ARDEN
Pan Thompson stał obok panny Loveson, wyglądając na zmęczonego, a jednocześnie podekscytowanego. Szczerze mówiąc, nie mogłam im się dziwić. Oprócz sprawdzania papierów na końcu świata, gdzie zasięg telefonu był trudny do złapania, musieli zachowywać się jak opiekunowie kolonijni dla grupy częściowo dojrzałych dorosłych.
– Przybyliście tu, aby wasze wilki mogły odetchnąć – zaczął pan Thompson
















