Pierwszy Rozdział
Punkt widzenia Isaaca
Z ciężkim oddechem i sercem łomoczącym jak oszalałe, sunąłem w stronę krążka, waląc w niego kijem z całej siły. Ten pomknął po lodzie, odbijając się od bandy parę metrów od bramki.
Kolejny pudło. Już straciłem rachubę, ile ich spudłowałem tylko w tym tygodniu. Wściekły cisnąłem kijem o lód i leniwie zacząłem zataczać kręgi po tafli.
Zwykle, kiedy byłem na lodzie, nic innego nie istniało. Świat przestawał istnieć, a ja skupiałem się tylko na świszczącym oddechu i dudniącym sercu, robiąc to, co umiem najlepiej. Z hokejem zawsze tak było. Od chwili, gdy pierwszy raz stanąłem na lodowisku z kijem i krążkiem, poczułem, że to jest moje miejsce. Zawsze dawał mi ukojenie, był czymś, na czym mogłem się oprzeć, gdy życie dawało w kość.
Tęskniłem za tamtymi czasami. Teraz, jeśli zdarzył się dzień, w którym mogłem po prostu grać w hokeja, nie kalecząc i nie robiąc z siebie pajaca, to był istny cud. Teraz, jeśli w ogóle udawało mi się dotrwać do końca treningu bez natłoku myśli, mogłem mówić o szczęściu. Myśli, które mnie dobijały, sprawiały, że sport, który kochałem od dziecka, powoli zamieniał się w koszmar.
Zaskoczony gwałtownie wciągnąłem powietrze, potykając się i omal nie lądując twarzą na lodzie. Odzyskawszy równowagę, odwróciłem się, żeby zobaczyć, o co się wyłożyłem. O mój kij. Przewróciłem oczami. No co ty, Isaac, żartujesz sobie?
Muszę się wziąć w garść. Zostało mi półtora miesiąca do wyjazdu na University of Georgia, a jeśli zacznę tak grać, trener i reszta drużyny pomyślą, że jestem jakimś nieporozumieniem. Że stypendium sportowe dali komuś, kto się do tego nie nadaje. Wyrzucą mnie z drużyny, zanim w ogóle dadzą mi szansę. Nie mogę do tego dopuścić.
Myślałem, żeby dać sobie spokój na dziś i wrócić do domu. Wszyscy z drużyny wyszli już dawno, po oficjalnym zakończeniu treningu. Widziałem, jak koledzy, z którymi grałem od lat, powoli zmierzają do szatni, spoglądając na mnie z troską, zastanawiając się, co się dzieje z ich kapitanem. Starałem się ignorować te spojrzenia, ale prawda była taka, że nie mogłem ich znieść. Czułem się, jakby prześwietlali mnie na wylot, jakby znali sekret, który w sobie noszę. Ta myśl mnie paraliżowała.
Westchnąłem, podszedłem do ławki i sprawdziłem telefon. Ekran zalała lawina wiadomości.
„Co założysz jutro na imprezę, skarbie? Chcę, żebyśmy pasowali do siebie.”
„Czemu jeszcze nie polubiłeś mojego wczorajszego posta na Instagramie?”
„Nie powinieneś już być w domu po treningu?”
„Dobra. Ignoruj mnie. Nie wiem, co się z tobą ostatnio dzieje, ale nie będę tego długo tolerować.”
Wpatrywałem się tępo w ostatnią wiadomość przez kilka sekund. Palec zawisł nad ekranem, wahając się, czy odpisać jakąś wymówkę na odwal się. W końcu wyłączyłem telefon i wrzuciłem go z powrotem do torby, wracając na lód. Tak czy inaczej, po jutrzejszej nocy już do mnie nie napisze.
Georgia, moja dziewczyna od sześciu miesięcy, nie zdawała sobie sprawy, że to ona jest problemem. No dobra, częściowo problemem.
Georgia Bailey była chodzącą definicją „idealnej partii”. Idealne ciało, idealna twarz, idealny uśmiech. Z zewnątrz nie można było się do niczego przyczepić. I na początku mi się to podobało. Właściwie to właśnie mnie w niej pociągało. Nikt nie jest idealny, ale każdy chce być, prawda?
Z czasem jednak zacząłem mieć dość tej perfekcji. Dążenie do ideału wymaga cholernie dużo wysiłku. Georgia nie tylko musiała być idealna, ale jako jej chłopak, ja też musiałem taki być. Cokolwiek Georgia założyła na imprezę, ja musiałem mieć na sobie coś w pasującym odcieniu. „Dobrze to wygląda na zdjęciach”, powiedziała mi kiedyś. Każde selfie, które wrzucała na Instagram, musiałem osobiście polubić i skomentować, żeby miała więcej lajków. Wszystko, co robiłem, musiało do niej pasować w taki czy inny sposób. Byłem przez nią definiowany. I nie mogłem tego znieść.
Bo ja byłem daleki od ideału. Nieważne, jak bardzo bym się starał, ten gość w środku nigdy nie pozwoli mi być prawdziwym chłopakiem Georgii Bailey, takim, jakiego ona chciała i potrzebowała. Dlatego jutro wieczorem, kiedy pójdziemy na imprezę w tych durnych, pasujących do siebie strojach, zamierzam z nią zerwać. Najwyższy czas.
To po prostu nie ma przyszłości. Zresztą, nigdy tak naprawdę nie miało. Ile razy już to przerabiałem, z iloma różnymi dziewczynami? Nieważne, co robiłem, nieważne, jak bardzo się starałem, zawsze kończyło się tak samo.
Wiedziałem, że będzie wściekła. One zawsze są wściekłe. Żadna nie chce, żeby rzucił ją kapitan drużyny hokejowej. Ale w końcu zawsze wszystko wraca do normy. Już w następnym tygodniu znajdą sobie kogoś innego i zapomną o rozstaniu. Z Georgią będzie tak samo, byłem tego pewien.
Nienawidziłem tego, że tak mało mnie to obchodzi. Czułem się przez to jak totalny dupek. Chciałem, żeby mi zależało. Chciałem, żeby mi zależało na Georgii. No i zależało mi... tylko nie tak, jak chłopakowi powinno zależeć na dziewczynie. Jeśli chodzi o uczucia do moich byłych, nigdy nie potrafiłem udawać, nawet nie próbowałem. W głębi duszy wiedziałem, dlaczego.
Potrząsnąłem głową, żeby przegonić te myśli, choć wiedziałem, że to prawie niemożliwe. Dobra, wracamy do hokeja. Przyjąłem niską pozycję i zacząłem pędzić w stronę krążka, który wciąż leżał przy bandzie. Tym razem trafię do bramki.
Nagle usłyszałem za sobą skrzypienie otwieranych drzwi. Zignorowałem to. Nie pozwolę, żeby cokolwiek mnie teraz rozpraszało. Mam dość tego, jak przez to rujnują mi karierę. Nie spuszczałem wzroku z krążka, ściskając kij najmocniej, jak potrafiłem, tak jak robiłem to miliony razy wcześniej.
Kolejne sekundy zlewały się w jedną całość. Wyciągnąłem kij, żeby uderzyć krążek, a potem, nim się obejrzałem, gapiłem się w sufit. Oczy oślepiły mnie jaskrawe światła lodowiska, a w uszach dzwoniło tak, że aż rozsadzało mi głowę. Nagle poczułem coś ciepłego i mokrego, spływającego mi po skroni i wpadającego we włosy. Dotknąłem tego i uniosłem palce przed oczy.
Krew.
I wtedy ciszę lodowiska przeszył wysoki, zduszony śmiech.
Punkt widzenia Andre
Zaparkowałem i opadłem na fotel, wbijając wzrok w drzwi lodowiska, przez które za niecałe pięć minut będę musiał przejść, żeby zacząć zmianę.
„Dlaczego, u licha, wpadłeś na pomysł, żeby zatrudnić się jako sprzątacz na lodowisku, Andre?” wymamrotałem do siebie. „Ze wszystkich możliwych miejsc. Akurat lodowisko, no naprawdę?” Samochód odpowiedział mi ciszą.
Prawdę mówiąc, aż tak bardzo nie nienawidziłem tej roboty. Tylko parę godzin po szkole każdego dnia, a kasa zawsze się przydaje. No i najlepsze było to, że pracowałem sam. Nie musiałem z nikim gadać. Kiedy tam docierałem, treningi hokeja już się kończyły i lodowisko było puste.
Lubię być sam. Nie muszę wdawać się w pogawędki ani przejmować się tym, jak wyglądam za kierownicą zamboni, co i tak jest żałosne i śmieszne. Właściwie to czasem sprzątanie lodowiska mnie uspokajało. Mimo że wywinąłem orła już chyba z milion razy, na lodzie wszystko wydawało się mniej… głośne niż zwykle.
Wiedziałem, że narzekam na tę robotę tylko przez mój lęk, którego sarkastycznie nazywałem „Luizą”. Luiza była tym głosem w mojej głowie, który uwielbiał mnie nakręcać. Gdyby to od niej zależało, w ogóle nie miałbym pracy. Pewnie w ogóle nie wychodziłbym z domu. „Dom jest bezpieczny, a świat na zewnątrz to koszmar”, tak ona twierdziła.
„Wiesz, że mam rację”, wtrąciła się. „Przecież chcę cię tylko chronić.”
Jakby dla przypomnienia, przez moje dłonie przeszedł dreszcz, pozostałość po ataku paniki, który miałem jakieś dwadzieścia minut przed wyjazdem. Chciałbym wiedzieć, o co w ogóle chodziło. Czasem wiem, co je wywołuje, ale innym razem pojawiają się znikąd i walą prosto w twarz. Dziś wieczorem było właśnie tak.
„Lubię cię zaskakiwać, Andre”, zażartowała Luiza.
Może to dlatego, że wstałem dziś rano za późno i musiałem się spieszyć do szkoły. A może dlatego, że idąc na geometrię, potknąłem się o własne nogi na korytarzu. Albo nawet dlatego, że poplamiłem nową koszulę i nie wiedziałem, czy plama zejdzie w praniu. Pewnie wszystko po trochu. Luiza lubiła takie kombinacje.
Westchnąłem, otworzyłem drzwi i wysiadłem z samochodu. Idąc w stronę wejścia, kątem oka zauważyłem, że światła na lodowisku wciąż się palą. Zwykle, kiedy tu przyjeżdżałem, było już ciemno.
„Ci durni hokeiści nawet nie potrafią zgasić świateł”, mruknąłem, otwierając drzwi ramieniem. Ledwo wszedłem do środka, a już zamarłem.
Na lodzie był hokeista. W pełnym stroju jeździł w kółko, bezmyślnie kręcąc kijem w rękawicach. Na drugim końcu lodowiska leżał krążek.
Spojrzałem na zegarek, żeby sprawdzić, czy się nie pomyliłem i nie przyjechałem za wcześnie. Nie, wszystko się zgadzało. 21:00. Wiedziałem, że treningi kończą się gdzieś koło szóstej, siódmej. Więc co ten gość tu jeszcze robi?
Instynktownie przykucnąłem, kiedy hokeista się odwrócił, przerażony, że mnie zobaczy, choć przecież miałem pełne prawo tu być. Kiedy ten dalej jeździł w kółko, poczułem w żołądku narastający niepokój. Luiza zaczęła mnie bombardować pytaniami.
„Co teraz zrobimy? Powiesz mu, żeby zszedł z lodu? Kto to w ogóle jest? Odważysz się do niego podejść? A co, jeśli cię wyśmieje? Może po prostu wyjdź i nie pracuj dziś? Ale wtedy będziesz miał kłopoty, prawda? Co robimy, Andre?”
Wziąłem głęboki, drżący oddech, starając się uspokoić i zignorować pytania Luizy. Wtedy hokeista sięgnął do kasku i go zdjął.
To był Isaac Davis.
Mój strach wzrósł dziesięciokrotnie. Nie dość, że muszę iść i powiedzieć hokeiście, żeby skończył trening, to jeszcze muszę powiedzieć to kapitanowi drużyny. Czy może być gorzej?
W desperacji wyciągnąłem telefon i wszedłem na Snapchata. Trzęsącymi się palcami otworzyłem okno rozmowy z moją najlepszą przyjaciółką i napisałem: „Kate, POMOCY”.
Odpisała prawie od razu. „Co się stało???”
„Miałem sprzątać lodowisko, a tam trenuje Isaac Davis”, odpisałem, co parę sekund zerkając, czy mnie nie wypatrzył.
„O MÓJ BOŻE, NAGRAJ TO!!” napisała automatycznie. Westchnąłem. To nie jest rada, której teraz potrzebuję, Kate.
„Ale co mam zrobić????” Zignorowałem jej prośbę, mając nadzieję, że te pytajniki wyrażają moją desperację.
„NAGRYWAJ”, odpisała.
Spojrzałem w górę w samą porę, żeby zobaczyć, jak Isaac zakłada kask i odwraca się w stronę krążka. Jeśli kiedykolwiek był dobry moment na nagranie filmiku dla Kate, to właśnie teraz. Szybko wyszedłem z czatu, skierowałem kamerę na lód i nacisnąłem nagrywanie.
Isaac przykucnął i pomknął w stronę krążka. Poruszał się z gracją i szybkością kogoś, kto gra w hokeja od urodzenia. Patrzyłem przez ekran telefonu, jak Isaac zbliża się do bandy, czekając, aż uderzy krążek i zatrzyma się w fontannie lodowego pyłu.
Ale on nie zwolnił. Z niedowierzaniem patrzyłem, jak Isaac wali prosto w ścianę lodowiska. Pleksi wokół tafli zderzyło się z jego kaskiem, wydając potworny huk, który rozniósł się po całym budynku. Isaac zachwiał się i runął na lód w plątaninie nóg i sprzętu. Jego kij poślizgnął się i wpadł do bramki. Isaac leżał bez ruchu. Krążek leżał tam, gdzie leżał.
Zanim zdążyłem się powstrzymać, z moich ust wyrwał się głośny, kretyński chichot. Widziałem już wcześniej upadki hokeistów. To się zdarza cały czas i zwykle nic w tym nie ma. Ale sposób, w jaki wyłożył się Isaac Davis, kapitan drużyny? Tego się nie widzi na co dzień. Szczerze mówiąc, to było całkiem zabawne.
Mój śmiech szybko ucichł, kiedy Isaac zerwał kask, spojrzał w górę i natychmiast mnie zobaczył. Przestałem nagrywać i wsadziłem telefon do kieszeni, zbyt przerażony, żeby odwrócić wzrok. Widziałem w jego oczach wściekłość i zażenowanie.
Kiedy wstał na kolana, rzuciłem się do ucieczki.
Wpadłem do szatni chłopaków w panice, rozglądając się za miejscem, w którym mógłbym się schować. Czy zmieszczę się w szafce? Ruszyłem w jej stronę i zacząłem próbować się w nią wcisnąć. Moja noga wygięła się w nienaturalny sposób i przeszył mnie ból w pachwinie. Zakląłem, wycofałem się i pokuśtykałem na drugą stronę szatni, w stronę toalet.
Otworzyłem na siłę drzwi jednej z kabin i podciągnąłem się na sedes. Kiedy sięgnąłem, żeby zamknąć drzwi, moja kontuzjowana stopa wślizgnęła się do muszli, natychmiast mocząc but. W tym momencie nie wiedziałem, czy mam się śmiać, czy płakać. Szczerze mówiąc, miałem ochotę robić jedno i drugie naraz.
Nie mając innego wyjścia, wcisnąłem się w kąt i zacząłem się modlić. „O Boże, proszę, żeby mnie nie znalazł, proszę, żeby mnie nie znalazł, proszę, żeby mnie nie znalazł”. Może on mnie tak naprawdę nie widział. To znaczy, patrzył na mnie, ale może nie widział, że nagrywam. Mimo że miałem telefon prosto przed twarzą. „Proszę, proszę, proszę”.
Luiza gadała mi w głowie, przypominając o konsekwencjach tego, co zrobiłem. „No to pięknie, Andre. I tak byłeś pośmiewiskiem w szkole. A teraz? Teraz, kiedy kapitan drużyny hokejowej przyłapał cię na nagrywaniu jego upadku? Jesteś skończony. Totalnie skończony. Nie masz szans dotrwać do matury. Musisz zmienić szkołę, nazwisko, a może nawet wyprowadzić się z kraju. Mam nadzieję, że ten film był tego wart.”
Drżącymi rękami sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem telefon. Kiedy go odblokowałem, film od razu zaczął się odtwarzać. Obejrzałem go jeszcze raz z szeroko otwartymi oczami. Nie mogłem uwierzyć, że to nagrałem.
Kate zasypywała mnie wiadomościami, pytając, co się stało i czy mam ten film. Ignorując jej wiadomości, wysłałem tylko: „SOS!!”
Usłyszałem wściekłe kroki za rogiem i odwróciłem się w samą porę, żeby zobaczyć Isaaca wchodzącego do szatni. Zdjął kask i ochraniacze, został tylko w stroju. Jego włosy były potargane i mokre od potu, opadały na wściekłe oczy. Na skroni zasychała strużka krwi. Musiał się rozbić o ścianę kaskiem.
Czułem, że zaraz zwymiotuję. Byłem sparaliżowany, ale czułem, jak całe moje ciało się trzęsie. Próbowałem przełknąć ślinę, ale miałem ściśnięte gardło i zacząłem się dusić. Cofnąłem się i zacząłem kaszleć, a Isaac zrobił krok w moją stronę.
„Zaraz dostanę kolejnego ataku paniki”, pomyślałem. Wyobraziłem sobie Luizę, która kiwa głową z entuzjazmem. To była jej chwila.
„Andre, tak?” Isaac odezwał się niskim, groźnym głosem. Mógłbym policzyć na palcach jednej ręki, ile razy w ogóle go słyszałem, a żaden z tych razy nie brzmiał tak. Zwykle był wesoły, zalotny i pewny siebie, zwłaszcza kiedy musiał wygłosić prezentację na lekcji albo udzielić wywiadu do gazetki. Wiedziałem, że ten Isaac, który stoi przede mną, nie jest tym samym Isaakiem, którego wszyscy w szkole znają i kochają.
„Odpowiedz mi, Andre”, powiedział z zaciśniętymi zębami. Pomimo paniki byłem zaskoczony, że w ogóle zna moje imię. Kiedy znowu nie odpowiedziałem, zrobił kolejny krok.
Zacząłem uciekać. Nie wiem, dlaczego w ogóle wpadłem na ten pomysł, albo dlaczego myślałem, że mogę uciec jednemu z najbardziej wysportowanych gości w szkole, ale tak zrobiłem. Luiza nie dała mi wyboru. To była walka albo ucieczka, a oboje wiedzieliśmy, że walka nie wchodzi w grę.
Zrobiłem może dwa kroki, kiedy silne ramię owinęło się wokół mojego tułowia i szarpnęło mnie do tyłu. Wleciałem jak szmaciana lalka w szafki, uderzając tyłem głowy o metal. Huk, który wypełnił szatnię, sprawił, że w uszach mi zadzwoniło, a w głowie poczułem pulsujący ból.
Jęknąłem i zmusiłem się do otwarcia oczu. Isaac stał tuż przede mną, nasze twarze dzieliło zaledwie parę centymetrów. Oparł dłonie o szafki po obu stronach moich ramion, przytrzymując mnie w miejscu. Potem pochylił głowę, tak że patrzyliśmy sobie prosto w oczy, i powiedział niskim, warczącym tonem:
„Możesz mi powiedzieć, Andre, do cholery, dlaczego mnie nagrywałeś?”



