"Przepraszam." Musiałam stamtąd wyjść. "Nie wiem, co ja tu robię. Nie powinnam tu być."
Wrzuciłam numerek do kosza i pobiegłam do drzwi.
Na zewnątrz, gdy drzwi szpitala zasuwały się za mną, zamknęłam oczy i w końcu pozwoliłam sobie odetchnąć.
Teraz łączyła mnie z moim dzieckiem jakaś niemal duchowa więź. Czułam, jak rośnie we mnie jego obecność. Celowe zerwanie tej więzi teraz… Nie byłabym w stanie się po tym pozbierać.
Nie, nigdy nie usunę ciąży. Nie mogłam.
Ale były inne rzeczy, które mogłam zrobić. Kiedy Nancy mówiła o opcjach, jedną z nich była adopcja. Przy adopcji mogłabym dać sobie czas na zastanowienie i postarać się znaleźć odpowiednią rodzinę dla mojego dziecka. Nie musiałabym decydować o niczym teraz.
Oddychało mi się lżej.
Następnie otworzyłam wiadomość do Josepha. Nadal nie odpisał od poprzedniej nocy. Wiedziałam już, że nie odpisze, ale mimo to zasługiwał, żeby wiedzieć, co postanowiłam.
Napisałam: Będę miała dziecko.
Wysłałam, zanim zdążyłam pożałować, i wyłączyłam ekran telefonu.
Telefon natychmiast zawibrował w mojej dłoni.
To był Joseph.
Napisał: Przyjdź do mojego pokoju jak najszybciej. Porozmawiajmy.
Nadzieja zakłębiła się w moim sercu, gdy Joseph wpuścił mnie do swojego akademika. Ignorowałam widok łóżka, ból zeszłej nocy wciąż był we mnie żywy. Zamiast tego skupiłam wzrok na nim.
Zamknął drzwi i stanął twarzą do mnie, ale jego wzrok unikał mojego. Patrzył na sufit, a potem na podłogę, ale nigdy na mnie.
Jednak nawet pomimo jego niespokojnych oczu, sam fakt, że mnie tu zaprosił, wydawał się pozytywnym krokiem. Dało mi to odwagę, by zapytać: "Czy to znaczy, że pomożesz z naszym dzieckiem?"
Wypuścił gwałtownie powietrze. Głos ostry jak sztylet, zapytał: "Skąd masz pewność, że to moje?"
Stałam nieruchomo, a świat wokół mnie się rozmazywał. Widziałam tylko jego i sposób, w jaki w końcu na mnie spojrzał, jakbym była szkodnikiem, którego trzeba się pozbyć.
"Jak możesz mnie o to pytać?" wyszeptałam, tracąc siłę w głosie. Czułam, że nogi zaraz za nim podążą.
Skrzyżował ręce na piersi, ściskając łokcie. "Po prostu usuń ciążę, Cynthia. Jesteś wystarczająco młoda, żeby szybko dojść do siebie. Będzie tak, jakby się nigdy nie wydarzyło. Potem będziesz mogła mieć dzieci, które chcesz, później."
"Nie," powiedziałam. "Próbowałam. N-nie mogę."
Jego twarz wyrażała obrzydzenie, wyglądała tak, jak poprzedniej nocy, kiedy wyrzucił mnie z tego samego pokoju. Instynktownie cofnęłam się o pół kroku.
Podszedł bliżej. "Nie zmuszałem cię do seksu," powiedział, teraz cicho. Drapieżnie. "Błagałaś mnie o to. A teraz co? Próbujesz to na mnie zwalić?"
Opuścił ręce wzdłuż boków, napięte jak cięciwy łuku, dłonie jak szpony.
"Czego ode mnie chcesz, Cynthia? Próbujesz mnie szantażować? Próbujesz wyciągnąć pieniądze na aborcję?"
"N-nie, ja –"
"Czy masz pojęcie, co by się stało, gdyby wyszło na jaw o tym? Ze mną? Z tobą? Gdyby twój brat się dowiedział, znienawidziłby cię. Gdyby cheerleaderki się dowiedziały, wyrzuciłyby cię na margines."
Ledwo mogłam oddychać z wściekłości, strachu i złamanego serca, które dławiły mnie w gardle. Jak mogłam nigdy nie zauważyć, że Joseph jest tak pełen gorzkiej nienawiści?
Jak mógł myśleć o mnie tak źle, że próbowałabym go szantażować? Dlaczego brzmiało to tak, jakby to on próbował szantażować mnie?
Moje dziecko zasługiwało na coś lepszego niż to. Niż on.
"N-nie musisz się martwić," powiedziałam, łamiąc się tylko raz. "Sama zajmę się dzieckiem. Nie musisz w tym uczestniczyć. Nie będziemy ci przeszkadzać."
Podszedł do mnie bliżej, a ja nie miałam już gdzie się cofnąć. Każdy cal jego postawy, jego postawy i jego słów wydawał się groźbą.
"I tak zamierzasz je urodzić?" wypluł te słowa.
Skinęłam głową.
"Ty! Bezczelna mała suka!"
Rzucił się bez ostrzeżenia, rzucając mnie na ziemię. Tylko jego dłonie mocno zaciskające się na przodzie mojej koszuli powstrzymały moją głowę przed uderzeniem w podłogę.
Przyklęknął nade mną, stopy oparte po obu stronach moich bioder. Pociągnął mnie do przodu za koszulę, aż jego twarz znalazła się tuż przed moją.
"Chciałaś tylko ukraść moje nasienie, prawda?" krzyknął. Jego oczy były dzikie i niebezpieczne. Nigdy nie widziałam nikogo tak wściekłego.
Drapałam jego nadgarstki, próbując poluzować jego uścisk. Tylko mocniej zacisnął, robiąc dziury w mojej koszuli.
"Na syna Alfy polowałaś, co? Byleby kogoś zapłodnić. A potem zgarnąć nagrodę, co? Gwarantowane pieniądze i sława, bo uwięziłaś mnie swoją cholerną macicą!"
Był tak wściekły, że w połowie spodziewałam się, że za chwilę przemieni się w wilka.
Mój własny wilk jeszcze mi się nie ukazał, ale czułam go w cichym skomleniu w moim gardle.
Przesunęłam dłonie z jego nadgarstków w dół wokół mojej talii, żeby zakryć brzuch. Chciałam się bronić, ale nie mogłam ryzykować. Niewiele mogłam zrobić w takiej sytuacji, ale dałabym z siebie wszystko, żeby chronić moje dziecko.
"Nie zasługujesz, żeby nosić moją krew!" wykrzyczał mi w twarz.
Nagle ostra, instynktowna nienawiść zapłonęła we mnie do tego mężczyzny. Myślałam, że znałam nienawiść wcześniej, ale to było nic w porównaniu z tym.
Jak śmiał Joseph mi grozić? Co więcej, jak śmiał grozić mojemu dziecku?
Puścił moją koszulę i moje plecy uderzyły o podłogę. Jego dłonie znalazły moje ramiona. Jego palce wbiły się głęboko w moją skórę.
Ściskając brzuch, zacisnęłam oczy.
"Zabierz się od niej!" Drapieżny głos ryknął z progu.
W mgnieniu oka Joseph został zerwany ze mnie i posłany prosto w ścianę. Wylądował na swoim biurku i stoczył się na podłogę.
Para silnych ramion owinęła się wokół mnie i podniosła z podłogi w stylu panny młodej. Byłam przytulona do muskularnej piersi i spojrzałam w przeszywające oczy mojego wybawiciela.
Asher.
Zamrugałam, ale nie zniknął. Naprawdę tu był.
Nie rozumiałam. Był powściągliwy, zimny jak góra lodowa i zdystansowany. A jednak oto był, przybył w samą porę, jakbym go wymarzyła.
Na podłodze Joseph poruszył się, jęcząc.
Patrząc na niego, Asher warknął głęboko w gardle. Czułam, jak wibracje przechodzą tam, gdzie moja dłoń dotykała jego piersi. Asher przytulił mnie mocniej. Otaczał moje ciało delikatnie, jakbym była kimś cennym.
Kimś kruchym.
Spojrzałam ponad jego ramieniem na drzwi. Zostały wykopane z taką siłą, że drewno się poszczerbiło. Kawałki leżały na podłodze.
Asher musiał być wściekły, żeby dokonać takiego zniszczenia. Co mogło skłonić go do użycia swojej wilkołaczej siły?
Nagle krew odpłynęła z mojej twarzy tak szybko, że poczułam zawroty głowy.
Joseph krzyczał. Nie zasługujesz, żeby nosić moją krew!
Ile Asher usłyszał?
















