Tymczasem Andrew nie tracił czasu na projekt sierocińca South City. Błyskawicznie, korzystając z szofera Marka, ruszył prosto do rezydencji Thatcherów.
„Nie wierzę. Ten nieudacznik nagle wożony jest jak król?” – warknęła Irene pod nosem, aż kipiała od zazdrości.
„To chyba kierowca samego pana Thatchera, co nie?” – rozważał na głos Leroy. „A te numery rejestracyjne… Wyglądają jak te osobiste Thatch
















