Przed ślubem długo rozmyślałam o tym, jak będzie wyglądała moja noc poślubna. Zastanawiałam się, czy będę musiała uprawiać seks z mężczyzną, którego poznałam dopiero tego dnia, i w całym tym strachu zapomniałam, że możliwość samotnego siedzenia w ogromnym pokoju, bez nic do roboty i nikogo do rozmowy, w ogóle istnieje.
Przez całą noc przewracałam się z boku na bok, ledwo co śpiąc.
Następnego ranka założyłam jedno z ubrań, które ktoś przygotował dla mnie w szafie. Dorastając w biedzie, nigdy nie mogłam sobie pozwolić na luksusy. Każda zaoszczędzona złotówka szła na leczenie dziadka, a i tak często nam brakowało.
Błąkając się samotnie po tym wielkim domu, żałowałam, że nie mogę się jej zwierzyć z tego fałszywego małżeństwa, w którym utknęłam.
A jednak siedziałam tam, w jadalni, samotnie jedząc śniadanie przeznaczone dla dwudziestu osób.
Luna wpatrywała się we mnie.
– Jadłaś już? – zapytałam ją.
– Po pani, pani Whitlock.
– Proszę, mów mi panno Baker.
– Obawiam się, że nie mogę tego zrobić, pani Whitlock. Pan by sobie tego nie życzył.
– Nie sądzę, żeby Pan się o tym dowiedział – powiedziałam, rozglądając się. Dom był ogromny, a szanse na spotkanie mężczyzny, którego aktywnie chciałam unikać przez następne sześć miesięcy, były niewielkie. – W ogóle gdzie on jest?
– Wyszedł z domu zeszłej nocy po rozmowie z panią i od tego czasu nie wrócił.
– Ach. – Poczułam ukłucie. Wiedziałam, że nasze małżeństwo jest tylko na pokaz, ale nie spodziewałam się, że przespi się z inną kobietą przynajmniej w noc naszego ślubu.
– Pan cały czas pracuje w nocy – szybko dodała Luna. – Ma dużo spotkań z klientami mieszkającymi za granicą i pracuje w ich strefie czasowej.
– Luna, wszystko w porządku.
– Przepraszam, pani Whitlock.
– Panno Baker – poprawiłam ją.
– Panno Baker – skinęła głową. – Dziś rano przyszła dla pani paczka.
Zmarszczyłam brwi, odkładając jedzenie, na które nie miałam apetytu, gdy na chwilę zniknęła, by wrócić z pudełkiem, które szybko otworzyłam, odkrywając nowy telefon w środku. Najnowszy model w mojej dłoni był daleki od tego na wpół zepsutego, którego używałam przez ostatnie pięć lat, ale dawałam radę, ponieważ nie mogłam sobie pozwolić na nowy telefon, mimo że pracowałam na dwóch etatach i opiekowałam się dziadkiem.
Aż do teraz, najwyraźniej.
Odblokowałam już skonfigurowany telefon, aby zobaczyć, że nie ma w nim żadnego kontaktu poza jednym.
„Gabriel Whitlock”.
*
Po południu przybył jego prawnik z perfekcyjnie sporządzoną umową, tak jak mówił wczoraj. Przejrzałam ją sama przez godzinę, zanim ją podpisałam.
Kusiło mnie, żeby tego nie robić, ale też bałam się, jak nisko naprawdę może się zniżyć Gabriel.
Tego dnia nic nie robiłam. Wędrowałam po domu i oglądałam wszystkie obrazy, jakbym była w galerii sztuki, przez jakiś czas bawiłam się moim nowym telefonem, sprawdziłam, jak się czuje mój dziadek, który upierał się, że cieszy się każdą chwilą ponownego spotkania ze starymi przyjaciółmi i prosił, żebym go nie odwiedzała, tylko cieszyła się swoją „świeżo poślubioną błogością”, i spałam więcej niż zwykle.
Wieczorem wysłałam swoje CV do firm w okolicy. Musiałam znaleźć nową pracę, ponieważ odeszłam ze starej, kiedy przeprowadziłam się trzy godziny drogi stąd, aby poślubić apodyktycznego mężczyznę, ale byłam pewna, że mogę dostać inną bez używania nazwiska Whitlock.
Zawsze byłam najlepsza w klasie, nawet na studiach, i miałam ponad dwa lata doświadczenia w pracy jako analityk finansowy w mojej poprzedniej firmie. Dobrze zarabiałam, ale rak kosztował więcej. Więc nawet po przepracowaniu pełnego etatu jako ich analityk finansowy, a następnie pracy w niepełnym wymiarze godzin jako kelnerka w nocnym barze, wciąż ledwo wiązałam koniec z końcem. Bez ubezpieczenia zdrowotnego rozważaliśmy wzięcie pożyczki lub obciążenie naszego małego domu hipoteką, kiedy dziadkowie Gabriela, którzy okazali się przyjaciółmi mojego dziadka ze szkoły, skontaktowali się z nim ponownie i zaoferowali zapłacenie za całe jego leczenie pod jednym prostym warunkiem: musiałam poślubić ich wnuka. Wciąż byłam przekonana, że dam radę sama, a poślubienie zupełnie obcego człowieka nie wchodziło w grę, ale kiedy mój dziadek musiał wyjść z emerytury i podjąć pracę, żeby zarobić trochę dodatkowych pieniędzy, pękało mi serce, widząc, jak mój chory dziadek pracuje, mimo że cierpi po leczeniu, żeby mnie odciążyć. Wtedy zgodziłam się go poślubić: Gabriela Whitlocka.
Nie wiedziałam, co zrobili, żeby przekonać swojego wnuka do poślubienia nikogo takiego jak ja, ani dlaczego się zgodził, ale po jego złości wobec mnie mogłam się domyślić, że też został do tego zmuszony.
Chciałam mu współczuć, bo przynajmniej ja coś z tego małżeństwa wyniosłam. Wyglądało na to, że on nic nie zyskał, poza utratą wolności i tytułu najgorętszego kawalera na oczach świata. Ale jednocześnie wiedziałam, że nie jest święty. Był aroganckim mężczyzną, skoncentrowanym na sobie i sugerował, że jestem łowczynią złota.
Wieczorem jadłam kolację sama, podczas gdy pokojówki patrzyły na mnie, jakbym była dzieckiem. Albo królową.
Przez następnych kilka dni w ogóle nie widziałam Gabriela i samotność stała się nawykiem. Spędzałam czas, zaprzyjaźniając się z Luną i innymi, ucząc się gotować bardziej wyrafinowane potrawy, pływając, a nawet czytając książki.
Czwartej nocy sprawdziłam pocztę. Odezwały się do mnie trzy z siedmiu miejsc, do których aplikowałam, w tym Wales.
Wales to wielomiliardowa firma, która produkowała i dystrybuowała kosmetyki do pielęgnacji skóry, bezpośredni konkurent firmy Whitlock. Zaprosili mnie na rozmowę kwalifikacyjną dwa dni później, ale jeszcze nie wysłałam potwierdzenia. Mimo że w umowie, którą podpisaliśmy, nie było formalnej klauzuli, Gabriel wyraźnie wspomniał, żebym nie upokarzała go publicznie, i zastanawiałam się, czy jego żona dołączająca do konkurencyjnej firmy dobrze by mu się spodobała.
Prawdopodobnie nie.
Jego numer pozostał w moim telefonie i wahałam się, czy do niego zadzwonić. Ale było kwadrans po dwunastej, a nie widziałam go w domu od kilku dni. Część mojego serca ścisnęła się na myśl, czy nie przebywa z kimś innym... może z inną kobietą.
Tej nocy trudno było zasnąć, a następnego ranka obudziłam się wcześnie sama i w pośpiechu zjadłam śniadanie. Było około wpół do dziesiątej rano, kiedy siedziałam sama w swoim pokoju i jak nerwowa uczennica zadzwoniłam do Gabriela.
Telefon dzwonił i odebrano go przy piątym sygnale.
– Halo?
Wypuściłam powietrze, o którym nie wiedziałam, że wstrzymuję. To nie był głos Gabriela. – Gabriel?
– Pani Whitlock? Tu Peter, jego osobisty asystent.
– To numer Gabriela, prawda? – Pewnie był na spotkaniu czy coś.
– Nie, proszę pani. To mój numer służbowy. Pan Gabriel wspomniał, że dał pani mój numer, żeby pani dzwoniła, jeśli będzie pani chciała się z nim skontaktować.
Złość na niego, która zdołała się rozwiać w ciągu ostatnich kilku dni, wróciła, a chęć uderzenia w coś była silniejsza niż kiedykolwiek. – Żeby się z nim skontaktować, muszę przejść przez ciebie?
– Tak sądzę – głos Petera był cichy. – Czy mogę przekazać mu pani wiadomość?
– Nie. Żadnej wiadomości – odpowiedziałam i nie dając mu szansy powiedzieć, co zamierzał, rozłączyłam się.
Zastanawiałam się, czy będzie mu przeszkadzało, że idę na rozmowę o pracę.
A on nawet nie uważał mnie za wystarczająco ważną, żeby dać mi swój numer.
Miał czelność wpisać numer swojego asystenta pod swoim nazwiskiem.
Wściekła otworzyłam laptopa i potwierdziłam swoją rozmowę kwalifikacyjną na następny ranek, nie dbając o to, że jest z jego konkurencyjną firmą.
Gabriel Whitlock po tym wszystkim może gnić w piekle.
















