Faye była osłupiała. Benjamin był kimś, kto w swoim czasie regularnie pojawiał się w telewizji. Nic dziwnego, że wydawał się tak znajomy.
"To był on?" – zapytała z niedowierzaniem Faye.
Wilbur skinął głową, a Faye powiedziała, marszcząc brwi: "Tożsamość pana Graysona to nie byle co. Jego wnuczka chyba jednak niezbyt za tobą przepada".
"Zostaw ją w spokoju" – odparł Wilbur.
Faye skinęła cicho głową, po czym dodała: "Szefie, wszystko gotowe. Właśnie otrzymałam też zaproszenie na dzisiejszy ślub Blake'a i Yvonne".
"Doprawdy? Wierzę, że wykonasz dobrą robotę" – powiedział spokojnie Wilbur.
Faye kontynuowała: "Planuję sprawić im na ślubie wielką niespodziankę. Co o tym myślisz?"
"Im większa, tym lepsza" – odpowiedział Wilbur, wspominając, jak Yvonne go potraktowała.
Faye przytaknęła. Zerknęła na niedopite wino, a potem z powrotem na Wilbura. "Szefie, czy chciałbyś, żebym się z tobą napiła?"
"Potrafisz pić?" – zachichotał Wilbur.
Faye zarumieniła się lekko. "Trochę".
Wilbur nalał Faye kieliszek. "To prawda, że ja jeszcze nie mam dość".
Faye uniosła kieliszek, stukając nim o kieliszek Wilbura, po czym opróżnili je duszkiem.
Rozmawiali, popijając trunek. Nie minęło wiele czasu, nim dokończyli wino przyniesione przez Benjamina.
Faye wydawała się już całkiem pijana. Podeszła do szafki z winami, wyjęła kolejną butelkę i otworzyła ją bez wahania.
Wilbur zachichotał. Faye nalała im po kolejnym kieliszku i pili dalej.
Ponad godzinę później Wilbur spojrzał na Faye, która zemdlała na kanapie. Pokręcił głową i powiedział: "Nie pij tyle, jeśli nie masz mocnej głowy. Co ja mam teraz zrobić?"
W rezultacie mógł jedynie zanieść nieprzytomną damę na górę.
Ciało, zapach i aura Faye kruszyły opór Wilbura przed pokusą, wystawiając jego psychiczną i fizyczną wytrzymałość na najwyższą próbę.
W końcu zaniósł Faye do jej pokoju i przykrył ją kocem, po czym natychmiast pognał na dół.
Gdy wyszedł, Faye powoli otworzyła oczy. Spojrzała na drzwi z irytacją i wymamrotała: "Czy nie byłam wystarczająco czarująca?"
Następnego ranka.
Po przebudzeniu Wilbur postanowił zostać w swoim pokoju nieco dłużej. Wyszedł dopiero, gdy Faye wyszła do pracy.
To, co wydarzyło się zeszłej nocy, było nieco niezręczne i trochę się denerwował spotkaniem z Faye.
W końcu, jako szef, upił swoją podwładną. Nie wyglądałoby to najlepiej.
Po zrobieniu sobie śniadania udał się do parku, by kultywować.
W tym samym czasie, w domu numer jeden, Susie stała pod drzwiami pokoju swojego dziadka i błagała: "Dziadku, masz dzisiaj badania kontrolne. Proszę, otwórz drzwi".
Nie było żadnej odpowiedzi. Susie mogła tylko wołać w kółko.
Po dłuższym czasie Benjamin westchnął. Był w trakcie kultywacji. Wstał i otworzył drzwi.
Czuł się jak w więzieniu, ale nie potrafił złościć się na wnuczkę.
Susie zobaczyła dziadka i natychmiast do niego podbiegła. "Dziadku, czy bierzesz leki na czas?"
"Tak, biorę" – powiedział spokojnie Benjamin.
W rzeczywistości wrzucił leki do szafki na buty i wciąż tam leżały.
Susie skinęła głową i zawiozła dziadka do szpitala na serię badań.
Gdy skończyli, doktor Sepia powiedział do Susie: "Wyniki będą po południu. Zadzwonię do pani".
"Dziękuję, doktorze Sepia" – powiedziała Susie, po czym odwiozła dziadka do domu.
Po powrocie Benjamin ponownie udał się do swojego pokoju, by kontynuować kultywację.
Susie zaczęła czekać z niepokojem. Jej dziadek był bardzo, bardzo chory i wszyscy o tym wiedzieli.
To, czy miał szansę na wyzdrowienie, zależało wyłącznie od lekarstw.
Była druga po południu, gdy doktor Sepia w końcu zadzwonił.
Doktor Sepia z radością poinformował Susie, że stan jej dziadka uległ poprawie, do tego stopnia, że nawet zwłóknienie płuc zaczęło się cofać. To był prawdziwy cud.
Po przekazaniu wieści, doktor Sepia nalegał, by Susie dopilnowała, aby dziadek nadal przyjmował te leki, biorąc pod uwagę ich skuteczność.
Susie zgodziła się na wszystko z radością. Rozłączyła się i odetchnęła z ulgą.
Opierając się na słowach doktora Sepii, jej dziadek wracał do zdrowia i mógłby pożyć jeszcze kilka lat bez problemów. To była zdecydowanie dobra wiadomość dla rodziny Graysonów.
Jednak myśl o tym oszuście sprawiła, że znów zacisnęła zęby ze złości.
Spotykała już wcześniej takich ludzi.
Rodzina Graysonów była potęgą, z którą należało się liczyć w kraju, posiadającą niezrównane wpływy, i niezliczeni ludzie chcieli się im przypodobać, by uzyskać od nich to, czego chcieli.
Dziadek ostrzegał ich wcześniej, by uważali na takich ludzi, na wypadek gdyby wykorzystali reputację Graysonów, by wyrządzić szkodę krajowi dla osobistych korzyści.
Jednak dziadek wyraźnie tracił rozum z wiekiem. Pomyśleć, że uwierzył temu oszustowi tak po prostu i zapomniał o wszystkim, co mówił wcześniej.
Na tę myśl Susie nie mogła się powstrzymać i zadzwoniła ponownie do ojca.
"Tato, kiedy wracasz? Ten oszust zmusza teraz dziadka do picia i palenia. Posunął się za daleko".
Nastąpiła krótka pauza, po czym w słuchawce rozległ się wściekły głos: "Podeślij mi dane tego faceta. Jutro będę z powrotem".
"Dobrze. Proszę, pospiesz się. Dziadek został całkowicie omamiony".
Po rozłączeniu się, Susie wysłała ojcu numer telefonu Wilbura, jego adres, a nawet zdjęcie.
Następnie zacisnęła zęby i warknęła: "Poczekaj tylko i zobacz, jak mój ojciec cię załatwi, ty kłamliwy bydlaku".
Była piąta po południu.
Wilbur skończył medytację wcześniej i poszedł do supermarketu kupić trochę produktów spożywczych. Następnie wrócił do domu i zaczął gotować w kuchni. To, że Faye ciągle dla niego gotowała, zaczynało sprawiać, że czuł się z tym trochę źle.
Kiedy Faye wróciła z pracy do domu i zobaczyła Wilbura gotującego w kuchni, zakryła usta w szoku.
Chwilę później podbiegła do niego i powiedziała: "Szefie, pozwól mi się tym zająć. Nie mogę pozwolić ci gotować".
"I tak nie mam nic do roboty. Poza tym, nie czuję się dobrze z tym, że ciągle gotujesz dla mnie. Teraz twoja kolej, by spróbować mojej kuchni".
Po tych słowach Wilbur zaniósł kilka potraw na stół w jadalni.
"Dziękuję, szefie. Pójdę się przebrać".
Faye pofrunęła radośnie na górę, przebierając się w koronkową sukienkę na ramiączkach, po czym zeszła na dół.
Sukienka zakrywała wszystko, co powinna, ale odsłaniała długie, jasne nogi Faye, gdy ta szła.
Wilbur uśmiechnął się. "Jedzmy".
Rozłożył talerze i sztućce dla obojga, po czym zabrali się do jedzenia z apetytem.
Faye była zachwycona, chwaląc Wilbura bez końca. Był to dość prosty posiłek, ale Faye jadła tak, jakby spożywała najlepsze dania na świecie.
Wilbur sam zjadł trzy dokładki. Po posiłku oboje uśmiechnęli się, patrząc na siebie. Faye położyła się nawet na kanapie, eksponując nogi. Cokolwiek nie było widoczne, groziło odsłonięciem w każdej sekundzie, co stanowiło dla Wilbura sporą pokusę.
Niemniej jednak, powiedział tylko: "Mogłabyś pozmywać naczynia?"
Faye usiadła, a w jej spojrzeniu błysnęła irytacja. Po zmyciu naczyń usiadła obok Wilbura. "Szefie, jutro ślub Blake'a i Yvonne".
















