Alyssa
Zostawienie Zuri w samochodzie z Kingiem nie było moim pierwszym wyborem, ale mam masę spraw do załatwienia i tak mało czasu. Torba na pieluchy mogła pomieścić tylko tyle, ale upchałam w niej, co się dało, zanim wyszłam. Teraz muszę zdobyć resztę jej niezbędnych rzeczy, które wystarczą przynajmniej na jakiś czas. Isaac wkrótce zablokuje mi konta i odetnie mnie od wszelkich pieniędzy. Nie mogę nawet sprawdzić aplikacji, bo wyrzuciłam telefon w samochodzie, żeby mnie nie namierzyli.
Pędzę między alejkami, chwytając łóżeczko turystyczne, dwa kartony pieluch i chusteczek, różne musy dla niemowląt w tubkach i kilka puszek mleka modyfikowanego. Serce wali mi jak młotem, gdy zmierzam do kasy. Dzięki Isaacowi wiem, jak brać to, czego potrzebuję, i zwiewać na cztery wiatry.
Przykładam kartę do czytnika, modląc się, żeby zadziałała. Odrzuca.
Ogarnia mnie fala niepokoju i przerażenia.
Kurwa.
Już je zablokował. Wpadam w panikę. Co ja, do cholery, teraz zrobię?
"Przepraszam, czy ma pani czym zapłacić? Jeśli nie, mogę zatrzymać te rzeczy dla pani," mówi uprzejmie kasjerka, a w jej oczach maluje się mieszanka współczucia i zniecierpliwienia. Za mną zaczyna się tworzyć kolejka.
Wsuwam palce we włosy. "Eee, nie. Nieważne, znajdę coś innego-"
"Ja zapłacę," grzmi głęboki głos tuż za mną. Odwracam się, a serce mi podskakuje. Stoi tam King, trzymając Zuri w ramionach. Wygląda niemal komicznie z nią – moje pięciokilogramowe dziecko w ramionach gigantycznego, przerażającego mężczyzny odzianego w strój motocyklisty.
"C-co ty tu robisz?" szepczę do niego z przerażeniem.
Jego szczęka się napina, ale oczy pozostają spokojne. "Zesikała mnie i nie wiedziałem, co robić."
Jestem zaskoczona, że w ogóle wyjął ją z fotelika, a co dopiero wniósł do środka.
"Weź ją," rozkazuje, podając mi ją, nie czekając na moją odpowiedź.
Przytyka kartę do czytnika, a kasjerka uśmiecha się, a jej policzki robią się różowe. "Mąż na ratunek, widzę," mówi z zakłopotanym śmiechem, spoglądając to na Kinga, to na mnie.
Założę się, że próbuje rozgryźć, jak ktoś taki jak on może być tutaj z kimś takim jak ja.
Zaskoczona jej założeniem, czuję, jak moje policzki płoną ze wstydu. "O-on nie jest..." Zaczynam ją poprawiać, ale rozbawiony uśmieszek Kinga powstrzymuje mnie w pół zdania. Przewracając oczami, odwracam się z powrotem do kasjerki. "Nieważne. Dziękuję."
Z przemoczonym body Zuri i poczuciem naglącej potrzeby, mówię Kingowi, że przebiorę ją w łazience i spotkam się z nim w samochodzie. Jego odpowiedź mnie szokuje.
"Absolutnie nie, Kiciu. Idź ją przebierz, a ja poczekam tutaj z wózkiem," King nalega stanowczo, a jego ton nie pozostawia miejsca na sprzeciw.
Moje oczy rozszerzają się z niedowierzaniem. Czy King umarł i został zastąpiony przez prawdziwego, porządnego człowieka?
Nie jestem do tego przyzwyczajona. Isaac nigdy nie wchodził ze mną do sklepu. Zawsze musiałam sama sobie radzić ze wszystkim. To dotyczyło również mojej ciąży, połogu i wychowywania jej. Wydawało się, że jego jedynym celem jest prowadzenie interesów ojca i kontrolowanie mnie.
"Eee, dzięki," mruczę, wciąż przetwarzając niespodziewaną życzliwość Kinga. "A co z twoją koszulą?" Wskazuję na widoczną mokrą plamę ukrytą pod jego skórzaną kurtką.
Kręci głową. "Spoko. I tak zaraz będziemy w domu."
Gdy zmierzam do łazienki, mój umysł wiruje od pytań. Podczas gdy bezmyślnie zmieniam Zuri pieluchę i ubranko, analizuję każdą interakcję z Kingiem, próbując rozszyfrować jego intencje.
Czy on naprawdę tak bardzo się zmienił w ciągu trzech lat? Nawet kiedy Zuri na niego nasiusiała, nie zareagował tak, jak się spodziewałam. To jest podejrzane, niepokojące i nie mogę pozbyć się wrażenia, że to wszystko fasada.
Mam wrażenie, że to tylko kwestia czasu, zanim powie "sike" i znowu stanie się gigantycznym dupkiem. Ale na razie, dopóki jest gotów zapewnić mi i Zuri bezpieczeństwo, dopóki Gray nie przyjedzie nas odebrać, mogę znieść wszystko, co mi rzuci. W końcu przetrwałam jego i resztę głupich kumpli Graya w liceum. Przetrwam i to.
Wychodząc z łazienki, widzę Kinga opartego o ścianę, z rękami nonszalancko włożonymi do kieszeni. "Miałaś jakieś problemy w środku?" droczy się z łobuzerskim uśmieszkiem, który sprawia, że moje serce przyspiesza. Otrząsam się z tego dziwnego uczucia, zanim zdąży się zakorzenić.
Wymuszam śmiech. "Musiałam się z nią siłować jak z aligatorem, ale ten mały pasek na przewijaku trochę pomaga."
Wychodzimy ze sklepu, ramię w ramię, a ja cały czas zerkam na Knoxa, którego stoicki wyraz twarzy niczego nie zdradza. Co on knuje w tej swojej pokręconej głowie?
Wkładając Zuri z powrotem do fotelika, patrzę, jak King ładuje moje zakupy na pakę pickupa. To jest dziwnie... domowe – pójście do Targetu z gigantycznym, psychotycznym, niebezpiecznym mężczyzną z gangu motocyklowego.
Gdy wraca na miejsce kierowcy, pickup cicho ożywa i ruszamy w kierunku jego domu. Im bliżej jesteśmy, tym bardziej narasta we mnie niepokój. Wiem, gdzie on mieszka, ale nigdy nie postawiłam nogi w jego domu. Szczerze mówiąc, nigdy nie chciałam.
"Czuję, jak ci się mózg gotuje. Nie martw się, możesz wyjść, kiedy tylko zechcesz. Nie mam zamiaru cię przetrzymywać jako zakładnika," mówi, a kącik jego ust unosi się w uśmiechu.
"Wcale się o to nie martwię," kłamię, krzyżując ręce. Chciałabym, żeby przestał się zachowywać, jakby potrafił mnie czytać. On nic o mnie nie wie, poza tym, że jestem młodszą siostrą Graya i nienawidzę go całym sercem.
Odpowiada mi irytującym "mmm", a jego oczy wciąż wlepione są w drogę.
Gdy wjeżdżamy na podjazd, mówi mi, żebym została w samochodzie, a on wniesie wszystkie rzeczy. Następnie wyjmuje fotelik Zuri z tylnego siedzenia i wnosi ją do środka.
Co tu się, do cholery, dzieje? Idę za nim, przypominając sobie obrzydzenie na jego twarzy, kiedy pierwszy raz zobaczył Zuri. A teraz ją niesie.
Tak, coś tu jest nie tak i zamierzam się dowiedzieć, co to jest.
Kiedy wchodzimy do środka, opada mi szczęka. Jego mieszkanie jest niesamowite, jak idealna kawalerka. Ma dwa piętra, a naturalne światło wlewa się przez wszystkie nieskazitelne okna, rzucając ciepłą, zachęcającą poświatę na całą przestrzeń. Martwiłam się, że będę musiała dziś wieczorem zrobić gruntowne zabezpieczenia przed dziećmi, ale poza kilkoma eleganckimi, nowoczesnymi kanapami, ogromny telewizor plazmowy i drogo wyglądające dzieła sztuki na ścianie są poza zasięgiem. Jego sprzątaczki muszą wykonywać niesamowitą robotę, nie ma ani grama kurzu.
Będę musiała posprzątać po Zuri, gdy tylko nabroi. To jest jego przestrzeń i on łaskawie pozwala nam tu zostać, nie wiadomo dlaczego. Chcę okazać wdzięczność, pomimo wrażenia, że on coś knuje.
"Eee, jesteś pewien, że chcesz, żebyśmy tu zostały, dopóki Gray nie przyjedzie nas odebrać?" pytam cicho, wciąż rozglądając się po jego mini pałacu.
Gdy zaczyna wchodzić po schodach, spogląda przez ramię. "Dzwoniłaś do mnie po pomoc, prawda? Jakim byłbym człowiekiem, gdybym nie upewnił się, że jesteś bezpieczna, dopóki on nie przejmie?"
Tym samym dupkiem, z którym dorastałam, chcę odpowiedzieć, ale gryzę się w język.
Uśmiecha się i znika na górze. Zakładam, że bierze prysznic, więc rozkładam koc Zuri i kładę ją na nim, dając jej mus z kurczaka z groszkiem i marchewką. Jak obrzydliwie by to nie brzmiało, ona z radością to wciąga, a jej małe rączki zaciskają się na tubce, jakby ktoś miał ją ukraść.
Gdy je, składam łóżeczko turystyczne. Mimo że to nowe, nieznane środowisko, mam nadzieję, że zaśnie po jedzeniu, jak zwykle. Potrzebuję trochę czasu, żeby pomyśleć o naszej przyszłości. Nie możemy mieszkać z Grayem na zawsze. Wiem, że Isaac w końcu nas znajdzie i spróbuje odebrać mi Zuri, jeśli wcześniej mnie nie zabije. Nie jesteśmy bezpieczne tutaj, w Moonshadow Creek.
Uśmiecham się, patrząc na nią. "Mówiłam ci, że mama nas stąd wyciągnie. Muszę tylko wymyślić, dokąd stąd pojechać," mruczę, bardziej do siebie niż do niej.
Teraz moim priorytetem jest zapewnienie Zuri bezpieczeństwa, podczas gdy ja znajdę sposób, żeby zacząć wszystko od nowa, tam gdzie nikt nas nigdy nie znajdzie.
















