logo

FicSpire

Lyon

Lyon

Autor: Emilyyyyy

Rozdział 6: Lyon
Autor: Emilyyyyy
1 sie 2025
Byłem nieobecny przez około godzinę, zanim poczułem, że mogę bezpiecznie wrócić. Podczas tej nieobecności trochę pomyślałem i zdałem sobie sprawę, że częścią mojego problemu była głupia przepowiednia Char, która i tak nie miała sensu, bo w te bzdury nie wierzę. Więc tak naprawdę nie było żadnego rozkwitającego uczucia, ani nic takiego, tylko siła sugestii, jak sądzę. Wszedłem za róg i prawie dostałem zawału. Stała na siedzeniu motocykla, trzymając się kierownicy, a moja ekipa stała wokół, obserwując ją. Nie biegłem, nie krzyczałem, nie wykonywałem żadnych gwałtownych ruchów. Nie chciałem jej przestraszyć i spowodować upadku. Przerzuciła się przez kierownicę z powrotem na siedzenie, przyjmując pozycję siedzącą. Wtedy ruszyłem do przodu, no cóż, kiedy moje nogi w końcu zaczęły działać. Ekipa gwizdała i biła brawo, a ona szczerzyła się w największym cholernym uśmiechu, jaki kiedykolwiek widziałem na jej twarzy za kaskiem. Wszyscy ucichli, gdy zobaczyli, że nadchodzę, a niektórzy z mężczyzn zaczęli się rozchodzić. "Złaź." Zeszła z motocykla, zdjęła kask i włożyła go pod pachę. Spuściła głowę, przygryzając wargę, bez wątpienia. Jestem pewien, że spodziewała się, że na nią naskoczę, i chociaż to była moja pierwsza myśl, nie odbierałbym jej tak radości, ani nie zawstydzał jej przed mężczyznami. "Dobra robota." Kurwa, uśmiech na jej twarzy, kiedy podniosła głowę, konkurował z jasnością słońca. "Czy wy, pajace, nie macie nic lepszego do roboty?" Zwróciłem się do mężczyzn, którzy byli na tyle odważni, by zostać. "Tak, szefie." Uśmiechnęli się, odchodząc i obdarzając Kat kolejnymi pochwałami, gdy odchodzili. "Chodź ze mną." Odwróciłem się i skierowałem do biura, a Kat za mną paplała jak sroka. Trzymałem nerwy na wodzy, aż dotarliśmy do biura. Otworzyłem drzwi i poczekałem, aż mnie poprzedzi, a następnie zamknąłem je, przyciskając ją do nich. "Jeszcze raz zrobisz taki numer, a spuszczę ci lanie, rozumiesz?" "Co... ja... ty, ale mówiłeś." "Wiem, co mówiłem, to był niezły numer, ale nie dla ciebie." "Ale dlaczego? Nic nie mówisz, kiedy robią to faceci." Jak mogłem jej to wytłumaczyć, skoro sam nie potrafiłem tego wytłumaczyć? Wiem tylko, że na myśl o tym, że może jej się coś stać, krew mi ścinała w żyłach. "Naprawdę jestem ostrożna, Colton, obiecuję, nie musisz się martwić, i noszę cały sprzęt ochronny, patrz." Pokazała mi ochraniacze na ramiona i kolana, które miała na sobie na kolejnym brzydkim kombinezonie. Wydawała się taka cholernie szczęśliwa, w przeciwieństwie do swojej zwykłej wycofanej osoby. Jak mogłem jej to odebrać? "Czy nie ma nic innego, co lubisz tak bardzo, coś bezpieczniejszego?" Ulegałem, ale jak mogłem zgasić ten blask w jej oczach? "Nie, tak naprawdę nie." Znowu ten jej cichy, dziewczęcy głos. Przyjrzałem się jej przez chwilę. Wydawało się, że ta dziewczyna ma bardzo mało rzeczy, które sprawiają jej radość, więc nie byłoby w porządku odbierać jej tego, ale do cholery, czy nie mogła znaleźć sobie bezpieczniejszego hobby? A dlaczego cię to obchodzi, Lyon? Myślałeś, że nie jesteś zainteresowany! Zignorowałem ten irytujący głos w mojej głowie, patrząc na nią. "Okay, zawrę z tobą umowę. Jeśli chcesz robić te numery, będziesz musiała poczekać, aż tam będę, żeby upewnić się, że jesteś bezpieczna, okay." "Nie chcę cię odciągać od spraw, będę ostrożna, obiecuję." Nie patrzyła mi w oczy, rumieniąc się. Cholera, ta dziewczyna była strasznie nieśmiała. "Bierz to albo zostaw, Katarina, albo ja tam jestem, albo tego nie robisz." "Dobrze, będę to robić tylko, gdy ty tu będziesz." Właściwie się obraziła, a to było cholernie urocze. Chyba ta przejażdżka była stratą czasu, bo znowu mocno zakorzeniła się w mojej głowie. *** COLT *** Reszta popołudnia minęła bez żadnych dalszych wyczynów mojej małej śmiałki, a ja trzymałem się od niej z daleka, jak tylko mogłem, bo po prostu cholernie mnie dezorientowała. Chciałem potrząsnąć głowami niektórym facetom za to, że jej na to pozwolili, ale to tylko wywołałoby mnóstwo pytań. A ponieważ nie było prawdziwego szefa ani podziału na podwładnych, te wścibskie skurwysyny nie zastanowiłyby się dwa razy, zanim wsadziłyby swoje nosy w moje cholerne sprawy. Niech was nikt nie zwiedzie, że tylko kobiety to robią, mężczyźni to plotkarskie szuje. Potrzebowałem tylko, żeby się dowiedzieli, że kręcę się wokół latającej zakonnicy, a moje życie byłoby piekłem. Jeszcze nie dopadłem Jareda, żeby mu nagadać, ale wkrótce to zrobię. O godzinie zamknięcia ulotniłem się. Z pewnością nie potrzebowałem kolejnej powtórki wczorajszej małej interludium między tą dwójką, mała siostra, kurwa. Kolejne kilka dni minęło spokojnie, dzięki Bogu. Trzymałem się z dala od biura, jak tylko mogłem, i nikt nie był mądrzejszy, bo byliśmy po kolana w motocyklach. Grimaldi, kiedy już się na coś zdecydował, był facetem, który nie znosił sprzeciwu. Zamówił już dziesięć motocykli, a to była tylko kropla w morzu, więc nikt się nie dziwił, że spędzam więcej czasu w warsztacie, a mniej w biurze. Jakby tego, że ciągle mi zawracała dupę, było mało, moja matka coś knuła i za nic w świecie nie mogłem wymyślić, co to może być. Cokolwiek, to nie byłby pierwszy raz, kiedy była podstępna w jakiejś sprawie, ale zwykle miałbym jakieś przeczucie, bo nie potrafiła utrzymać tajemnicy, nawet gdyby od tego zależało jej życie. Tym razem nic, ale była cała słodka jak miód i uśmiechała się cały cholerny czas, a to mnie przeraża. Tata odpowiedział, że ona i jej stado kurcząt muszą planować komuś życie. Tak myśli, że ona i jej stado wścibskich kur, jak ich nazywa, knują. Lepiej, żeby go nie usłyszała, bo będzie miał przechlapane. Mama traktuje swoje kluby książki/sesje dziobania poważnie. Tu i ówdzie widywałem Sloane w kolejnym z jej okropnych strojów. Serio, każdy był gorszy od poprzedniego, jeśli to w ogóle możliwe. Piątkowy był w kolorze rzygowinowej zieleni, nie żartuję. I chciałem coś powiedzieć, ale się powstrzymałem. Faceci, z jakiegoś dziwnego powodu, traktowali ją łagodnie z żartami. Zwykle moi chłopcy oskubaliby jej truchło jak kondor padlinę, ale nic. Chyba przez Storm. Dotrwałem do weekendu z zachowaniem zdrowego rozsądku, ale brak widoku jej w sobotę i niedzielę był utrapieniem. Tęskniłem za naszymi małymi potyczkami, a to mnie wkurzało. Znałem ją dopiero tydzień, więc dlaczego miała zajmować tyle miejsca w mojej głowie? Poza tym, że zastanawiałem się, jaki szalony plan wymyśli, który złamie jej głupi kark. *** Dzień grilla. Oczywiście mama goni mnie i tatę, żebyśmy załatwiali jej sprawy na ostatnią chwilę. Myślę, że kupiliśmy każdy dostępny worek lodu w Greenville. "Colton, nie zamierzasz się przygotować na grilla?" "Mamo, serio? Właśnie skończyłem biegać jak szalony załatwiając sprawy na ostatnią chwilę, więc czy mogę chociaż złapać oddech, zanim będę musiał znowu wyjść na ten upał?" "Przepraszam za twoje cierpienie, synu, ale nie mamy czasu na twoje małe dramaty dzisiaj, hop-hop. Wszyscy wkrótce będą. Nie chcesz być spocony i zrzędliwy, kiedy przyjdą twoi przyjaciele, prawda?" "Jezu, mamo, oni nie mają dwunastu lat." "Nie kłóć się z matką i idź się ubrać. Poczujesz się lepiej, jak to zrobisz." Jaki był sens się kłócić? Odwróciłem się i skierowałem do drzwi. W drodze powrotnej do siebie zdałem sobie sprawę, że nie myślałem o Kat od kilku godzin. Może dlatego, że czułem się winny, że jej nie zaprosiłem. W końcu wszyscy inni z warsztatu tam będą, więc nie było powodu, żeby jej nie zaprosić. Zastanawiałem się, co robi dzisiaj, skoro całe miasto będzie na podwórku moich rodziców, a poczucie winy się nasiliło. No cóż, i tak jest już za późno. Wziąłem prysznic i wrzuciłem na siebie dżinsy i jeden z moich t-shirtów, ramiona odsłonięte, a tatuaże dobrze wyeksponowane. Jedno przeczesanie włosów ręką wystarczyło, bo i tak nigdy nie układały się tak, jak je czesałem, niech robią, co chcą. Impreza nie była jeszcze w pełni rozkręcona, kiedy wróciłem, ale była na dobrej drodze, a zapach grillowanego mięsa unosił się w powietrzu, gdy rozlegały się głosy śmiechu i rozmów. Uwielbiałem to, moich przyjaciół i rodzinę razem, dobrze się bawiących. Teraz potrzebowałem tylko zimnego piwa i chłodnego miejsca do siedzenia, zanim mama znowu zacznie mnie gonić. Znalazłem Jareda i kilku facetów w kółku, rozmawiających o pracy. "Czy wy, dziwacy, nie wiecie, jak się zrelaksować i odprężyć? To impreza, zostawcie pracę w spokoju." "Stary, ten projekt, który zrobiłeś dla motocykla wyścigowego Grimaldiego, jest zabójczy, to gówno zmiecie wszystko inne z powierzchni ziemi." "Znajdź sobie dziewczynę, stary, myślałem, że masz randkę na to coś?" "Dziewczyny ją gdzieś porwały, jakieś dziesięć minut temu." "Pewnie robią ceremonię inicjacyjną i uczą ją, jak smażyć dupę Jareda." "Zamknij się, Pete." Jared szturchnął go łokciem, a większość ekipy, z wyjątkiem Jareda, zaczęła się rozchodzić w poszukiwaniu swoich kobiet. Wskoczyłem na jeden z piknikowych stołów, które ustawiła mama, i rozejrzałem się po wszystkich pięknych ludziach. Moje oczy dostrzegły coś... nowego! "Kto to kurwa jest?" "Kto?" Jared rozejrzał się, jakby nie widział tej cholernie seksownej kobiety naprzeciwko nas. Była odwrócona plecami, ale jeśli jej przód wyglądał choć trochę jak jej tył, to kurwa. Jej tyłek był apetyczny, jędrny, wysoko uniesiony i okrągły i... kurwa, miałem wzwód, i nie każcie mi zaczynać o włosach, były dzikie, gęste i cholernie wspaniałe, opadające na górę jej tyłka. "Kurwa, kto to jest?" Z moim szczęściem byłaby tu z jakimś niegodnym dupkiem. "Kto, stary?" "Przyjaciółka Carol." Wskazałem piwem w kierunku mojej siostry, która rozmawiała z tą laską. Jared odwrócił się w kierunku mojej młodszej siostry. "Kto, Kat?" W tym momencie się odwróciła, a mój pierdolony świat się zmienił. Pieprzona Char i jej pieprzone fusy z herbaty.

Najnowszy rozdział

novel.totalChaptersTitle: 99

Może Ci Się Również Spodobać

Odkryj więcej niesamowitych historii

Lista Rozdziałów

Wszystkie Rozdziały

99 rozdziałów dostępnych

Ustawienia Czytania

Rozmiar Czcionki

16px
Obecny Rozmiar

Motyw

Wysokość Wiersza

Grubość Czcionki

Rozdział 6: Lyon – Lyon | Czytaj powieści online na FicSpire