Małe przyjęcie trwało kilka godzin. Zjedliśmy lunch i, o mój Boże, jakże byłam szczęśliwa, mogąc posmakować czegoś innego niż jedzenie ze szpitala.
Myślę, że zjadłam tego dnia najwięcej, jak nastolatek z nienasyconym apetytem.
Zach i Anna pili wino, żartowali o czasach, kiedy we trójkę spędzali razem czas, a Gabriel był piątym kołem u wozu.
Nie odzywałam się, ale oni wystarczająco wypełnili ciszę.
















