„Yvonne Frey?” Henry lekko zmarszczył brwi.
W słuchawce rozległo się mruczenie.
„Co się stało?”
„Słyszałam, że jesteś w szpitalu. Czy źle się czujesz?” Yvonne chwyciła za dolny brzeg bluzki, ostrożnie pytając.
Po drugiej stronie Henry rzucił ukradkowe spojrzenie na szpitalne łóżko, a jego wzrok stał się poważny. „Tak.”
„To poważne?” Yvonne wyprostowała się, a jej głos podniósł się z mieszaniną zmartwień. „W którym szpitalu jesteś? Przyjadę!”
„Nie ma potrzeby!” Przystojna twarz Henry’ego zbladła. „Czy skończyłaś swoją pracę?”
Słowa utkwiły Yvonne w gardle.
„Jeśli jeszcze nie skończyłaś, to pośpiesz się. Chcę to zobaczyć, kiedy wrócę!”
Po tych słowach Henry rozłączył się.
„Henry, kto to był?” Za jego plecami rozległ się ciekawski, słaby głos kobiety.
Kiedy Henry usłyszał głos, zimny wyraz jego twarzy natychmiast zmiękł.
„Czy cię obudziłem?” Odwrócił się.
„Nie, znieczulenie właśnie przestało działać. Jeszcze mi nie odpowiedziałeś.” Kobieta uniosła swoją kośćcawą dłoń i położyła ją na jego dłoni.
Henry poczuł chłód jej dłoni. Cofnął rękę i wsunął jej dłoń pod kołdrę. „Jakaś tam osoba. Nie przejmuj się tym.”
„Naprawdę?” Kobieta uśmiechnęła się blado i przestała pytać. Odwróciła głowę na bok i zaczęła kaszleć tak mocno, że wyglądało na to, jakby miała odkaszleć płuca.
Ból błysnął w oczach Henry’ego, który natychmiast nacisnął przycisk alarmowy na boku łóżka.
Kilku lekarzy szybko wbiegło, na czele z Shanem Summersem. Po zbadaniu pacjentki Shane zdjął rękawiczki. „Nic poważnego, ale nie możemy dłużej zwlekać. Henry, niech jak najszybciej podpisze zgodę na donację szpiku kostnego.”
„Zgoda na donację szpiku kostnego?” Jacqueline Conrad podniosła się w łóżku, a jej oczy rozszerzyły się z zaskoczenia. „Znaleźliście dawcę, Henry?”
Nie mogąc znieść jej rozczarowania, Henry powoli wypowiedział „tak”.
Jacqueline zakryła usta i zapłakała z radości.
Henry pomógł jej położyć się. „Odpocznij dobrze i nie martw się o nic. Mam wszystko pod kontrolą.”
Nie pozwoli jej umrzeć!
„Dziękuję, Henry!” Jacqueline była wzruszona.
Henry okrył ją kołdrą. „Nie ma za co dziękować. Robię to wszystko dla ciebie z własnej woli! Dobrze, muszę wrócić do biura. Shane, proszę zaopiekować się Jackie. Zadzwoń, jeśli coś się wydarzy.”
„Zostaw to mnie.” Shane zapewnił go uśmiechem.
Henry lekko skinął głową, po czym wyprostował zagniecenia na swoim garniturze i wyszedł ze szpitala.
Gdy tylko wrócił, jego asystent, Joe, podążył za nim, relacjonując niektóre wydarzenia w firmie podczas jego nieobecności.
Henry odpowiedział mu słabo, beznamiętnie podążając do swojego biura.
Przechodząc obok biura jednej z sekretarek, kątem oka zobaczył Yvonne śpiącą smacznie na swoim biurku.
Zmrużył brwi, a jego oczy przyciemniły się. Nikt nie potrafiłby rozszyfrować emocji w nich zawartych.
„Pan Lancaster?” Widząc, że Henry nagle się zatrzymał, Joe zamknął plik w ręce i spojrzał na niego z niedowierzaniem.
Henry uniósł rękę. „Poczekaj na mnie tutaj.”
Po tych słowach wszedł do biura Yvonne.
W biurze było zimno. Henry zmrużył oczy i skierował wzrok na klimatyzator w rogu. Na wyświetlaczu widniało szesnaście stopni Celsjusza. Nagle w jego sercu pojawiła się niewyjaśniona furia.
Czy ta kobieta próbowała się zamrozić na śmierć?
Henry podszedł do niej z gniewem i dwa razy stuknął w jej biurko. „Yvonne Frey!”
Yvonne przebudziła się z zaskoczeniem i podskoczyła. „Jestem!”
„Czy sekretarka śpi w pracy?” Henry zacisnął cienkie usta i odezwał się lodowatym tonem.
Yvonne zrozumiała i była już w pełni przytomna. „Przepraszam. To moja wina…”
Niewinnie zasnęła, bo poprzedniej nocy tak długo na niego czekała, że złapała ledwie kilka godzin snu.
Nie spodziewała się, że zostanie przyłapana na gorącym uczynku.
„Napisz sprawozdanie z autorefleksji, pięćset słów, i przekaż mi je przed końcem pracy!” Rozkazał.
„Dobrze” – odpowiedziała gorzko Yvonne.
„Czy skończyłaś swoją pracę?” Henry zapytał ponownie.
„Tak.” Yvonne pośpiesznie pchnęła stos papierów na biurko w jego stronę. Jej oczy błyszczały, sprawiając, że wyglądała jak małe zwierzątko proszące o pochwałę.
Źrenice Henry’ego nagle się rozszerzyły, a słowa utkwiły mu w gardle.
















