekracza połamane kawałki grubego dębowego drewna. Nie mogę uwierzyć, że rozwalił je tak, jakby to była nic. Te drzwi są cholernie ciężkie.
W pokoju unosi się jego intensywny zapach. Kwiatowy. Jak lawenda i wanilia, ale też mroczny i pikantny. Mięta pieprzowa? Cokolwiek to jest, jest przyjemne. Ledwo mogę oddychać w jego pobliżu, bo zawsze jest taki cholernie wrogi. Więc to pierwszy raz, kiedy mogę naprawdę poczuć jego zapach.
"Nie byłabym w stanie się powstrzymać," szepczę, kiedy podaje mi szklankę z ogromną kulą lodu.
"Długo byłaś sama," mówi i podchodzi z butelką.
Jest kwadratowa i wypełniona ciemnym płynem. Napełnia moją szklankę po brzegi i pije prosto z butelki. Biorę łyk i moje kubki smakowe ożywają. Cokolwiek to jest, jest mocne i słodkie jak karmel. Nabieram pełne usta i znowu mogę normalnie oddychać. Podaje mi chusteczkę, którą biorę.
"Nie chciałam płakać," mówię. Dlaczego w ogóle za to przepraszam? "Dawno nie czułam się tak empatyczna."
"Przepraszam," mówi, siadając na swoim ogromnym łóżku. Jest bardzo podobne do tego w moim pokoju. Wszystko w jego pokoju jest czarne i aksamitnie czerwone. Wystrój w stylu wiktoriańskiego wampira. Jak z filmu. "Straciłem kontrolę. Wszystko w porządku?"
"Tak," kiwam głową, patrząc na swój nadgarstek.
Jest jaskrawoczerwony, a tam, gdzie jego palce wbiły się w moją skórę, jest podrażniony i piecze, bo wytarłam łzy jak dziecko, które właśnie zostało skarcone za rozbicie wazonu. Stawia butelkę na dywanie i wstaje, żeby samemu to zobaczyć.
"Cholera," wzdycha, kiedy go odwraca.
"W porządku," próbuję go odciągnąć.
Ściska mocniej, ale nie tak jak wcześniej. Wystarczająco mocno, żebym przestała się ruszać. Podnosi moją rękę i patrzę, jak kilka razy liże podrażnioną skórę. Moja skóra pokrywa się gęsią skórką, gdy kontynuuje lizanie. Nie puszcza mnie, kiedy przestaje. Ból trochę ustępuje, a podrażniona skóra widocznie zaczyna się regenerować. Obrzęk ustępuje, a następnie znika w czymś, co będzie siniakiem.
"Lepiej?"
"Jak to zrobiłeś?" pytam, patrząc na niego.
"Enzymy w mojej ślinie. Ty tego nie potrafisz?"
"Nie," mówię, znowu patrząc na moją rękę. Zadrapania zniknęły. "Muszę przyznać, że to było naprawdę cholernie fajne."
"Nie reagujesz na bodźce tak, jak się spodziewam," mówi.
"Masz na myśli to, że próbujesz mnie przelecieć, odkąd tu przyjechałam?" Śmieję się. Uśmiecha się krzywo. "Przypominasz mi jego."
"Twojego partnera?"
"Tak, miał temperament. Był bardzo wymagający i nigdy się nie jąkał, więc kiedy czegoś chciał, wystarczyło, że poprosił. Chyba na to nie reaguję, bo czuję twój ból. Twoją wściekłość. To jeden z powodów, dla których byłam tak dobra w byciu łowczynią. Mój węch."
"Myślałem, że lepiej to maskuję," wraca na łóżko.
"Maskujesz. Maskujesz to bardzo dobrze. Po prostu jestem wystarczająco blisko, żeby wiedzieć, co to jest. Wydzielam ten sam zapach, kiedy jestem trzeźwa."
"Byłaś z kimś od tego czasu?"
"Nie," kręcę głową. "Prawdopodobnie dlatego jestem taką wściekłą suką."
"Prawdopodobnie," uśmiecha się i podnosi butelkę z podłogi do ust. "Przepraszam, że cię przestraszyłem," uśmiecha się krzywo. "Nie sądziłem, że potrafisz się bać."
"Mylisz się. Mam życzenie śmierci, ale jeszcze nie umarłam," kończę drinka. Kręci mi się w głowie. "To jest cholernie mocne."
"Tak, to nazywa się mordownik. Sami go robimy. Nie robimy tego słabego śmiertelnego gówna tutaj," podnosi butelkę, żeby mi zaproponować więcej.
"Jeśli wypiję więcej, prawdopodobnie zrobię coś głupiego," kręcę głową.
"Przez ostatnie pięć lat budziłaś się każdego dnia, żeby zrobić coś głupiego, mała wilczyco. Chodź, usiądź tutaj i zróbmy razem coś głupiego."
Patrzę na niego przez chwilę. To może być drink, ale wątpię. Nie myli się. Przyznaję, Jonas Zachary Prince jest fenomenalnie piękny. On i jego głupie, cudowne oczy i jego przerażająca, świecąca skóra. Jego ciało jest perfekcyjne. Nigdy o tym nie myślałam. Nigdy nie chciałam, żeby ktoś mnie dotykał, a on trzymał na mnie ręce, odkąd klęczałam przed nim w kajdankach dziś rano.
Powiedzieć, że mi się to nie podobało, byłoby kłamstwem. Wiem, że będę się cholernie nienawidzić i jego potem, ale ból, który mi to sprawi. Prawdopodobnie będzie tego wart. Będzie to obrzydliwe. Będzie to złe i kiedy dotrę do życia pozagrobowego, które na mnie czeka, sam Darren prawdopodobnie będzie mną tak samo obrzydzony, jak ja będę sobą. I to będzie wszystko jego wina, że zostawił mnie tutaj samą.
"Tak," mówię i podchodzę do niego. Odkładam szklankę i zabieram mu butelkę. Wypuszcza powietrze z ust, gdy z niej piję.
"Powinienem cię ostrzec. Nie wiem już, jak być delikatnym," mówi, kiedy oddaję mu butelkę.
"To prawdopodobnie dobrze i powinniśmy przenieść to do mojego pokoju. Ma drzwi," wskazuję na bałagan, który narobił. Śmieje się.
"Jesteś tu jeden dzień," mówi, wstając. "I szczerze mówiąc, czuję, że jestem o wiele bliżej miejsca, w którym muszę być."
"Uważaj, to było prawie romantyczne," śmieję się. Uśmiecha się i podaje mi rękę. Chwytam ją. Podciąga mnie i wyprowadza z pokoju.
Gdy tylko przechodzimy przez drzwi, przyciska mnie do ściany, nie upuszczając butelki. Jego usta są na moich, zanim drzwi się zamkną. Warkotuje, używając jednej ze swoich wielkich łap, aby przytrzymać moje ręce nad głową, gdy nasze usta poruszają się synchronicznie.
Jest w tym grzeszna cholerna przyjemność w tym, jak czuję się, jakby mnie pożerał na złość. Oboje tego nienawidzimy i jest poczucie komfortu w wiedzy, że to jest złe. Że żadne z nas nie chce tu być i tego robić.
Mój wilk wychodzi na powierzchnię i odpycham go, żeby wziąć głęboki oddech. Zabieram mu butelkę i biorę duży łyk, zanim rzucę się na jego koszulę. Warkotuje z aprobatą, kiedy ją zrywam i odpycham go, aż upadnie na łóżko. Nie waham się go dosiąść, a on nie waha się rozerwać moich pończoch.
"Myślałem o tobie, jak chodzisz po moim terytorium bez niczego pod tą głupią sukienką," mówi. Śmieję się, czując pełne działanie alkoholu. "Jesteś trochę piękna, Pernicious."
"W dziki wilczy sposób?" Pytam, sięgając po jego pasek.
"W szalony koci sposób," warkotuje i sięga między moje nogi. "Jesteś mokra."
"Cóż, jesteś gorący," wzruszam ramionami. "I jesteś trochę dupkiem. Mam słabość do wymagających gnojków, którzy nie wiedzą, jak przyjąć odmowę."
"To cholerne coś," warkotuje na moją sukienkę. Chwyta przód i ciągnie, rozrywając ją na dwie części.
"Ma zapięcia," śmieję się.
"Pieprzyć to," zrywa ją z mojego ciała.
Rozrywa moją koszulę na pół i odsuwa ją wystarczająco, aby odsłonić moje piersi. Jego oczy zatrzymują się na trzech ogromnych śladach pazurów po gorgonie, z którą walczyłam w pojedynkę, mając nadzieję, że mnie zabije. Przez chwilę myślę, że stracił nastrój, ale potem przesuwa rękę po moich plecach, przyciągając mnie do siebie, i bierze mój sutek w usta i mocno ssie.
Ból przeszywa moje ciało i ocieram się o niego. Nie byłam podniecona tak długo, że boli mnie podbrzusze od tego, jak bardzo jestem podniecona. Jestem o krok od orgazmu i on mnie gryzie, jakby nie mógł się nasycić.
"Kurwa, Królu Lykanów, zaraz dojdę."
"Jesteś taka cholernie uparta," warkotuje i odwraca nas, żeby móc mnie przygwoździć do łóżka.
"Przedstawienie się jest ważne. Rozumiem, jeśli potrzebujesz czasu, żeby do tego dojść," jęczę, kiedy przechodzi do mojej prawej piersi.
"Po tym nie będę potrzebował przedstawienia," śmieje się.
Odsuwa się i owija ramiona wokół moich ud, aby przyciągnąć mnie do krawędzi łóżka.
"Potrzebujesz przedstawienia, mój Królu," krzyczę, kiedy bez ostrzeżenia przyczepia się do mojej łechtaczki. Moja ręka wsuwa się w jego głupie srebrzyste włosy.
"Po prostu dalej tak do mnie mów," gryzie mnie.
Ten cholerny dupek gryzie moją łechtaczkę i dochodzę tak mocno, że na sekundę ciemnieje mi w oczach. Ściskam uda wokół jego głowy, trzymając go tam, a on po prostu ssie.
"O mój Boże, Królu Lykanów," krzyczę.
"Prawie zmiażdżyłaś mi głowę," śmieje się, patrząc na mnie. "Jeszcze nawet nie zacząłem."
















