ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY SZÓSTY – WOLNOŚĆ
MARCUS
Torba wypadła mi z rąk, gdy podniosłem je w górę. Czułem, jak czyjeś dłonie obmacują mnie od tyłu, sprawdzając każdy zakamarek w poszukiwaniu broni lub czegokolwiek podejrzanego. Nic nie znaleziono, więc zostałem sam.
– Odwróć się – usłyszałem głęboki głos. Posłuchałem i powoli się odwróciłem. Stało przede mną trzech ogromnych, muskularnych mężczyzn
















