Kiedy kończę wywiady po meczu, jestem pieprzenie wściekły.
Widzę z boiska, że loża rodzinna jest pusta. Światła pogaszone. Trybuny opustoszały.
Jest tylko jedno miejsce, gdzie gromadzą się ludzie – linia boczna drużyny gospodarzy – i przysięgam na Matkę Boską Częstochowską, jeśli ochrona pozwoliła Stelli tu zejść, to rozszarpię niebo. Jest alkohol i groupies na ramionach moich kolegów z drużyny. N
















