"Przepraszam," wykrztuszam, szukając ukojenia w jego ramionach po raz ostatni.
Pan Futrzasty i ja jesteśmy kumplami od kieliszka już jakiś czas. Podobno rzuciłam to w zeszłym miesiącu, po tym jak zabiłam grupę zbójów tuż za granicą miasta. To przychodzi falami. Po pragnieniu zabijania następuje żal, którego już nie chcę czuć. Jestem najlepszą łowczynią w oddziale tylko dlatego, że chcę, żeby cokolwiek i ktokolwiek mnie, kurwa, zabił. Ale jeszcze nie spotkałam dupka, który by to potrafił.
Los nie dał mi ani jednej chwili spokoju od tak dawna i po prostu chcę, żeby to się skończyło. Nie jestem wystarczająco silna, żeby zrobić to sama. Kiedyś myślałam, że moja matka była słaba, ale za każdym razem, gdy staję przed lustrem. Za każdym razem, gdy trzymam broń, za każdym razem, gdy mam okazję to zrobić, tchórzę. I myślę o niej. Pytam siebie, co w końcu to zrobiło? Co pchnęło ją za tę krawędź, której ja nie mogę przekroczyć? Wiele razy pytałam nagrobka obok mojego ojca i oczekiwałam odpowiedzi. Nigdy nie nadchodzi.
Całą noc wpatruję się w sufit, nie mogąc zamknąć oczu. Oślepiająca migrena zaczyna się, gdy wschodzi słońce. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz jadłam lub spałam. Jakub wypuszcza mnie rano po swojej zmianie i odwozi nas oboje do mojego domu. Na podjeździe stoi czarny SUV. Taki, który należy do Alfy, i zaczynam błagać wszechświat, żeby Morgan nie wyszła z tego czegoś, żeby spróbować "naprawić" sprawy. Jest pięć lat za późno.
Tymoteusz Grant, nowy oficjalny Beta, wysiada w tym samym czasie co ja. Wydaję westchnienie ulgi.
"Dzięki, kurwa," mamroczę do siebie, gdy się zbliżam. "Jesteś tu, żeby się upewnić, że spierdolę stąd szybko?"
"Nastąpiła zmiana planów, Perry," wzdycha i nie może spotkać mojego wzroku. "Może wejdziesz do środka i się ogarniesz? Weź prysznic i dobrze umyj zęby. Musisz wyglądać reprezentacyjnie,"
"Co się dzieje, Beta Tim?" pyta Jakub.
"Nie mogę tego powiedzieć, Jake," mówi cicho.
"W porządku, Jakubie. Cokolwiek,"
Biorę prysznic i ogarniam się najlepiej jak potrafię. Jestem ubrana i siedzę z tyłu SUV-a, a Jakub jedzie za nami.
"Naprawdę mi przykro, Perry," mówi Tim z przedniego siedzenia. Wysłal po mnie trzech swoich najsilniejszych Betów.
"Czego on chce? Egzekucji? Nie musiałam się stroić dla tego, Tim,"
"Daj spokój, Perry. Wiesz, że nazwanie Alfy i jego partnerki sukami to za mało, żeby cię zabić," prycha.
"To czego, kurwa, on chce?" domagam się, gdy docieramy do siedziby stada.
Pozostali wychodzą z samochodu jako pierwsi. SUV jest otoczony. Moje serce zaczyna mocno bić w piersi, gdy on odwraca się, żeby spojrzeć na mnie.
"On cię sprzedaje, Perry. Temu, kto da najwięcej,"
"Co?" Utrzymuję z nim kontakt wzrokowy. Spuszcza wzrok, gdy jeden ze strażników wyciąga mnie z tylnego siedzenia. "Nie," próbuję protestować, ale jest za wcześnie na takie gówno. Nie spałam od dawna. Kilka godzin temu byłam pijana w trzy dupy, a mój wilk nie był pomocny poza polowaniem od dawna. "Nie możesz tego, kurwa, zrobić,"
Moje ramiona i nogi są skute, gdy próbuję zrzucić z siebie strażników.
"Co tu się, do cholery, dzieje?" domaga się Jakub.
"Zabierzcie go," rozkazuje Tim. Niektórzy ze strażników podchodzą do niego.
"Nawet nie ważcie się go dotknąć. Tim, nie rób mu krzywdy! Tim!"
"Nie zrobię. Obiecuję," mówi, gdy wciągają mnie do środka.
"Puśćcie mnie, wy pieprzone dupki," warczę.
Jednemu z nich się noga powinęła i wykorzystuję okazję, żeby zamachnąć się rękami na następnego. Timowi udaje się złapać mnie za włosy, zanim zdążę uciec do drzwi. Kopię i krzyczę, gdy jestem wleczona do siedziby stada.
"Dość!" krzyczy Alfa dupek. Jego ręka uderza o moją twarz i upadam na kolana, gdy krew zalewa mi usta.
"Zawsze będziesz największą pieprzoną suką, jaką kiedykolwiek spotkałam," krzyczę i wypluwam pełne usta krwi na niego. Odsuwa się, wycierając ją wierzchem dłoni. Jego but podnosi się i kopie mnie w brzuch. Powietrze uchodzi ze mnie i duszę się, a tequila grozi wydostaniem się na zewnątrz. "Kopanie kobiety w kajdankach," śmieję się. "Pizda na dodatek do bycia suką. Wspaniały z ciebie ojciec,"
"Dość tego, oboje," szorstki głos go powstrzymuje.
Czuję drżenie poddania w moim ciele. Jestem przyzwyczajona do siły Alfy. Mieszka ich tu kilku. Musiałam wchodzić w interakcje z nimi wszystkimi, włącznie z tym idiotą. To jest coś więcej niż to. O wiele gorsze niż wilk Alfa. Lykan. Alfa, a może, biorąc pod uwagę siłę, która na mnie naciska, to może być sam Król Lykanów. Calvin chwyta garść moich włosów i podnosi moją głowę na tyle, żeby mógł spojrzeć mi w oczy.
"Zobaczysz, jak bardzo będziesz wygadywać, kiedy Lykanie wsadzą w to swoje ogromne, potworne kutasy," śmieje się.
"Zajęło ci pięć lat, żeby zajść w ciążę z Morgan. Pewnie dlatego twój jest taki mały," uśmiecham się.
Cofa się, żeby mnie znowu uderzyć i przygotowuję się, ale uderzenie nigdy nie nadchodzi. Podnoszę wzrok i widzę, że Lykan trzyma ramię Calvina.
"Puść ją. Teraz należy do mnie. Uszkodzisz ją jeszcze bardziej, a pozwolę mojemu Becie zabawić się z każdym, kogo uzna za stosowne,"
Calvin i ja odwracamy się i widzimy, jak ogromny czarny mężczyzna uśmiecha się do Calvina, zanim Lykan Beta zwraca swoją uwagę na Morgan, która stoi z matką Calvina. Natychmiast mnie puszcza i znowu się śmieję.
"Nie możesz tego zrobić," krzyczy Jakub za mną. "Perry nie zrobiła ci nic złego, ty pieprzony tchórzu,"
"Jake, przestań," odwracam się do niego.
"Nie," kręci głową. "Nie, to nie może się tak skończyć. Nie zgadzam się widzieć partnerki mojego syna w ten sposób. Wyjedziemy, Alfo Calvinie. Nigdy więcej nas nie zobaczysz. Po prostu ją puść,"
"Zabierzcie ze sobą starszego," rozkazuje Lykan.
"Nie, zostaw go w spokoju," próbuję wstać i potykam się do przodu. Ręka chwyta moją szyję i jestem podnoszona, aż stoję na palcach.
"Nie masz prawa stawiać żądań, mały wilku," warczy mi do ucha. Wszystko we mnie krzyczy: uciekaj. Więc stoję bardzo nieruchomo. "Zbyt długo okazywałaś brak szacunku swoim Alfom. Sama doprowadziłaś do tego, że wyrzucono cię z twojego stada. Ten bunt w tobie kończy się tutaj. Jak masz na imię?"
"Perry,"
"Słucham?" warczy, przysuwając mnie bliżej do siebie. "Chcesz to powtórzyć? Poprawnie, proszę,"
"Mam na imię Pernicious Phurry, proszę pana," odpowiadam formalnie.
"To bardzo intrygujące imię, Pernicious Phurry. Od teraz będziesz nazywać się Perry Prince,"
"Proszę o zachowanie nazwiska mojego partnera, proszę pana. To wszystko, co mi po nim zostało," patrzę na podłogę. "Nie żądanie, tylko prośba,"
"Mówiłeś, że jest bez partnera," spogląda na Calvina.
"Jest. Jej partner zmarł pięć lat temu. Wtedy, gdy Liam szturmował ziemie stada w poszukiwaniu swojej partnerki,"
"Rozumiem," kiwa głową. "Dwieście tysięcy w takim razie," mój wilk porusza się we mnie na wzmiankę o tym, ile moje życie jest warte dla tego dupka. "Dam ci pięćdziesiąt za starca,"
"Dobra, okej," zgadza się Calvin.
Lykan puszcza mnie i podchodzi do Calvina. Mój wzrok pada na Morgan. Znowu płacze. To wszystko, co kiedykolwiek robi. Była Luna Katarzyna staje przed nią, żeby zasłonić ją przed moim wzrokiem.
"Byłaś ostrzegana," mówi Katarzyna ze łzami spływającymi po twarzy.
"Dostałaś niezłą ofertę, Luno Katarzyno. Okazję. Wszystko, co cię to kosztowało, to dwieście pięćdziesiąt tysięcy. A, no tak, i całe moje życie," prycham. "Mam nadzieję, że to dziecko spali ten pieprzony grajdoł do gruntu,"
"Nie masz tego na myśli," płacze Morgan.
"Och, mam. Z każdym kawałkiem tego, co zostało z mojej duszy, Morgan. Ciesz się swoim szczęściem, póki trwa,"
"Chodźmy, zanim powiesz coś naprawdę głupiego," Lykan chwyta mnie za ramię i zaczyna popychać z powrotem w stronę, z której zostałam wciągnięta.
Jakub i ja zostajemy wepchnięci na tylne siedzenie SUV-a.
"A co z naszymi rzeczami?" pyta Jakub.
"Wyślę po nie," obiecuje Lykan. Spogląda między nas dwoje i wzdycha. "Popatrz na mnie, Perry," kiedy się nie ruszam, chwyta mnie za brodę i zmusza mnie, żebym na niego spojrzała. "Jeśli to śmierci chcesz, masz szczęście,"
"Dobrze. Miejmy nadzieję, że dostaniesz to, za co zapłaciłeś," spotykam jego wzrok. Nigdy nie widziałam takich oczu jak jego. Mają ładny odcień delikatnego fioletu. Prawie świecą na tle szarego, burzowego nieba za nim. "Może ty jesteś potworem, który w końcu odeśle mnie do domu,"
















