Dwa miesiące wcześniej mój brat Dylan przedstawił mi Ashera. Dylan właśnie miał wyjechać na semestr za granicę.
„Asher to mój najlepszy przyjaciel” – powiedział mi Dylan. Zwracając się do Ashera, dodał: „Muszę cię prosić, żebyś zaopiekował się Cynthią, kiedy mnie nie będzie”.
Zaperzyłam się zirytowana. Dylan był tak nadopiekuńczy, zawsze traktował mnie jak małą dziewczynkę. „Dylan, jestem już dorosła. Sama potrafię się o siebie zatroszczyć”.
Dylan obdarzył mnie łagodnym uśmiechem. „Może i tak, ale zawsze będziesz moją młodszą siostrzyczką. Nie możesz mnie winić za to, że się o ciebie martwię”.
„Nie musisz się o mnie martwić”.
Dylan otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Asher mu przerwał.
„Zaopiekuję się nią” – powiedział Asher niczym przysięgę.
Napięcie w ramionach Dylana zelżało. „Dobrze. To mi ulżyło. Dzięki”.
Żaden z nich nie wydawał się chętny, by mnie wysłuchać. Asher przez cały czas zaledwie na mnie spojrzał.
Słyszałam o Asherze jeszcze zanim go poznałam. Wyprzedzała go jego chłodna, zdystansowana reputacja. Nie miałam pojęcia, jak on i Dylan, zawsze ciepły i uśmiechnięty, mogli zostać tak dobrymi przyjaciółmi.
Mimo to od tamtej pory celowo unikałam Ashera i wyglądało na to, że on również jest zadowolony z utrzymywania dystansu. Ale teraz, stojąc na korytarzu, zostałam złapana w pułapkę jego uwagi.
I jego nietypowej uprzejmości.
Nie mogłam powstrzymać zaskoczenia jego kurtką i zaproszeniem na imprezę. Zawsze zakładałam, że zaopiekuje się mną tylko z poczucia obowiązku. Kurtka mogła być tego dowodem. Ale impreza?
Zbyt dziwne!
„Dziękuję za to” – powiedziałam. „Ale mam kilka własnych spraw do załatwienia. Może… później?”
Wydał z siebie ciche pomrukiwanie. „Potrzebujesz pomocy w tym, co robisz?”
„Nie” – odparłam szybko. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałam, było to, żeby Asher mnie śledził pod drzwiami Josepha.
Skinął głową, akceptując moją odmowę, choć nie wydawał się z tego powodu szczególnie szczęśliwy. Mała linia przecięła mu brwi.
Czy on się… martwił? Czy to w ogóle możliwe?
„Wpadnę na imprezę później”. Nie chciałam, żeby się martwił, jeśli właśnie to się działo.
Część napięcia z niego opadła. „Dobrze”.
Spojrzał na mnie ponownie, utrzymując mój wzrok wystarczająco długo, bym wstrzymała oddech. Był niezaprzeczalnie przystojny. Jego niebieskie oczy patrzyły lodowato i intensywnie. Jego rysy twarzy były wyrzeźbione i męskie.
Jako kapitan drużyny hokejowej był umięśnioną masą szerokich ramion i silnego torsu, który zwężał się w wąską talię. Wyglądał, jakby wyszedł prosto z magazynu o męskiej kondycji.
Chociaż unikałam go przez ostatnie kilka miesięcy, słyszałam, co dziewczyny mówiły o nim za jego plecami. Był popularny i wpływowy. Zewnętrznie wydawał się chłodny i arogancki…
Ale jego zachowanie wobec mnie sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać, czy ta ocena nie jest niesprawiedliwa.
„Powinnam już iść” – powiedziałam, z trudem powstrzymując się od oderwania się od niego.
Może ze względu na jego związek z Dylanem, a może z powodu jego niespodziewanej uprzejmości, czułam się bezpieczniej stojąc blisko niego. Jakby był moją tarczą, gotową chronić mnie przed resztą świata.
Jak dziwnie było tak myśleć o kimś, kogo dopiero co poznałam.
Mimo to przyszłam tu w jakimś celu, a ten cel siedział w jego akademickim pokoju dwa piętra wyżej.
Asher nie powiedział „do widzenia”, po prostu skinął głową. Przypuszczam, że to było wystarczające pożegnanie, chociaż wolałabym usłyszeć jego głos jeszcze raz.
Idąc znajomą klatką schodową przez nieznany korytarz, czułam ciężar jego wzroku, który mnie śledził. Kiedy zniknęłam z jego pola widzenia, westchnęłam.
Stąd znałam drogę do pokoju Josepha na pamięć. Dwa piętra w górę i trzy drzwi w dół.
Podniosłam rękę, żeby zapukać, ale zatrzymałam się, gdy tylko usłyszałam odgłosy z wnętrza.
Odgłosy takie jak rytmiczne chrząkanie Josepha i kobiece jęki.
Krew odpłynęła mi z twarzy. To nie mogło brzmieć tak, jak brzmiało. Może po prostu oglądał porno albo coś w tym stylu…
„Och, Joseph!” – krzyknął ten sam jęczący głos.
Powietrze uderzyło mnie w płuca. Nie, to nie mogło być prawdą.
Joseph miał solidną reputację popularnego, przyszłego Alfy. Był środkowym napastnikiem w drużynie piłkarskiej i nigdy nie opuszczał treningu. Otwierał drzwi kobietom i wszyscy mówili, jakim jest dżentelmenem.
Mnie zawsze szeptał słodkie słówka do ucha, kiedy byliśmy razem. Komplementował mój wygląd i moje ciało, a czasem mówił, jak bardzo chciałby mnie trzymać zapakowaną jak prezent tylko dla siebie.
Do dzisiaj odpowiadał na wszystkie moje wiadomości, zwykle dołączając mnóstwo serduszek.
Nie było mowy, żeby robił to samo z innymi kobietami.
Że mógł się z nimi przespać.
Wiedziałam, że Joseph nie zamyka drzwi na klucz, więc chwyciłam za klamkę i otworzyłam je.
Przytłumione światło lampki na stole oświetlało dużą przestrzeń wystarczająco jasno, abym mogła zobaczyć splątane prześcieradła na łóżku – i dwie splecione pod nimi postacie.
Joseph miał usta przy szyi innej kobiety. Jego biodra napierały między jej rozwarte uda. Jej twarz wykrzywiła się w rozkoszy.
Mój żołądek opadł na podłogę. „Joseph?”
To nie mógł być on. To musiał być jakiś inny facet, który wyglądał dokładnie jak on i który pożyczył jego pokój. Joseph by mi tego nie zrobił.
Para zastygła. Dziewczyna, dysząc, chwyciła prześcieradło, by ukryć swoje odsłonięte piersi. Joseph odsunął się od niej i wstał obok łóżka. Chwycił kołdrę i owinął ją wokół talii.
Joseph przejechał dłonią po twarzy, ocierając pot z czoła. „Nie możesz tak po prostu wchodzić…”
„Joseph?” – wyszeptałam ponownie, czując ból w piersi. Musiało być jakieś wytłumaczenie.
Dłoń Josepha opadła. Spojrzał na mnie, jakby zauważał mnie po raz pierwszy, a po tym rozpoznaniu nastąpiła złość. Jego brwi zmarszczyły się.
„Cynthia? Co ty tu robisz?”
To był głos Josepha. Jego twarz. Jego ciało, podchodzące do nas. Nie mogłam dłużej zaprzeczać temu, co widzę.
Podczas gdy ja mierzyłam się z odkryciem mojej ciąży, Joseph był tutaj, śpiąc z inną kobietą.
Widział moją wiadomość. Wiedział, że muszę z nim porozmawiać. A mimo to zdecydował się to zrobić tutaj, teraz, jakbym w ogóle nie miała znaczenia.
„Czy dlatego mi nie odpisywałeś?” – zapytałam. Kiedy początkowy szok minął, zastąpił go biały, gorący gniew.
Joseph przewrócił oczami. „Nie próbuj psuć mi zabawy, Cynthia”.
„Zabawy?” To słowo napełniło mnie wściekłością. Podczas gdy ja się stresowałam i zmagałam, myśląc o przyszłości, on był tutaj, dobrze się bawiąc. Nie dbając o mnie wcale.
Jak naiwna byłam, myśląc, że mu zależy.
Kiedy zaczęliśmy się spotykać, myślałam, że z kimś takim jak Joseph u mojego boku nie będę już potrzebowała ochrony i opieki mojej rodziny. Że w końcu będę mogła skoncentrować się na tym, by poczuć się szczęśliwą, zamiast skupiać się na wszystkich innych.
Teraz znałam prawdę.
Poznałam łajdaka, który chciał tylko brać.
Nigdy nie dbał o moje szczęście.
„Idź do domu, Cynthia” – powiedział okrutnym głosem. „Mam dość takich czepialskich dziewczyn jak ty, które mnie obserwują na każdym kroku. Myślisz, że jestem twoją własnością? Myślisz, że możesz mi mówić, co mogę, a czego nie?”
Ten nikczemny wąż. Jak śmiał być tak nonszalancki? Jak śmiał mi to mówić?
Może to hormony ciążowe. Może to mój oślepiający gniew.
Tak czy inaczej, odchyliłam się i oplułam go.
Zamrugał, zbyt zaskoczony, by się poruszyć.
Wykorzystałam ten moment, by zajrzeć za niego do dziewczyny, która w połowie ukrywała się w jego pokoju.
„Uważaj, żeby się przebadać na choroby weneryczne” – zawołałam do niej. „I sprawdź prezerwatywy pod kątem dziur. Nigdy nie wiadomo z kimś takim jak on”.
Joseph powoli dochodził do siebie. Wytarł ślinę z policzka. „Cynthia…”
„Cokolwiek chcesz powiedzieć, zachowaj to dla siebie” – powiedziałam mu. „Mam ciebie dość. Skończyliśmy ze sobą!”
















