Rozdział dziesiąty
•SCARLETT•
Otworzyłam powoli oczy, a ciepłe promienie słońca przedzierały się przez zasłony, rzucając delikatną poświatę na pokój. Kilka razy zamrugałam, próbując odegnać resztki snu i zorientować się, gdzie jestem. Spojrzałam na zegar i nie mogłam powstrzymać cichego westchnienia – była już południe.
– Niezły ze mnie śpioch – wymamrotałam do siebie, przeciągając się i czując
















