Ava zdawała się bardziej mnie potrzebować po tym upadku. Trzymała się mnie jak rzep, a ja nie mogłam się ruszyć bez niej, co czasami doprowadzało mnie do szaleństwa. W międzyczasie Matthew nie dawał mi przestrzeni na przemyślenie pewnych spraw.
Jego godziny pracy były niezmienne i nie miałam możliwości, by wytknąć mu jakiekolwiek problemy. Wszystko, co przynosił, nie dawało żadnych wskazówek. Zaczęłam nawet kwestionować, czy czasami nie mam halucynacji.
Kiedy w końcu uśpiłam Avę w południe, zdałam sobie sprawę, że w domu skończyły się świeże warzywa i owoce. Skoro Ava mocno spała, wiedziałam, że muszę szybko pobiec na targ, zanim się obudzi.
Targ był blisko, a ja byłam zbyt leniwa, żeby się przebierać, więc pospiesznie wyszłam z domu, chcąc wrócić tak szybko, jak to możliwe. Jednak osłupiałam, kiedy wróciłam z zakupami, bo nie miałam kluczy.
Zastanawiałam się chwilę i uderzyłam się w czoło z frustracją, bo musiałam zapomnieć zabrać je ze sobą, kiedy wychodziłam. Postanowiłam zadzwonić do Matthew, a on odebrał stłumionym głosem. Wyjaśniłam sytuację, a on odpowiedział: "Jestem na spotkaniu i nie mogę wyjść. Poproś Mel, żeby ci je przyniosła."
Kolejne spotkanie? Ta wymówka powtarzała się od lat. Skoro nie miałam wyboru, zadzwoniłam do Melanii. Ona również miała zapasowe klucze, co byłoby idealne, gdybym mogła odzyskać te, które pożyczyła.
Telefon dzwonił dość długo, zanim Melania w końcu odebrała. W tle było dużo zamieszania, a jej głos dobiegł: "Chloe, co się dzieje?"
"Zapomniałam kluczy w domu. Możesz mi przynieść swoje?"
"Jestem teraz na mieście i jestem zajęta. Nie mogę tego zrobić" - odpowiedziała szybko Melania, a potem krzyknęła do kogoś w pobliżu: "Hej! Poczekaj chwilę!"
"Gdzie jesteś? Mogę przyjść i odebrać je od ciebie" - wypaliłam, widząc szansę na odzyskanie moich kluczy.
Zanim Melania zdążyła odpowiedzieć, usłyszałam, jak ktoś do niej mówi po drugiej stronie: "Panno, czy mogłaby pani przyjść i sprawdzić, czy szafa jest—"
Potem połączenie nagle się zakończyło.
Szafa? Jaka szafa? Byłam zdezorientowana i zastanawiałam się, jaką szafę musiała iść zobaczyć. Melania zawsze była rozpieszczana, a ludzie zawsze jej wszystko podawali. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego miałaby potrzebować sprawdzać szafę.
Wymamrotałam: "Pewnie znowu knuje coś niedobrego. Zawsze się obija i jest szczęśliwa tylko wtedy, gdy dostaje pieniądze."
Z ciężkimi torbami z zakupami w ręku nie mogłam powstrzymać westchnienia, opierając się bezradnie o drzwi. Bałam się, że Ava może się obudzić i przestraszyć, jeśli mnie nie znajdzie. Ostatecznie postanowiłam pojechać do biurowca firmy.
Więc postawiłam zakupy przy drzwiach i pospieszyłam do biura po klucze. Skoro już tam będę, mogłam też sprawdzić, czy Matthew mówi prawdę o tym spotkaniu.
Kiedy chwilę później wsiadłam do taksówki, oparłam czoło na dłoniach i pogrążyłam się w głębokich rozmyślaniach. Zastanawiałam się, jak mogę pójść do firmy w domowym stroju, ale nie miałam innego wyjścia.
Po wyjściu z taksówki przy Galar Tower, spojrzałam na siebie i zaśmiałam się gorzko. Wiedziałam, że zrobiłam z siebie głupka i żałowałam, że nie przebrałam się przed wyjściem z domu. Czułam się zakłopotana, wchodząc w takim stroju do takiego miejsca.
Zadzwoniłam ponownie do Matthew po chwili wahania, mając nadzieję, że przyniesie klucze na dół i oszczędzi mi trochę godności. Jednak nie odebrał telefonu, więc niechętnie weszłam do budynku.
Poza tym, musiałam się pospieszyć, bo Ava mogła się obudzić, a mnie nie byłoby w domu.
Zgodnie z oczekiwaniami, otrzymałam wiele ciekawskich spojrzeń, gdy tylko weszłam do lobby. W końcu te osobistości towarzyskie zawsze zbytnio dbały o wygląd. Pospieszyłam się do recepcji, mając nadzieję szybko dostać się na górę, ale sporo osób rejestrowało się na wizytę.
Próbowałam zwrócić na siebie czyjąś uwagę, ale wszyscy mnie ignorowali. Ostatecznie cierpliwie czekałam, aż recepcjonistka skończy z innymi gośćmi, zanim powiedziałam: "Dzień dobry, muszę wejść na dziesiąte piętro, do Tanum Corporation, do Matthew Murphy'ego."
Tym razem przeszłam od razu do sedna, nie czekając na żadne pytania od recepcjonistki. Jednak recepcjonistka z przyzwyczajenia zapytała: "Czy ma pani umówione spotkanie?"
Wydawało mi się, że osoba za ladą jest znajoma i zdałam sobie sprawę, że to ona powiedziała mi, że pan Murphy z żoną wyszli tego dnia. Kiedy miałam już coś powiedzieć, twarz recepcjonistki rozjaśniła się promiennym uśmiechem.
Słodko zwróciła się do kogoś za mną: "Pani Murphy, już pani jest!"
Te słowa mnie oszołomiły i szybko odwróciłam się, żeby spojrzeć na osobę za mną.
















