Joe zdawał się coś rozumieć. Rzucił spojrzenie na wściekłego Henryka, a następnie otworzył drzwi.
Yvonne stała w drzwiach, głowę schowaną nisko, a jej kruche ramiona trzęsły się z szlochu.
– Yvonne Fr… nie, pani, dlaczego tu pani jest? – Joe wymusił niezręczny uśmiech na swojej zazwyczaj surowej twarzy.
Yvonne zignorowała go. Uniosła bladą twarz spływającą łzami i rzuciła mężczyźnie w gabinecie
















