Aurora zachowała spokój. "Nie martw się, skończyłam z Josephem. Ale skoro mam przejąć rodzinę Waltonów, moje małżeństwo powinno być przynajmniej stabilne. Wolę wybrać kogoś, kogo nie darzę niechęcią."
Grace nigdy nie pochwalała jej związku z Josephem.
Po części wynikało to z jej pogardy dla Aurory, która pozwalała, by emocje przesłaniały jej osąd.
Drugim powodem był fakt, że rodzina Huntów była bezpośrednim konkurentem Waltonów.
Chociaż Huntowie nie byli tak potężni jak Waltonowie, wciąż uważano ich za rywali.
Prawdę mówiąc, jeśli chodzi o małżeństwo, Grace nie była przesadnie kontrolująca.
Nie angażowała się w sprawy Aurory tak bardzo, jak w sprawy Tessy.
Jej przenikliwe spojrzenie przesunęło się po Aurorze, oceniając ją przez chwilę.
"W porządku, możesz wybrać, kogo chcesz poślubić, ale umowa to umowa. Nie zawiedź mnie, Aurora."
Aurora skinęła głową.
Grace miała inne sprawy na głowie i odwróciła się, by udać się na górę.
Teraz w salonie zostały tylko Tessa i Aurora.
Chociaż były siostrami z nazwy, ich relacje zawsze były co najwyżej letnie.
Tessa celowo bawiła się drogą bransoletką, którą Grace kupiła dla niej na aukcji, wydając szyderczy śmiech.
"Aurora, naprawdę myślisz, że znajdziesz kogoś lepszego od Juliana? Całe towarzystwo wie, że się poniżyłaś dla Josepha. Naprawdę wierzysz, że ktokolwiek będzie chciał cię jeszcze poślubić?"
Rodziny Waltonów i Huntów nie obracały się w tych samych kręgach.
Ale w Ravenshore plotki o romansie Aurory z innym mężczyzną rozprzestrzeniały się jak pożar.
Aurora tylko rzuciła Tessie spojrzenie.
Nie czuła nic do tej tak zwanej siostry.
W rzeczywistości, kiedy Julian odwołał zaręczyny, odczuła ulgę.
Z jakiegoś powodu Tessa zawsze żywiła do niej urazę.
"Julian?"
Aurora uniosła brew i wydała szyderczy śmiech.
"Jeśli tak bardzo go lubisz, zatrzymaj go. Ale z tego, co słyszałam, sypia na prawo i lewo. Upewnij się, że regularnie się bada, siostrzyczko."
"Ty…"
Pierś Tessy unosiła się i opadała ze złości.
Zdawała sobie doskonale sprawę z różnicy między nią a Aurorą.
Grace była surowa dla Aurory, a pobłażliwa dla niej - nie z miłości, ale dlatego, że miała wyższe oczekiwania wobec Aurory.
Ale dlaczego?
Dlaczego to Aurora miała odziedziczyć rodzinę Waltonów?
Dlaczego nie ona?
Tylko dlatego, że została adoptowana?
Gdy patrzyła, jak Aurora odchodzi, gorycz i niechęć wypełniły pociemniałe spojrzenie Tessy.
Jednak Aurora nie miała czasu przejmować się uczuciami Tessy.
Wieści o jej sytuacji rozeszły się, a jej przyjaciółki z chęcią przedstawiały jej potencjalnych kandydatów na męża.
Przez trzy dni z rzędu spotykała się z jednym mężczyzną za drugim, ale żaden z nich nie wzbudził jej zainteresowania.
Miała już wychodzić, gdy z pobliska dobiegł znajomy głos.
"Aurora? Co za zbieg okoliczności."
Judy podeszła do niej, trzymając się pod rękę z Josephem.
Jej wygląd całkowicie się zmienił.
Była teraz ubrana od stóp do głów w luksusowe ubrania od znanych projektantów, ale wciąż zachowywała tę samą łagodną, posłuszną postawę.
Obok niej Joseph zmarszczył brwi na widok Aurory.
Wyglądała inaczej niż wcześniej.
Jej makijaż był nieskazitelny, usta pomalowane odważną czerwienią, a ciemne włosy opadały bez wysiłku.
W jej spojrzeniu kryła się leniwa, obojętna aura - odważna, nieskrępowana.
W niczym nie przypominała kobiety, którą kiedyś znał.
"Co tu robisz?"
Joseph odsunął na bok swoje błądzące myśli i zapytał chłodno.
Ta restauracja była dostępna tylko dla członków.
Ktoś taki jak Aurora nie miał tu czego szukać.
Aurora wykrzywiła usta w figlarnym uśmiechu. "A dlaczego miałoby mnie tu nie być?"
"Panno Walton, czy pani tu pracuje?" Judy wydała cichy śmiech, w jej tonie pobrzmiewało współczucie.
"Płaca jest tu dobra, ale nie spodziewałam się, że absolwentka tak dobrego uniwersytetu jak pani skończy jako kelnerka tylko dla pieniędzy."
"A co jest złego w byciu kelnerką?"
Spojrzenie Aurory przesunęło się po drogim stroju Judy, którego każdy element był wart tysiące, zanim powiedziała od niechcenia: "Przynajmniej zarabiam własne pieniądze, zamiast polegać na mężczyźnie."
Twarz Judy pobladła. Przygryzła wargę, wyglądając żałośnie.
Ale wyraz twarzy Josepha pociemniał z pogardą. "I co z tego, że wydaję pieniądze na moją kobietę?
Kiedy zerwaliśmy, dałem ci nawet dwieście tysięcy dolarów odszkodowania, ale upierałaś się, żeby ich nie przyjąć.
Aurora Walton, z takim podejściem, czy w ogóle zasługujesz na to, żeby tu pracować?"
Jego twarz była zimna, gdy dał znak menedżerowi.
Obok niego Judy milczała, obserwując Aurorę z cichym posłuszeństwem.
Aurora spojrzała na nich dwoje.
Nagle wszystko to wydało jej się śmieszne.
Gdyby naprawdę była biedną absolwentką uniwersytetu, działania Josepha zrujnowałyby jej pracę, czyniąc jej i tak trudne życie jeszcze gorszym.
A Judy, ktoś, kto powinien to rozumieć lepiej niż ktokolwiek inny, po prostu stała i patrzyła, jak Joseph utrudnia jej życie.
Tyle warte to czyste, życzliwe serce.
Wkrótce przybył menedżer.
"Ta kelnerka ma okropne podejście. Nie sądzę, żeby nadawała się do dalszej pracy tutaj" - powiedział chłodno Joseph.
Ale menedżer zamarł, wyglądając na zaskoczonego.
Szybko wyjaśnił: "Musi tu być jakieś nieporozumienie, proszę pana. Panna Walton jest jedną z naszych elitarnych członkiń, a nie kelnerką."
"Co?"
Joseph był oszołomiony. Jego brwi zmarszczyły się, gdy po jego twarzy przemknęło niedowierzanie.
Jak Aurora mogła sobie pozwolić na bycie tu członkinią?
Kiedyś wahała się przed zakupem taniego jedzenia z ulicy, zawsze uważając, by zjeść każdy ostatni kęs truskawki, włączając w to szypułkę.
Jak mogła nagle pozwolić sobie na elitarne członkostwo w takim miejscu?
Musiała kombinować, robić wszystko, by tylko zwrócić na siebie jego uwagę.
W jego oczach pojawił się wstręt.
"Aurora Walton, co właściwie próbujesz zrobić? Przylgnąć do mnie, mając nadzieję na powrót?"
Aurora uniosła wzrok, a jej czerwone usta rozchyliły się, gdy wyszeptała: "Idiota".
















