Perry
Osoba, która na mnie spogląda, jest kimś zupełnie nowym. Wszystko mnie boli. Laura i jej ekipa sprzątająca zrobiły gruntowne porządki. Nawoskowana w miejscach, gdzie nigdy wcześniej nie byłam woskowana. Moja skóra lśni od wszystkich olejków i gówien, które na mnie nałożyli. Tak oto wylądowałam na zimnej podłodze, wpatrując się w lustrzany sufit.
– Perry – król Lykanów puka do drzwi.
– Daj mi minutę – jęczę.
– Silas tu jest.
– I co z tego? Kim do cholery jest Silas?
– Mój beta – warczy. Facet uwielbia swoje warczenie.
– Zaraz wyjdę – pocieram twarz i siadam.
Patrzę na ubrania na blacie i rozważam związanie ich, żeby zrobić linę. Myślę, że ta złota rura od prysznica jest wystarczająco wysoko, żeby mi teraz pomóc. Wsuwam czarne rajstopy i czarną bluzkę z długim rękawem, które mi przygotowano. Jęczę na widok sukienki z szerokimi ramiączkami, uszytej ze sztruksu.
– Serio? – przewracam oczami i wkładam nogi.
Muszę się trochę powyginać, żeby wciągnąć ją na tyłek. Krzyżuję ramiączka na plecach i zapinam klamry. Dopiero wtedy widzę, że jest też przygotowana bielizna. Spoglądam na pasujący komplet i wrzucam go do umywalki, po czym otwieram drzwi.
Król Lykanów to cholernie wielki facet. Musi mieć prawie dwa metry, bo ja mam prawie metr osiemdziesiąt i on nade mną góruje. To ma sens. Laura i spółka byli mojego wzrostu albo wyżsi. Przy nich czułam się mała. To zabawne, bo w Red Wood zawsze byłam najwyższą dziewczyną w pomieszczeniu.
Jego włosy są równie interesujące jak oczy. Są ciemnoszare, prawie metaliczne. Jego skóra jest opalona, ale jest w niej coś, co nadaje mu ten naprawdę upiorny blask. Jego budowa ciała jest wysublimowana. To coś zostało stworzone, by być drapieżnikiem, za jakich uchodzą Lykanie. Ciekawe, jak wygląda w swojej lykańskiej formie. Założę się, że przerażająco.
– Wyglądasz o wiele lepiej.
– Mam nadzieję. Czuję się, jakby mnie obdarto ze skóry, a potem zszyto z powrotem. Dziękuję ci za to.
– Nie ma za co – mówi, spoglądając przez moje ramię. Odwracam się, a potem znowu patrzę na niego, gdy wpatruje się w nową bieliznę leżącą na umywalce. – Nie jesteś fanką?
– Zbyt koronkowa – wzruszam ramionami. Nie zamierzam mu mówić, że nie zadałam sobie trudu sprawdzenia, co jest dostępne.
– Zanotowano – kiwa głową. – Chodź. Przedstawię ci mojego beta.
– Masz alfę? – pytam.
– Mam ponad dwustu alfa. Żaden z nich nie byłby szczęśliwy, pracując dla mnie tutaj. Nie jesteśmy jak wilki. Nasze alfy lubią wszystko niszczyć. Dobry król by im tego nie odmawiał.
Dobry król. Zobaczymy, co z ciebie za jeden, wielki gościu. Silas to ten duży, ciemnoskóry mężczyzna, który odprowadził mnie dziś rano do jeepa. Jest nieco niższy od samego króla. Ma proste, krótko ostrzyżone włosy i te piękne, elektrycznie zielone oczy. Podobnie jak jego król, Silas jest bardzo przystojnym mężczyzną. Ubrany w garnitur biznesowy, który wygląda bardzo drogo.
– To jest Silas Jones. Sigh, to jest Pernicious, będzie naszą nową pełniącą obowiązki królowej – przedstawia nas.
– Wolę Perry. Nikt nie mówi do mnie Pernicious – mówię i wyciągam rękę. Uśmiecha się i ją ściska. Moja dłoń wygląda tak maleńko w jego.
– Możesz mówić do mnie Sigh – kiwa głową. – Słyszałem, że jesteś dobra w finansach.
– Zgadza się. Słyszałam, że ty jesteś w porządku.
– To przesada – kręci głową.
– Zapoznajcie się, Sigh. Mam przygotowania do zrobienia. Powiedz jej, co musi wiedzieć – mówi król Lykanów, nie odrywając wzroku od telefonu. – Daj jej moje dane, na wypadek gdyby czegoś ode mnie potrzebowała. Niech zobaczy się ze Starszym.
– Tak jest, sir – zgadza się Silas bez wahania.
– Zapomniałeś o czymś? – zatrzymuję go. Zatrzymuje się i odwraca, żeby spojrzeć na mnie.
– O czym? – pyta.
– Mam na imię Perry. To jest Silas – wskazuję na jego betę. – A ty?
– Nie znasz mojego imienia?
– Nie miałam pojęcia, kim jesteś, przed dzisiejszym rankiem – wzruszam ramionami. Silas zaciska usta i odwraca wzrok. – Dość zarozumiałe z twojej strony zakładać, że wszyscy wiedzą, kim jesteś.
– Masz bardzo bezczelny język, mała wilczyco – warczy. – Popraw to.
Nadal nie mówi mi, jak ma na imię, gdy odchodzi.
– Jonas Zachary Prince – informuje mnie Silas.
– Nigdy bym nie zgadła. Chyba nigdy wcześniej nie spotkałam nikogo o imieniu Jonas.
Prowadzi mnie przez siedzibę stada, oprowadzając mnie, żeby dać komuś czas na zebranie wszystkiego, czego potrzebuję. To miejsce to nie dom. To prawdziwy zamek i wiedziałabym o tym, gdybym była w stanie spojrzeć na niego, kiedy tu przyjechaliśmy. Teraz, kiedy napiłam się wody, elektrolitów i zjadłam coś. Czuję się o wiele lepiej i właściwie odbieram swoje otoczenie.
Zamek jest wykuty w zboczu ogromnego wzgórza na wsi. Z mojego pokoju mam widok na dziedziniec, ale ten mały widok nie oddaje sprawiedliwości wspaniałości tego miejsca. To dwanaście pięter elegancji. Średniowieczna konstrukcja została zmodernizowana. Ściany zostały przebudowane, aby kontrolować temperaturę.
Wiktoriańskie meble różnią się kolorem na każdym piętrze. Pierwsze jest w odcieniu ciemnej leśnej zieleni. Wszędzie wiszą ogromne portrety byłych królów i królowych. Powiedzieć, że to miejsce jest dziełem sztuki, to mało powiedziane. Ten facet jest prawdziwym królem. Ginąca rasa utknęła w epoce, w której tradycje są miażdżone przez technologię i główny nurt społeczeństwa. Biedny drań.
Nie rozumiem, jak ktoś był w stanie dostać się do tego miejsca, żeby dopaść jego partnerkę. Gdzie on był? Gdzie byli strażnicy? Kto był odpowiedzialny za jej ochronę? Kiedy docieramy na najwyższe piętro, jest tam część całkowicie odgrodzona barykadą z mebli i innych dziwnych bibelotów.
– Co to jest? – pytam, wskazując na to.
– Pokazałem ci setki lat historii i to właśnie wzbudza twoje zainteresowanie? – Silas uśmiecha się.
– To jedyne miejsce w całym pałacu, które nie jest wypolerowane – zbieram opuszką palca odrobinę kurzu, żeby mu pokazać.
– To stare studio Lady Evy. Była artystką. To wszystko, co do niej należało. Jonas kazał przenieść tutaj wszystko, co namalowała i wyrzeźbiła, żeby nigdy więcej na to nie patrzeć. Co zrobiłaś z rzeczami swojego partnera?
– Co? Ja... um... Zgromadziłam to na trawniku Alfy i podpaliłam. Piłam, piłam – niektóre z tych rzeczy wyglądają, jakby należały do muzeum.
– Jak to się dla ciebie skończyło?
– Cóż, ukradłam jego ciężarówkę i byłam ścigana przez miasto. Trafiłam do wiadomości, zanim ciężarówka została zniszczona, a ja aresztowana. Nie wnieśli oskarżenia. Dostałam tylko po łapach i prace społeczne przez miesiąc.
– Podpalenie i kradzież samochodu. Byłabyś stąd, zanim zdążyłabyś podpalić ten trawnik.
– O to mi chodziło, ale poczucie winy jest bardzo silnym uczuciem.
– Jesteś wredną suką – śmieje się.
– Nie masz pojęcia, Silas. Uczyłam się od najlepszych.
– Twoi rodzice?
– Mój partner.
















