ARDEN
Ta kobieta, doprawdy.
Myślałam, że już wykrzyczała swoje, tupnęła nogą i wyszła z balkonu wściekła, jak to zawsze robiła, gdy sprawy nie szły po jej myśli. Jednak wyglądało na to, że wyczuła moją obecność, bo została.
– Co do cholery? – wyszeptałam, gdy szarpnęła mnie do tyłu, z taką siłą, że moje stopy się o siebie potknęły.
– Nie wystarcza ci bycie atencjuszką, a teraz podsłuchujesz mnie i
















