Natalia:
„Mamo, czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, że wychodzę za mąż za faceta z powodu kontraktu?” – zapytałam, patrząc na mam i „podpisała” przed przyjazdem.
„Natalio, i tak nie chciałaś wesela” – argumentowała mama, próbując mnie przekonać, że to w porządku.
„Nawet nie mogę go mieć, mamo”.
„Więc nie widzęę, która właśnie wręczyła mi dokument dostarczony przez prawnika tego mężczyzny. Ten idiota nawet nie raczył się pofatygować, by podpisać go przy mnie. Podpisał swój egzemplarz i odesłał go, bym go „przeczytała”ionami, a ja westchnęłam, szczypiąc się w nasadę nosa. Spojrzałam na papier, który leżał na mojej toaletce od dwudziestu minut, podczas gdy ja biłam się z myślami, czy go podpisać. Nie było już problemu, Natalio...”
„Mamo, ten człowiek jest miliarderem. Nie wydaje ci się trochę dziwne, że nie chce wystawnego ślubu, gdzie roiłoby się od paparazzi?” – uniosłam rękę w geście zmieszania. Mama wzruszyła ram...” – powiedziałam, patrząc na mamę, która wzięła głęboki oddech, próbując się uspokoić. Matka tego mężczyzny zadzwoniła do mojej mamy i zorganizowała to wszystko, a w następnej chwili wiedziałam już tylko tyle, że wychod odwrotu, wiedziałam to na pewno.
„Natalio, ten mężczyzna to najlepsza partia, jaką mogłabyś znaleźć. Widziałaś jego zdjęcie...”
„To jedyne, co widziałam; nie wiem o nim nic. Kim jest, jaki jest, jak się zachowujezę za mąż, czy mi się to podoba, czy nie.
„Natalio, nie ma już z tego wyjścia...”
„Mamo, nigdy tego nie chciałam, oboje wiemy, że miałam własne ambicje...”
„Ale twój ojciec nie chce już dźwigać twojego ciężaru” – powiedziała mama, patrząc mi prosto w oczy. – „Ma na utrzymaniu też twoje młodsze rodzeństwo, nie może ciągle zajmować się tobą i twoimi wydatkami, nie wspominając o twojej mocy”.
„Mamo, to, że jestem władczynią żywiołów, w niczym wam nie zaszkodziło. To wy traktujecie mnie jak kogoś, kogo trzeba ukrywać...”
„A nie trzeba?” – zapytała mama, przerywając mi. – „Nie możemy organizować spotkań, gdy jesteś w domu, ze strachu, że jakiś potwór wyczuje twoją obecność, nie wspominając o tym, że mamy już dość...”
„Podpiszę ten cholerny papier” – powiedziałam, uciszając mamę, zanim zdążyła powiedzieć coś bardziej bolesnego. Fakt, że obwiniali mnie za to, jaka się urodziłam, ranił mnie o wiele bardziej, niż byłabym w stanie przyznać. Doszło do tego, że tata uderzyłby mnie, gdybym straciła kontrolę nad mocą przez zbyt długie jej tłumienie; wciąż wierzę, że celowo napuścił na mnie kilka potworów, by się mnie pozbyć.
Spiorunowałam wzrokiem papier leżący na toaletce, po czym podpisałam go, nie zadając sobie trudu czytania go po raz trzeci – nie żeby było mi to potrzebne. Ruszyłam z prawnikiem do jakiejkolwiek dziury, do której mnie zabierał; z tego co wiedziałam, było to miejsce zamieszkania mojego „męża”.
Spojrzałam na mamę, która uśmiechnęła się do mnie i skinęła głową.
„No dobrze, przygotujmy cię, co?”
*******************
Moje przygotowania nie trwały długo, jako że miałam na sobie zwykłą białą sukienkę do kolan i płaskie buty.
Niezła panna młoda, nie ma co.
Tak, to prawda, że nigdy nie zamierzałam urządzać wesela, skoro i tak nie mogłam go mieć, ale nigdy nie spodziewałam się wyjść za mąż przez podpisanie papierka, ani jechać do domu męża w zwykłej sukience, nie spotkawszy go ani razu.
Weszłam do rezydencji, a prawnik szedł przede mną. Spojrzałam na zdjęcie kobiety – była piękna, miała promienny uśmiech na twarzy, a jej oczy błyszczały szczęściem.
„Kim ona jest?” – zapytałam z uśmiechem. Ciekawość wzięła górę, ale kobieta wydawała się urocza, a to, że jej zdjęcie wisiało na ścianie naprzeciwko wejścia, oznaczało, że była kimś ważnym. Prawnik zamarł na sekundę, patrząc na portret, po czym jego spojrzenie stwardniało, gdy przeniósł je na mnie.
„Nasza Luna” – brzmiała jego prosta odpowiedź, po czym wszedł głębiej do domu, a ja podążyłam tuż za nim, by się nie zgubić. Nie wyglądało na to, by ktokolwiek zamierzał nas powitać, więc nie kłopotałam się czekaniem.
„Alfo” – usłyszałam głos prawnika, po czym skinął na mnie. Moje oczy napotkały najwspanialsze szmaragdowozielone tęczówki, jakie kiedykolwiek widziałam. Mężczyzna nie miał na sobie koszulki, zresztą większość mężczyzn w domu jej nie miała. Jednak jego spojrzenie stwardniało, gdy napotkało mój błękit, a ja spięłam się, obawiając się jego reakcji. Jego charyzmę dało się wyczuć w pokoju, wszyscy zesztywnieli, gdy na mnie spojrzał.
Nie mogłam powstrzymać się od gapienia się na jego wyrzeźbiony brzuch i ramiona. Ten mężczyzna był ucztą dla oczu, musiałam to przyznać.
Skinął głową, oddalając ludzi stojących u jego boku, po czym spojrzał na mnie. Jego wzrok, taksujący mnie z góry na dół, sprawił, że poczułam się nieco nieswojo.
„Witaj, Pani Knight”.
„Zdajesz sobie sprawę, że mam imię” – stwierdziłam, krzyżując ramiona na piersi.
„A jeśli jeszcze nie zauważyłaś, niespecjalnie mnie to obchodzi”.
Czekał na moją odpowiedź, jednak ja po prostu skinęłam głową, czekając, aż będzie kontynuował. „Jestem Blake. Wierzę, że poznałaś już Masona”.
„Twojego prawnika” – weszłam mu w słowo.
„To mój najlepszy przyjaciel, nie prawnik. Mój prawnik nie jechałby, by przywieźć moją »żonę«” – przewrócił oczami, a ja skinęłam głową, biorąc głęboki oddech. – „Pokojówki zaprowadzą cię do twojego pokoju, nie sądzę, byś oczekiwała, że będziemy dzielić pokój, a co dopiero łóżko”.
„Czy muszę pytać, po co w ogóle mnie tu sprowadziłeś? Skoro wygląda na to, że nawet nie jesteś zainteresowany małżeństwem, nie miałeś nawet czelności przyjechać i odebrać mnie osobiście. Po co robiłeś wokół tego tyle zamieszania?” – zapytałam spokojnie.
„Wierz lub nie, nie chcę mieć cię za żonę, jednak nasze małżeństwo wiąże kilka luźnych końców w pewnych partnerstwach, które mam z twoim ojcem...”
„Zatem nasze małżeństwo to nic innego jak transakcja biznesowa”.
„Mniej więcej” – powiedział, nie odrywając ode mnie wzroku. Jego ciało górowało nade mną, gdy się zbliżył, i musiałam użyć całej silnej woli, by nie wykorzystać wiatru do odepchnięcia go od siebie. Jego mocna woda kolońska uderzyła w moje nozdrza niemal natychmiast.
„Alfo” – odezwał się mężczyzna bez koszulki, wchodząc do pokoju. Patrzył w dół na swoje stopy, unikając wzroku Blake'a.
„O co chodzi, Ryan?”
„Mamy mały problem”.
















