Kiedy się budzę, jej już nie ma.
To uczucie, jakby ktoś wbił mi młot pneumatyczny w czaszkę.
Z rykiem wyskakuję z łóżka, kurczowo chwytając prześcieradła, jakbym miał ją tam znaleźć. Gdzie do cholery poszła? Gdzie, kurwa, ona poszła?
Wraz z jej zniknięciem powrócił gniew, silniejszy niż kiedykolwiek.
Drapię się po klatce piersiowej, aż pojawiają się krwawe pręgi. Kiedy była w moich ramionach, węże
















