Słysząc nazwisko „Sterling”, Charlotte spojrzała na konwój i dostrzegła herb Sterlingów na samochodach.
Czy oni są tu dla mnie? Na tę myśl ogarnęła ją ekscytacja.
Czy to możliwe, że Hector nigdy mnie nie zdradził? Czy zerwał nasze zaręczyny, bo wtedy nie miał innego wyboru? Teraz, gdy wie, że wróciłam, musiał tu przyjechać, żeby mnie odebrać!
– Panienko, czy pan Sterling jest tutaj, żeby nas odebrać?
Zachwycona pani Berry miała już zrobić krok naprzód, gdy dwóch ochroniarzy brutalnie ich odepchnęło.
W następnej chwili z samochodu wysiadła pełna gracji kobieta ubrana w drogie szaty, otoczona świtą.
Usta Charlotte rozchyliły się ze zdziwienia. Czy to nie Luna White?
Luna miała na sobie designerski kostium. Wyglądała jeszcze bardziej elegancko niż cztery lata temu.
Jej palce obejmowały małą rączkę chłopca w wieku zbliżonym do trojaczków Charlotte.
– Pani Sterling, paniczu Timothy, tędy proszę – powitali ich uprzejmie ochroniarze.
– Nigdy więcej nie pojadę pociągiem. Jest brudno i pełno pospólstwa – oświadczyła Luna, z pogardą zasłaniając nos chusteczką.
– Tak, tak. Gdyby nie pogoda, pan Sterling nie pozwoliłby pani i Timothy'emu cierpieć.
Ochroniarze odprowadzili Lunę i małego chłopca do samochodu.
Zarówno Luna, jak i jej syn byli tak aroganccy, że nawet nie rozejrzeli się dookoła. W rezultacie nie zauważyli Charlotte w tłumie.
– Co się dzieje? – Pani Berry rozpoznała Lunę i wyrzuciła z siebie: – Czy to nie pani kuzynka? Czy ona jest teraz żoną pana Sterlinga?
– Chyba tak.
Gdy konwój Sterlingów odjeżdżał, Charlotte przypomniała sobie obietnicę Hectora z przeszłości.
Mówił, że będę jego jedyną panną młodą w tym życiu.
Ale teraz jest żonaty z moją kuzynką. Mają nawet tak dużego syna!
Oczy Charlotte zaszły łzami, a w nosie ją zakręciło.
– Mamusiu, co się stało?
Gdy dzieci zauważyły zaczerwienione oczy Charlotte, cała trójka otoczyła ją, wyrażając swoje zaniepokojenie.
– Wszystko w porządku.
Ocierając oczy, Charlotte uklękła i przytuliła całą trójkę.
– Mamusiu, nie smuć się. Jak dorosnę, kupię ci duży samochód. Wtedy nie będziesz musiała już cierpieć – zaoferował jej najstarszy syn, Robbie. Myślał, że jest smutna, bo ktoś jej dokuczył.
– Mamusiu, kto ci dokuczył? Pozwól, że ich zleję! – Jamie, drugi z chłopców, uroczo wymachiwał pięściami i nadymał policzki.
Ellie, najmłodsza z trojaczków, potarła policzkiem o policzek Charlotte i pocieszyła ją: – Mamusiu, nie płacz!
– Nie płacz! Nie płacz!
Nagle z kieszeni Ellie wyjrzała zielona główka. Należała do zuchwałej papugi, która w tej chwili z ciekawością rozglądała się dookoła.
– Nie, nie płaczę. – Charlotte wzięła głęboki wdech i przywołała uśmiech. – Chodźcie, idziemy do domu!
– Hurra, idziemy!
Charlotte ucałowała każde z nich, po czym ponownie zarzuciła plecak na ramię i ruszyła, by złapać taksówkę.
Kiedyś była bogatą dziedziczką ze świtą, gdziekolwiek się udała, a teraz musiała stać w kolejce po taksówkę z panią Berry i dziećmi, nie wspominając o byciu objuczoną ich bagażami.
Ponieważ nie zmieścili się wszyscy do jednej taksówki, pani Berry musiała pojechać osobnym autem.
Niebo pociemniało, zwiastując nadejście burzy. Chcąc jej uniknąć, taksówkarz pędził nerwowo drogą, gdy nagle uderzył w jadącego przed nim Rolls-Royce'a.
Twarz taksówkarza natychmiast zbladła; wysiadł z auta, by sprawdzić sytuację.
Charlotte siedziała na miejscu pasażera i wyglądała przez okno, marszcząc brwi.
To był limitowany Rolls-Royce Phantom. W Kraju C były tylko trzy takie egzemplarze, a na świecie trzydzieści pięć. Nawet jeśli to było drobne zadrapanie, taksówkarz musiałby zapłacić ogromne odszkodowanie, co mogłoby doprowadzić go do bankructwa.
















