Pojawienie się Maeve znikąd kompletnie zbiło Byrona z tropu. Rozmawiał przez telefon i właściwie nie dosłyszał, co powiedziała. Marszcząc brwi, zapytał: "Czekaj, co właśnie powiedziałaś?"
"Zapytałam, czy zastanowiłbyś się nad poślubieniem mnie" – powiedziała Maeve, zbierając całą odwagę.
Tak naprawdę to nie było jej pierwsze spotkanie z Byronem. Zaledwie zeszłej nocy, kiedy szła zanieść Jeffowi lekarstwa na kaca, przechodziła obok zaułka i zobaczyła, jak Byrona gonią i biją.
Był cały zakrwawiony, leżał na ziemi. Bez wahania rzuciła się, żeby go uratować, a on w zamian obiecał jej przysługę.
Martwiąc się, że Byron może pomyśleć, że zwariowała, dodała: "Właściwie to uratowałam ci życie zeszłej nocy. Pamiętasz?"
Byron zawahał się, zmrużył oczy, a po jego twarzy przemknęło przebłysk rozpoznania. "To byłaś ty?"
"Tak, to byłam ja" – potwierdziła, wydając ciche westchnienie ulgi.
"Więc to jest twoja wielka prośba?" – Spojrzenie Byrona stało się lodowate, gdy przyglądał się lekko zaczerwienionej twarzy Maeve.
Zastanawiał się, dlaczego tamtej nocy nie poprosiła o nic, ale teraz to zrozumiał – musiała się domyślić, kim jest, i zdała sobie sprawę, że poślubienie go jest o wiele lepsze niż szybka przysługa. 'Czy cała ta życzliwość to tylko fasada? Co za fałszywa kobieta!'
Na tę myśl w jego oczach pojawiła się pogarda, gdy spojrzał na Maeve, a jego wyraz twarzy stał się obojętny. "Jesteś pewna, że tego chcesz?"
Pogrążona we własnych nerwach Maeve nie zauważyła chłodu w jego tonie i szybko skinęła głową. "Tak" – powiedziała.
Patrząc na znoszone i wyblakłe obszycie jego garnituru, Maeve doszła do wniosku, że nie ma zbyt wiele do zaoferowania. A po tym, co widziała zeszłej nocy, było jasne, że ma poważne kłopoty. Wiedziała, że poślubienie zupełnie obcego człowieka, zwłaszcza takiego jak on, to duże ryzyko, ale naprawdę nie wiedziała, co robić.
Z drugiej strony Byron był o wiele przystojniejszy niż Jeff. "Już patrzenie na niego to wygrana", pomyślała. "Poślubienie go wcale nie wydaje się stratą".
Długa cisza Byrona zaczęła niepokoić Maeve. Właśnie wtedy, gdy myślała o wycofaniu się, zakładając, że ją odrzuci, Byron w końcu uniósł brodę z chłodnym wzruszeniem ramion. "W porządku. Chodźmy" – powiedział.
Skoro rodzina naciskała na niego, żeby ożenił się jeszcze dzisiaj, wydawało się to właściwym posunięciem; i tak musiał się ustatkować. W tym momencie każda dziewczyna byłaby dobra.
Maeve, wciąż trochę oszołomiona, zamrugała i zapytała: "Dokąd?"
Byron posłał jej niecierpliwe spojrzenie. "Czyż nie mówiłaś, że chcesz się ożenić?" Nie czekając na odpowiedź, odwrócił się i ruszył w stronę wejścia do urzędu miasta.
"Och! Racja!" Maeve pospieszyła, żeby dotrzymać mu kroku.
Pół godziny później Maeve wyszła z urzędu miasta, ściskając świeżo wydany akt małżeństwa, czując się jak we śnie. Co chwilę zerkała na ostry profil Byrona obok niej, ledwo mogąc uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.
To była bez wątpienia najdziksza rzecz, jaką Maeve kiedykolwiek zrobiła w swoim dwudziestotrzyletnim życiu – poślubienie zupełnie obcego człowieka. Co się tyczy Byrona, był zimny jak lód i przez cały czas ani razu się nie uśmiechnął.
Idąc obok Byrona, Maeve czuła dziwną mieszankę ekscytacji i strachu przed tym, co miało nastąpić.
Teraz, gdy byli już oficjalnie małżeństwem, pomyślała, że powinna przynajmniej podjąć jakiś wysiłek. Wyciągnęła zapasowy klucz do swojego mieszkania i podała mu go.
"Oto klucz do mojego mieszkania" – powiedziała, zachowując swobodny ton. "Apartamenty Pinehurst, numer 1008. Wprowadź się, kiedy będziesz gotowy. A ponieważ jesteś ranny, jeśli będziesz potrzebował pomocy przy swoich rzeczach, po prostu daj mi znać".
Byron zmrużył oczy. "Więc wprowadzenie się jest teraz częścią umowy?"
Maeve wzruszyła ramionami. "Słuchaj, nie wiem, dlaczego nie poszedłeś do szpitala po tak poważnych obrażeniach. Ale teraz, gdy jesteśmy małżeństwem, zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby wszystko utrzymać w całości. Nie musisz już wykonywać tych… niebezpiecznych zadań".
Wcześniej nie mogła interweniować, ale teraz, gdy był jej mężem, chciała, żeby był bezpieczny.
Wyraz twarzy Byrona pociemniał, gdy pomyślał: "Czy ona już próbuje mnie kontrolować? Od kiedy potrzebuję kobiety, która się mną opiekuje? Co za żart!"
"Ustalmy jedno" – powiedział Byron lodowatym tonem. "To, że jesteśmy małżeństwem, nie oznacza, że możesz wtrącać się w moje życie. Musisz to zrozumieć".
Maeve wzdrygnęła się na jego ton, ale skinęła głową, trochę oszołomiona. "Dobrze. Potrzebujesz teraz pomocy przy przenoszeniu swoich rzeczy?"
"Nie" – uciął Byron ostro. "Mam plany". Bez słowa odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę ulicy, ledwo rzucając jej spojrzenie. Zostawił jednak klucz, który mu dała.
Maeve poczuła, że w Byronie jest coś innego niż zeszłej nocy, ale nie mogła tego dokładnie określić. Postanowiła nie rozwodzić się nad tym i wezwała taksówkę.
Gdy tylko opadła na tylne siedzenie, jej telefon zawibrował. Dzwonił Jeff. Po krótkiej chwili zawahania rozłączyła się i zablokowała jego numer.
Powiedziała już wszystko, co miała do powiedzenia, w wiadomości, którą wysłała przed udaniem się do urzędu miasta. To, czy ją przeczytał, czy nie, to już jego problem.
Zadowolona z tego faktu, Maeve zerknęła na akt małżeństwa na swoich kolanach i uśmiechnęła się, czując falę nerwów zmieszanych z ulgą. "Będzie dobrze" – powiedziała sobie.
Niedługo po tym, jak Maeve odeszła, pod krawężnik podjechał elegancki czarny Maybach. Z przedniego siedzenia wysiadł mężczyzna, szybko otwierając tylne drzwi. "Panie McDaniel, proszę wsiadać" – powiedział z szacunkiem skinieniem głowy do Byrona, który wciąż stał przy drodze.
Byron wślizgnął się na tylne siedzenie, nonszalancko krzyżując długie nogi. Wyglądał blado i wyczerpująco – powrót do normalnego trybu życia, zanim całkowicie się wyleczył, wyraźnie go męczył.
"Zadzwońcie do Anthony'ego" – rozkazał. "Muszę, żeby moja rana została sprawdzona i ponownie opatrzona".
Archer Bax, jego asystent, odpowiedział gładko: "Anthony już jest w drodze. I udało nam się zbić z tropu ludzi pana Gilberta McDaniels – wciąż nie wiedzą, że jest pan ranny".
Gdyby Gilbert dowiedział się o obrażeniach Byrona, Gilbert nie zmusiłby wnuka do poślubienia przedwcześnie. Ale to oznaczałoby również, że obrażenia Byrona zostałyby ujawnione reszcie McDanielsów, stawiając go w poważnej niekorzystnej sytuacji. Dlatego Byron nalegał, żeby utrzymać to w tajemnicy przed wszystkimi innymi.
Byron oparł się na siedzeniu, zamykając na krótką chwilę oczy. Beztrosko rzucił kopię aktu małżeństwa na bok, ale w końcu ześlizgnęła się na podłogę, nie zauważona przez nikogo.
















